KILKA IRYTUJĄCYCH DROBIAZGÓW W STANACH - Odkrywając Amerykę
O WSZYSTKIM INNYM

KILKA IRYTUJĄCYCH DROBIAZGÓW W STANACH

Od dłuższego czasu staram skupiać się na pozytywach, a nie negatywach każdej sytuacji, bo zrozumiałam jak wiele zmienia samo  nastawienie. Jestem zwyczajnie szczęśliwsza, gdy narzekam mniej.. 😉 Jednak dziś, dla odmiany, opowiem Wam o kilku drobiazgach, za oceanem zwyczajnie mnie wkurzają. Nie będą to sprawy wielkiej wagi, ani nic takiego co uprzykrza mi życie na tyle, bym marzyła o wyprowadzce.. 😉 Nie będzie ani o Trumpie, ani o opłatach za opiekę zdrowotną, ani wilgotności latem na Florydzie 😉 Po prostu wymienię mniej lub bardziej irytujące drobiazgi dnia codziennego za oceanem. Ciekawe, czy tylko ja zauważam takie drobne rzeczy? 😛

MOŻLIWOŚĆ WYŁĄCZENIA PRĄDU W GNIAZDKACH ZWYKŁYM WŁĄCZNIKIEM

Napisałam kiedyś cały post o prądzie elektrycznym (czytaj tutaj), ale nie wspomniałam o jednym. W Stanach prąd w gniazdkach można wyłączyć bardzo często za pomocą włącznika takiego jak do światła. O ile fakt włączania czy wyłączania światła zauważa się błyskawicznie, to włącznik prądu (wyglądający identycznie) można wyłączyć całkowicie przez przypadek, nawet o tym nie wiedząc. Rozumiem, oczywiście praktyczne względy takiego rozwiązania, jednak czasem ta funkcja mocno mnie irytuje. Nie zliczę, ile razy zdarzyło mi się na przykład podłączyć komórkę do ładowarki w sypialni na 2-3 godzinki i odłączając tuż przed wyjściem z domu zobaczyć magiczne 3% zamiast oczekiwanych 100%, bo gniazdko nie działało i komórka się nie ładowała 😉 Drobiazg, ale bywa frustrujący 😛

WIELKIE SZPARY W DRZWIACH W PUBLICZNYCH TOALETACH

Kibelki to jednak jest temat rzeka! O braku opłat za toalety oraz wc w każdym możliwym miejscu już kiedyś wspominałam, jednak nigdy nie powiedziałam Wam o jednej rzeczy, która niesamowicie mnie irytuje, gdy muszę skorzystać z publicznej toalety 😉 Otóż bardzo często takie przybytki w Stanach cechują się brakiem prywatności! Szpary w drzwiach bywają tak duże, że przechodząc koło kabin można bez problemu zobaczyć… kobiety z opuszczonymi gaciami. Mówię o tym całkowicie poważnie. Często te “ścianki” między kabinami mają także bardzo dużą przestrzeń na dole, czego w sumie przez długi czas nie zauważałam. Dopiero kilka awaryjnych wizyt w publicznej toalecie w towarzystwie Leo uświadomiło mi, że przestrzeń na dole jest na tyle spora, że położony na ziemi maltańczyk może skorzystać z mojej chwili nieuwagi i z łatwością złożyć wizytę pani w kabinie obok!

“BEZPIECZNE” OPAKOWANIA 

Jeszcze w Polsce spotykałam się z zabezpieczeniami opakowań leków czy silnych detergentów, tak by nie dostały się w ręce dzieci. Nigdy jednak nie miałam problemu z ich otwarciem. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda za oceanem. Niektóre rzeczy zamykane są tak przemyślnie, że mam problem z otwarciem… 90% tych bezpiecznych opakowań! Wprawdzie na zakrętkach zwykle małymi literkami podana jest instrukcja w stylu “podnieść i przekręć”, albo “naciśnij i obróć w prawo” ale i nawet jak jakimś cudem ten miniaturowy napis odczytam to.. i tak mam problem z otwarciem. Nie mam pojęcia dlaczego, ale łatwiej przychodzi mi otwarcie wielkiego słoja ogórków niż opakowania ibupromu, albo jakiegoś rozpuszczalnika w garażu 😉

TRZY PRODUKTY… I SIATKA PEŁNA

Bardzo lubię to, że w Stanach w sklepie spożywczym moje zakupy pakuje pracownik sklepu – kasjer bądź jego pomocnik. Jednak czasem wkurza mnie trochę JAK oni te zakupy pakują. Ogólnie staram się używać wielorazowych większych toreb na zakupy, żeby nie przyczyniać się do zaśmiecania środowiska, jednak czasem tych siat zapomnę albo po prostu oglądam jak pakują zakupy komuś, kto stoi przede mną w kolejce. Nie wiem czy te amerykańskie reklamówki są takie kiepskie, czy to jakieś odgórne zasady, ale rzadko kiedy do siatki trafia więcej niż 4-5 produktów. Po czym sięgają po następną siatkę. Jak trafi się jakiś cięższy produkt albo opakowanie jajek to od razu pakują pojedynczo w dwie reklamówki naraz. Gdy ktoś nie ma ze sobą większych toreb, to jego zakupy zostają zapakowane nawet w jakieś 30 (lub więcej) siatek. Uważam, że to gruba przesada!

WIELKIE OPAKOWANIA PRODUKTÓW

Jak już wiele razy wspominałam, w Ameryce wiele rzeczy jest w rozmiarze XXL. O ile do dużych porcji w restauracjach już przywykłam (praktycznie zawsze dostaję pudełko do spakowania połowy mojego obiadu), to czasem ta mania wielkości irytuje mnie przy zakupach w sklepie. Zdarza się, że poszukuję małą ilość jakiegoś produktu, a w sklepie dostępne jest tylko wielkie jego opakowanie i nie ma opcji zakupu małej ilości. Niedawno chciałam kupić np. małe opakowanie cukru pudru, którego normalnie nie używam, a akurat było mi potrzebne niecałe pół szklanki do jakiegoś przepisu. Najmniejsza paczuszka tego produktu dostępna w sklepie miała w przeliczeniu na nasze jednostki.. prawie kilogram. Zrezygnowałam z zakupu, bo nie lubię wyrzucać jedzenia, a sama taką ilość używałabym pewnie przez kilka lat 😛

SOCZEWKI KONTAKTOWE? TYLKO NA RECEPTĘ!

Jako krótkowidz z dużą wadą wzroku jestem uzależniona od soczewek kontaktowych. W Polsce mogłam je kupić praktycznie wszędzie, nawet w sklepie kosmetycznym typu Rossman. Za oceanem przeżyłam niemałe zdziwienie, że soczewek nie mogę kupić gdy.. nie posiadam ze sobą recepty od okulisty. To nic, że doskonale wiem, jaką mam wadę – na słowo honoru nikt mi nie uwierzy. Nawet kupując soczewki online trzeba załączyć plik ze zdjęciem recepty. Przed dwa pierwsze lata mieszkania w Stanach  zamawiałam soczewki z Polski, dopiero później wybrałam się do amerykańskiego okulisty i dopiero od tamtej pory soczewki mogę kupować “legalnie” 😉

*

Dobra, pomarudziłam sobie! 😀 Te wszystkie rzeczy które wymieniłam naprawdę SĄ drobiazgami i nie zmieniają one mojej ogólnej opinii o mieszkaniu w Stanach, ale dokładnie taki był zamysł tej notki. A jakie małe, ale irytujące drobiazgi wkurzają Was w Polsce lub w kraju, w którym mieszkacie? Koniecznie podzielcie się nimi w komentarzach 🙂

You Might Also Like

18 komentarzy

  • Reply
    Dominik
    5 lipca 2018 at 00:24

    Apropo toalet publicznych w USA to podpisuję się obiema rękami. Pamiętam jak po wylądowaniu w Chicago na lotnisku koniecznie chciałem skorzystać z toalety by zrobić popularną “dwójkę” i jakież było moje zdziwienie gdy pod delikatnym kątem widziałem całe wnętrza kabin i załatwiających się tam mężczyzn. Wytrzymałem do hotelu 😉 Myślałem, że to tylko na lotnisku taki patent no ale rzeczywistość szybko mnie z błędu wyprowadziła.

    • Reply
      kashienka
      27 lipca 2018 at 17:15

      Hehehehehehe “dwójka” w miejscu publicznym nie wchodzi tutaj w grę 😀

  • Reply
    Judyta
    6 lipca 2018 at 15:09

    No niestety zawsze znajdą się takie drobiazgi ? , które będą nas irytowały. Trzeba to wziąć na spoko ? . Pozdrawiam, Judyta

    • Reply
      kashienka
      27 lipca 2018 at 17:15

      Wiadomo, nigdzie nie jest przecież idealnie 🙂

  • Reply
    IZa
    6 lipca 2018 at 18:44

    W UK gniazdka podobnie 😀 ile razy to ja “ładowałam” komórkę przez noc by rano się okazało, że zapomniałam włączyć gniazdko haha Dalej zapominam czasami to zrobić.
    Bezpieczne opakowania u mnie tak samo. Kiedyś kupiłam sobie oliwkę dla dzieci zamiast balsamu do ciała. Dalej często nie potrafię jej otworzyć 🙁

  • Reply
    Olgietta
    11 lipca 2018 at 10:05

    oj z toaletami to miałabym też duży problem… ?

  • Reply
    Aleksandra
    13 lipca 2018 at 15:00

    Wszystko ma jakieś swoje zastosowanie, ale jak przywykło się do czegoś innego, to ciężko się pzyzywczaić. Pewnie ich w Polsce irytowałyby przeciwieństwa tych drobiazgów. 🙂

    • Reply
      kashienka
      27 lipca 2018 at 17:16

      Jasne, że tak! Jest sporo “drobiazgów”, które irytują mnie w PL… 😛

  • Reply
    Karolina
    19 lipca 2018 at 10:56

    Najbardziej zaskoczyłaś mnie tymi soczewkami. Moze swojej wady w sklepie ot tak nie kupię, ale zeby od razu recepta :-O szok

    • Reply
      kashienka
      27 lipca 2018 at 17:17

      Nie ma recepty, nie ma soczewek 😛

  • Reply
    Agnieszka
    10 października 2018 at 22:57

    Będąc w Stanach nie spotkałam się z włącznikami prądu. Jestem zaskoczona. Mnie bardzo irytowało to, że kupując bilet w autobusie trzeba mieć wyliczoną kwotę, bo automat nie wydaje reszty.

    • Reply
      kashienka
      10 października 2018 at 22:59

      Nie? U nas to bardzo często spotykane. A ja z kolei nie spotkałam się z tą wyliczoną kwotą na bilet – ale to pewnie dlatego, że praktycznie wcale nie jeździłam autobusami 😛

  • Reply
    Bonia
    8 listopada 2018 at 17:34

    automat w autobusie wydaje resztę w postaci karty 🙂 taka oto ciekawostka

    • Reply
      kashienka
      10 listopada 2018 at 02:21

      O proszę, o tym nie słyszałam!

  • Reply
    Ania
    15 marca 2019 at 21:15

    Mała rzecz, a… przeszkadza.
    A wiesz, pierwsza rzecz jaka przyszła mi na myśl po przeczytaniu to… kiedy Twój mąż napisze o irytujących drobiazgach w Polsce 😀

  • Leave a Reply