Prawie rok temu dodałam wpis na temat tego, co zaskoczyło mnie w amerykańskim weselu (czytaj tutaj). Spotkał się on z dużym zainteresowaniem ze strony czytelników. Różnice kulturowe to jednak ciekawy temat! Postanowiłam kontynuować wątek, ale tym razem jednak, chciałam spojrzeć z nieco innej strony. Jak dobrze wiecie, mieliśmy przyjemność przeżyć dwa wesela, a drugie z nich odbyło się w Polsce (czytaj tutaj). Od początku podejrzewałam, że tym razem rzeczywistość może nieco zaskoczyć mojego amerykańskiego małżonka. Nie myliłam się 😉 Niejednokrotnie podczas naszego wesela widziałam jego zaskoczoną minę! Wczoraj poprosiłam go o spisanie swoich spostrzeżeń. Niniejszy post został napisany przez męża, ja go tylko przetłumaczyłam na język polski. Jeśli jesteście ciekawi, co Briana zaskoczyło w polskim weselu, to zapraszam do czytania 🙂
CUDOWNE PRZYJĘCIE MOICH RODZICÓW
Zacznę może od tego, co zbytnio nie zdziwiło mnie (bo w Polsce spędziłem już sporo czasu), ale zaskoczyło moich rodziców. W bardzo miły sposób! Byli wręcz onieśmieleni tym, jak ciepło i cudownie zostali przyjęci przez wszystkich uczestników przyjęcia 🙂 Gdy zdecydowali się uczestniczyć w naszym drugim weselu i przy okazji zwiedzić z nami rodzinne strony mojej żony, cały czas powtarzali, żebyśmy nie przejmowali się nimi podczas przyjęcia, tylko cieszyli się naszym dniem. Ponieważ nie mówią po polsku i nie znali wcześniej nikogo poza rodzicami Kasi, to spodziewali się, że spędzą czas na przyjęciu raczej we dwójkę. Tymczasem nie spędzili sami nawet pięciu minut 😉
Prawie każdy chciał spędzić z nimi trochę czasu, porozmawiać (sporo ludzi bardzo dobrze mówiło po angielsku) albo zatańczyć 🙂 Powiedzieli, że chyba nigdy nie czuli się tak ciepło i pozytywnie przyjęci jak wtedy. Dla mnie szczególnie super było zobaczyć ich tańczących z Dziadkami Kasi. Jej Dziadkowie mieli taką radość w oczach tańcząc na weselu swojej wnuczki. Generalnie to przyjęcie i zabawa w polskim gronie była dla moich rodziców najlepszym punktem europejskiej wycieczki i nadal nie mogą przestać o tym mówić 🙂
TŁUCZENIE SZKŁA
Wkroczyliśmy uroczyście na miejsce imprezy, wszyscy radośnie nas powitali i zaśpiewali tradycyjną polską piosenkę. Potem dostaliśmy kawałek chleba z solą, który mieliśmy zjeść. Kasia wcześniej opowiedziała mi o polskich tradycjach, więc nie byłem zaskoczony. A potem wszyscy zostali poczęstowani lampką szampana. My z Kasią dostaliśmy nawet takie fajne, związane białą wstążką kieliszki. Staliśmy sobie, piliśmy tego szampana, a goście zaczęli patrzeć na nas.. jakoś wyczekująco. Wtedy Kasi najwidoczniej przypomniało się o co chodzi, bo scenicznym szeptem poleciła.. bym rzucił kieliszkiem za swoje ramię! Każdy z obecnych gości na imprezie, nawet nie mówiący po angielsku, mógł domyślić się, że nie byłem zbyt przekonany do tego zadania, po tym jak zaskoczony krzyknąłem “Seriously?!”
Serio, to zabrzmiało dla mnie wtedy równie absurdalnie jak polecenie: “idź walnij swojego ojca w brzuch”. Zacząłem cicho argumentować, że jaki sens celowe tłuczenie zupełnie dobrych kieliszków. Kasia na to, śmiejąc się: “taka tradycja.. rzucaj”. No to ja znowu: “ktoś sobie nogę przetnie przez to szkło!”. Ona odpowiedziała, śmiejąc się coraz mocniej, że są przygotowani, żeby to zaraz sprzątnąć i żebym po prostu rzucił kieliszek za siebie. Całkiem zrezygnowany zapytałem: “A jak ktoś zaraz sobie rękę przetnie przy tym sprzątaniu szkła?”. Kasia już nic nie odpowiedziała, bo aż trzęsła się ze śmiechu, podobnie jak wszyscy obecni goście. W końcu przemogłem się i na raz-dwa-trzy rzuciłem ten kieliszek za siebie. Oczywiście oba rozbiły się na tysiąc drobnych kawałków. Ta tradycja mnie zupełnie nie przekonuje. To przecież niebezpieczne! A celowe rzucanie dobrymi kieliszkami to przecież zwykłe marnotrawstwo. Powinniście przestać to robić 😉
ŻYCZENIA I CAŁOWANIE SIĘ ZE WSZYSTKIMI!
Po uroczystym wejściu, toaście i celowym potłuczeniu zastawy, nadal staliśmy przed wejściem do restauracji. Kasia zapomniała napomknąć o tym wcześniej, ale najwyraźniej polska tradycja nakazuje na trochę czułości z gośćmi weselnymi jeszcze przed podaniem obiadu. Pierwsi goście podeszli do nas (z kwiatami!), złożyli dość długie serdeczne życzenia i nas wyściskali. Jak zobaczyłem powoli formującą się kolejkę dotarło do mnie, że to też jest ZWYCZAJ i że teraz musimy zrobić to z każdym gościem. Przyznam, że trochę spanikowałem! Zapomniałem też o tym całym całowaniu w dwa albo i trzy policzki. Parę razy po pierwszym cmoku nie zdążyłem odwrócić do końca głowy, by nadstawić ten drugi policzek i o mało co, nie doszło do pocałunku w usta! Obawiam się, że cześć naszych gości pomyślała, że jestem jakimś zboczeńcem…
Generalnie nie spodziewałem się, że KAŻDA JEDNA OSOBA będzie chciała nam złożyć takie osobiste życzenia, pogratulować i dać błogosławieństwo. To było generalnie bardzo miłe, ale trwało całe wieki i to… przed obiadem! Niektórzy nawet mówili osobno życzenia po polsku i po angielsku – co wydłużało całą czynność dwukrotnie. Nie zostało mi nic innego jak uśmiechać się serdecznie i powiedzieć każdemu to, co umiem po polsku – “jien cooya”.
JEDZENIE
Pewnie każdy z Was już wcześniej był na polskim weselu, więc dla Was to normalka, ale – mój Boże, podajecie naprawdę niekończącą się ilość jedzenia. Spędziłem już dwa razy święta w Polsce, więc myślałem, że wiele mnie nie zaskoczy. A jednak. Kasia wcześniej wspominała, że próbowała przekonać rodziców, by zamówili nieco mniej jedzenia, ale zgodzili się skreślić tylko kilka rzeczy z listy. Nie chcieli, żeby ktokolwiek był głodny. No i nie mógł być, bo mniej więcej co 10 minut przynosili jedzenie. Najgorsze, że wszystko wygląda tak super, ale Ty nie jesteś w stanie wszystkiego spróbować, bo zwyczajnie jest tego tak dużo! Wcześniej mówiłem rodzicom, że będzie na bank dużo jedzenia i Kasia też wspominała o sporej ilości, ale chyba nie do końca mieli wyobrażenie polskiej wersji słowa “sporo” 😉
Nawet przy obiedzie Kasia im delikatnie zasugerowała, żeby “zostawili sobie trochę miejsca” na później. Próbowali, ale i tak po drugim czy trzecim posiłku już trzymali się za brzuchy, bo wszystko im smakowało, a nie mieli miejsca na więcej 😉 A tak naprawdę oni się jeszcze nie rozkręcili z podawaniem! W Stanach na weselu jest tylko obiad, którym lepiej najeść się do syta, bo potem czeka Cię już wyłącznie kawałek tortu. W Polsce jest za to prawdziwe jedzeniowe szaleństwo! Święta to przy tym pikuś. Tyle dobrze, że potem pakują resztę tej ogromnej ilości jedzenia do domu. Przynajmniej jedzenia się u Was nie marnuje, tak jak zastawy stołowej 😉
*
Na koniec może pokażę Wam coś, co może nie zaskoczyło mnie, ale czym ja chyba nieco zaskoczyłem naszą polską rodzinę i przyjaciół. Ponieważ Kasia chciała powiedzieć na przyjęciu parę słów do gości, ja też zadecydowałem, że też powiem coś po polsku. Ponieważ niewiele jest pełnych zdań, które znam w tym języku, wymyśliłem sobie po prostu, co powiem po angielsku, a Kasia pomogła mi przetłumaczyć to na język polski. O zapisanie tych zdań nawet jej nie pytałem, bo przeczytanie czegokolwiek po polsku jest dla mnie wciąż czarną magią. Zamiast tego poprosiłem, żeby powiedziała to głośno, a ja zapisałem sobie transkrypcję fonetyczną tego, co usłyszałam. Zarówno Kasia jak i nasi przyjaciele płakali ze śmiechu widząc moje notatki oraz powiedzieli, że trudno się domyślić, co “autor miał na myśli”. Ale może Wy zgadniecie, co powiedziałem po polsku?
44 komentarze
Agnieszka
14 października 2017 at 22:18Uwielbiam jak Brian pisze o Polsce!
kashienka
29 października 2017 at 00:02Ja także 😀 Muszę go namówić, by robił to częściej 🙂
Karolina
14 października 2017 at 22:30Aww chyba ostatnia część jest najbardziej urocza 🙂 ale rzeczywiście jedzenia u nas co nie miara na weselichach 🙂
kashienka
29 października 2017 at 00:02Noo, miłe rzeczy powiedział, to fakt 🙂
Magda N
15 października 2017 at 00:29Upłakalam się jak babcie kocham ???? kieliszki i i to przejęcie się mnie rozwaliło ???
kashienka
29 października 2017 at 00:03Przyleć do nas Kochana, to usłyszysz Briana w akcji na żywo 😀
Karolina
15 października 2017 at 02:05A ja próbuję rozstrzygnąć co Brian napisał na karteczce, bo jak nic to co czytam przypomina mi to trochę norweski ???
Agnieszka
15 października 2017 at 07:16Ja bez problemu zrozumiałam co powiedział. Szczerze, to jest to bardzo czytelne wbrew pozorom:)
kashienka
29 października 2017 at 00:04Karolina – hahaha, na pierwszy rzut to zupełnie “nie wygląda” na polski 😉
kashienka
29 października 2017 at 00:05Agnieszka – ja już mam wprawę “w czytaniu” jego polskiego zapisu więc daję radę, ale dla osoby, która widzi coś takiego po raz pierwszy w życiu, to może być mały problem 🙂
Natalia
15 października 2017 at 08:08Pierwsze zdanie to chyba “Dziękuję wszystkim za przybycie”
kashienka
29 października 2017 at 00:07Bingo 🙂
Renata
15 października 2017 at 09:03Dziękuję, że od początku traktujecie mnie i moją rodzinę jako część swojej rodziny – tak mniej więcej to odczytałam 😉 wpis super!
kashienka
29 października 2017 at 00:07Brawo! 🙂 Cieszymy się, że wpis się spodobał!
Dagabout
15 października 2017 at 10:24Dalej jest “dziękuję, że od początku traktujecie mnie i moją rodzinę, jako część swojej rodziny” 😉
Świetny post!
Ja i mąż mieszkamy na stałe w UK, na naszym weselu pojawiło się sporo naszych przyjaciół stąd, którzy są innych narodowości – owszem byli Brytyjczycy, ale także Kanadyjczycy, Amerykanie, Francuzi i Holendrzy, więc zderzenie kulturowe było ogromne 😉 U nas – oprócz ilości jedzenia, oczywiście – największą “sensację” wzbudziły oczepiny (zwłaszcza kradnięcie buta), wiejski stół oraz długość trwania wesela 😉 Ale wszyscy również wspominają to jako najlepsze wesele życia 😉
Pozdrawiam serdecznie, http://www.dagabout.blogspot.com
kashienka
29 października 2017 at 00:09Brawo! 🙂
To u Was faktycznie mieliście pełną mieszkankę kulturową 🙂 U nas oczepin nie było, a wesele chyba do 1:30, więc w tym względzie aż takiej sensacji nie było! Ale fajnie, że u Was się tak świetnie ci obcokrajowcy bawili 🙂
Paulina G Lifestyle
15 października 2017 at 11:05Przezabawne spojrzenie na nasze polskie wesela ! 😀 czytałam ten post przy śniadaniu i śmiałam się w głos sama do siebie 😀
Super! 🙂
Pozdrawiam Was !
kashienka
29 października 2017 at 00:10Czyli widze, że Brian Ci poprawił humor do śniadania 😀 Dzięki Kochana, całusy dla Ciebie również :*
Natka!
15 października 2017 at 20:34Oryginalny post <3
Fajnie jest poczytać jak osoba innej narodowości postrzega nasze polskie wesele 😀
Pozdrawiam!
lublins.blogspot.com
kashienka
29 października 2017 at 00:11Ja bardzo lubię patrzeć na różne polskie “normalności” oczami mojego męża 🙂 Okazuje się, że sporo rzeczy może nieźle zaskoczyć! 🙂
www.fashionable.com.pl
16 października 2017 at 13:07Super post! :)) Mnie też przeraża całowanie ze wszystkimi 😀 pozdrowienia dla męża 🙂 <3
kashienka
29 października 2017 at 00:12Hahaha, dobrze, że u nas tylko małe kameralne przyjęcie było, a nie wesele na 120 osób 😛
Dziękujemy <3
Concordiaa
18 października 2017 at 22:32Jedzenia faktycznie na Polskich weselach aż w nadmiarze i niestety bardzo wiele się go marnuje :/ Za to moja siostra była na weselu w Rumunii i tam serwowane były jedynie posiłki a na stołach stały owoce i soki w dzbankach. Tyle. O tzw. “zimnej płycie” mowy nie było… Wszyscy pojedzeni i marnowania żarcia brak. W Polsce nie mogli jej uwierzyć jak o tym opowiadała 🙂
kashienka
29 października 2017 at 00:14Tutaj jest w zasadzie podaje się tylko obiad z ciepłych dań i potem jest tort. U nas w zeszłym roku tyle właśnie było jedzenia i chyba nikt głodny nie był, ale w Polsce to wiadomo musi być aż “przesyt” 😉
Karo
19 października 2017 at 18:55Rewelacyjny post Kasiu- super, że napisałaś to od strony Briana – uwielbiam 🙂
Rzadko komentuję tutaj wpisy , ale chętnie wpadam cos poczytać 🙂
pozdrawiam
kashienka
29 października 2017 at 00:14Brian sam napisał 😀 Ja tylko tłumaczyłam 🙂 Cieszę się, że lubisz tu zaglądać <3
Marta "Nefertari"
19 października 2017 at 20:39Kapitalne! 😀
Rozczuliły mnie notatki Twojego męża 😉
Urocze to wszystko…
Co do kieliszków – ma chłop rację ;D
BTW – a jaka wróżba Wam wyszła? Bo je zbija się po to, żeby zobaczyć, czy zostanie cały kielich (dziewczynka), czy może jednak noga (chłopak) – po tym poznaje się niby płeć dziecka, które urodzi się jako pierwsze 😉
BTW – kolejki gości… No fakt ? I te całusy z każdym… Z wujkami czy ciociami niekoniecznie miło ?
kashienka
29 października 2017 at 00:37Mnie też rozczuliło jak powiedział co ma zamiar powiedzieć :)))))))
OMG! W życiu nie słyszałam o wróżbach z kieliszków 😀 Nie patrzeliśmy nawet, ale chyba “rozbiły się na tysiąc kawałków, bez żadnych całych elementów. I dlatego dzidzi nie ma, tylko jest Leo :))))))
A co do całusów, to i tak Brian ma szczęście, że nasze przyjęcie było malutkie, tylko 35 osób, więc żadnych nielubianych wujków i ciotek nie było, tylko “sami swoi” 🙂
Projekt Housewife
20 października 2017 at 09:51Super post 🙂 zupełnie inne spojrzenie na nasze polskie wesela. Mam rodzinę w Kanadzie i wiem, że wesele do 4-tej rano jest tam nie do pomyślenia, a o ilości jedzenia już nie wspomnę. Cudowne zdjęcia. Pozdrawiam i życzę dużo szczęścia 🙂
kashienka
29 października 2017 at 00:33Tutaj zabawa do 22 i do domu ;P Więc jak powiedziałam Brianowi, że w PL czasem wesela do białego rana to był nieźle zaskoczony 😀 Nasze przyjęcie było na szczęście “tylko” do 1:30 🙂 Dziękujemy ślicznie za tak miłe słowa <3
Olgietta.com
22 października 2017 at 11:12ale sie usmialam, zwlaszcza tym na koncu…. mozna by rzec, ze Brian i jego rodzice przeszli “polski chrzest” … jak wesele przezyli to juz ich raczej nic wiecej nie zaskoczy… .. no i ter marnotrastwo szkla! (ps dobrze ze do Grecji na impreze nie polecial… albo na typowe trzaskania porcelany dzien przed slubem.. ale to chyba tradycja bardziej na Slasku?)
kashienka
29 października 2017 at 00:27No dokładnie – polskie wesele to prawdziwy chrzest :)))) Brian przeżył już polskie święta dwa razy, teraz wesele więc można powiedzieć, że weteran z niego ;))))
Słyszałam o tym trzaskaniu porcelany – u mnie w regionie (chyba) tego nie ma. Zresztą u nas żadnych takich tradycji nie było, ani “bramek”, ani oczepin, ani nic zupełnie odjechanego 😉 Tylko te kieliszki nieszczęsne!
Asia
31 października 2017 at 19:18super wpis 😉
ciekawe co by powiedział twój mąż na temat słynnych polskich odgrywek ;D ( coraz mniej ale nadal modnych, przynajmniej w moich rejonach, w małopolsce), dwa tygodnie temu miałam kolejne wesele w rodzinie, tym razem mojej kuzynki ( a zarazem matki chrzestnej mojej jednej z córek) osób zaproszonych ponad 200 z dziećmi, przyszło ok 170, i niestety były odgrywki.. nie jestem fanką tej rozrywki, a mając dziecko na weselu to już w ogóle;P drużba nie dośc ze co chwile śpiewał to samo, to nie zawsze do rymu ;p a całe odgrywki trwały ponad 2,5h… i jeszcze zapłać za to ;P
w Polsce modna jest zasada zastaw sie a postaw sie, każde wesele/ chrzciny i inne święta muszą być na bogato bo co inni powiedzą…. i z każdej imprezy zostaje mnóstwo jedzenia, przynajmniej ten plus ze dostaje się to później do domu ;p
Słowa męża do rozczulające 😉
dopiero niedawno Twój blog odkryłam, ale bardzo mi sie podoba 😉 będę częściej wpadać 😉
ps. śliczna sukienka 😉 i w ogóle piękne zdjęcia 😉
pozdrawiam 😉 buziaki :*
kashienka
14 listopada 2017 at 00:28O kurde, przysięgam, że jak przeczytałam Twój komentarz to pierwsze co zrobiłam to spytałam wujka google co to są te ogrywki! Wyskoczył mi filmik na youtube – i masakra 😀 Ja pochodzę z Wielkopolski i nigdy nie słyszałam o tej tradycji, na szczęście 😛
Taaa, a co do zasady o której mówisz to coś w tym jest. Musi być “na bogato” 😉 Dziękuję ślicznie za miłe słowa, mam nadzieję, że zajrzysz tutaj co jakiś czas 🙂
Asia
16 listopada 2017 at 22:35Odgrywki- drużba wraz z zespołem śpiewa każdemu z gości, jak i młodym, przyśpiewkę krótką, za która się płaci ;P a drużbina/ świadkowa razem z nimi trzyma kosz do którego trzeba pieniążki wrzucić za odśpiewanie 😉
Ja pochodzę z małopolski, u nas odgrywki były ważną cześcia wesela, raz że poznawało się rodzinę pana lub pani młodej , a dwa kiedyś te pieniądze które młodzi dostali przy odgrywkach, szły na zapłacenie orkiestry ;P
kashienka
27 listopada 2017 at 21:13Jak gości jest sporo, to musi to trwać strasznie dłuuugo 😮 Dobrze, że w Wielkopolsce nie mamy takiej tradycji 😉
Małgorzata Klata
10 lutego 2018 at 03:01Genialnie napisane, życzę dużo szczęścia. I mam takie pytanko, nie ma gdzieś tego co mąż napisał po angielsku? Z chęcią bym pokazała narzeczonymu który jest Amerykaninem. Świetny tekst. Pozdrawiam
kashienka
12 lutego 2018 at 19:50Niestety, miałam na mailu i musiałam skasować, bo szukałam tego tekstu i nie mam nigdzie 🙁 Następnym razem postaram się zachować oryginał również :* Dziękujemy <3
Asia
29 maja 2018 at 18:44W sumie nie wiem czy poplakalam sie (serio!) ze smiechu, czy ze wzruszenia! ? Polska to dziwny kraj ?
Ps. Mialas super buty do slubu!
kashienka
30 maja 2018 at 05:32Oj tam, dziwny! Po prostu ten mój Amerykanin jest nieprzystosowany 😀 Dziękuję Kochana!
Joanna
30 maja 2018 at 12:55Polska jest baaaardzo gościnym krajem! Każdy to wie! heheh 😉 Świetnie się czytało!
kashienka
1 sierpnia 2018 at 00:36Zdecydowanie tak 😀 Bardzo mnie to cieszy 🙂
Places and Plants Blog
12 czerwca 2018 at 11:11Świetne! Właśnie oplułam ze smiechu w kawiarence szpitalnej stolik herbatą ze smiechu 😀
Ps. Bardzo fajny blog, czytam od kilku dni w wolnych chwilach!
kashienka
1 sierpnia 2018 at 00:27Ale się cieszymy, że wpis poprawił Ci humor :))))) Dziękuję za miłe słowa odnośnie bloga <3