Kochani, obiecałam, zarówno na blogu jak i Insta obiecywałam, że będę pisała o wrażeniach Briana dotyczących mieszkania w Polsce. Pamiętam, że jego z spostrzeżenia z pierwszych wyjazdów do Polski cieszyły się sporym powodzeniem, więc miałam zamiar zapisywać sobie jego komentarze i potem tworzyć z nich notki. Jednak mój ukochany odkrył w sobie duszę blogera i postanowił pisać sam! A ja widząc, jak łatwo przychodzi mu pisanie notek, zastanawiam się, czy czasem kiedyś nie poprowadzimy bloga wspólnie! 😉
Niniejsza notka jest więc w całości napisana przez Briana, a przeze mnie tylko przełożona na nasz piękny język. Dość zresztą nieudolnie, ale ostatnią styczność z tłumaczeniami miałam dawno temu na zajęciach z translacji, gdzie tłumaczyć mieliśmy głównie instrukcje odkurzacza albo nudne jak flaki z olejem artykuły o parlamencie europejskim 😉 Kilka moich uwag wtrąciłam w nawiasach. Gotowi na kilka minusów, które dostrzegł mój chłopak podczas mieszkania w Polsce? To zapraszam do czytania! ^^
Praca, zmiana czasu i krótki dzień
Pracuję zdalnie z Polski dla swojej amerykańskiej firmy. 6 godzin w przód w stosunku do czasu w Georgii sprawia, że pracuję codziennie od 14-24. I dwa najczęściej zadawane pytania przez wszystkich, z którymi rozmawiam to: „która jest u Ciebie godzina?” i „czy pada śnieg?”. Gdy masz dostęp do Internetu, naprawdę nie powinieneś zadawać takich pytań – to jak pytanie wysokiego gościa, jaka pogoda jest tam, do góry. To głupie i jeśli o to pytasz, jesteś palantem. No, ale najbardziej depresyjny jest fakt, że tu robi się ciemno po godzinie trzeciej! (w Atlancie, podczas zimy, gdy dni są najkrótsze robi się ciemno najwcześniej o 6 – za to nie przypominam sobie, żeby kiedyś było widno aż do 22:)) Czyli w momencie, gdy w Ameryce zaczyna się dzień, ja zabieram się za pracę, tutaj robi się noc i w sumie jest już czas, by iść do spania.
Parking
W całej Warszawie nie ma miejsca do zaparkowania. Więc jeśli kiedyś zobaczysz gdzieś wolne miejsce, to nie zastanawiaj się ani chwili i od razu je bierz, nawet, jeśli akurat nie potrzebujesz miejsca parkingowego. Zaparkuj, zostaw tam samochód i weź taksówkę do domu. Będziesz zadowolony, że to zrobiłeś, gdy w przyszłości zamarzy Ci się zaparkować gdzieś w stolicy. Moim ulubionym parkingiem jest ten koło naszej siłowni i sklepu (nawet ja przyznaję, że jest beznadziejny!). Wjeżdżasz – wszystko zajęte, więc stajesz pośrodku i czekasz bez końca.. i nikt nie wyjeżdża. Mają jakieś 40 miejsc w wspólnych dla sklepu oraz siłowni i sądząc po rotacji na parkingu, ludzie robią tam zakupy albo ćwiczą przez minimum osiem godzin. A raczej parkują tam już rano i zostawiają tam samochód na czas pracy.
Nawet parkowanie w Nowym Jorku jest łatwiejsze – tam zawsze może znaleźć parking płatny, który, owszem, jest drogi – ale jeśli potrzebujesz zaparkować, parkujesz. Tutaj na miejscu parkingu strzeżonego sprzedają choinki i jemiołę (poważnie!) Więc jeździsz sobie w kółko przez pół godziny, z nadzieją w oczach, czatując na wolne miejsce, a jak już znajdziesz to okazuje się, że jesteś 100 metrów od mieszkania i w zasadzie to trzeba było iść po zakupy/siłownie spacerem… :>
Supermarket Lidl
Ten sklep jest naprawdę dziwny. Chodzimy do niego, bo jest najbliżej no i Kasia zbiera jakieś naklejki na książkę. Musisz zapłacić zastaw za wózek, żeby nim przemieszczać się po sklepie. Jak nie masz akurat bilonu, jesteś przegrany, przyjdź na zakupy kiedy indziej. Na półkach mają na przykład jeden rodzaj papieru toaletowego (mnie się zdawało, że były dwa :)). W Stanach mamy alejkę z 25 różnymi rodzajami papieru a tu jeden. Myślę, że wezmę po prostu papier toaletowy, albo powstrzymam się od toalety przez parę dni i spróbuję szczęścia innego dnia. Ale z drugiej strony piwo jest tutaj śmiesznie tanie i do tego ma „strong” (ang. mocny) w nazwie, więc nie jest tak źle.
Bank
Poszliśmy do banku, by założyć wspólne konto. Na co dzień muszę użerać się z Internal Revenue Service (urząd podatkowy w USA), ale zakładanie konta w Polsce było jeszcze bardziej upierdliwe. Po pierwsze, na krzesełkach było mnóstwo starszych pań siedzących i narzekających na swoje zdrowie. Podczas gdy my godzinami czekaliśmy, aż będzie nasza kolej, one siedziały, narzekały i kaszlały. Każda z nich przyszła osobno, ale po piętnastu minutach, zachowywały się tak, jakby znały się całe życie. Kaszlały i opowiadały o swoich operacjach – Kasia zaczęła chichotać, więc poprosiłem by tłumaczyła, o czym mówią. Jak się okazało, połowa z nich nie była nawet w kolejce do okienka, one naprawdę przyszły sobie pogadać i pokaszleć.
Sam proces zakładania konta był jeszcze gorszy. Wydaliśmy mnóstwo kasy na parking pod bankiem i trzy razy musiałem iść wykupić kolejne dwie godziny w parkometrze (ktoś tu ma skłonnością do przesadzania? Ale fakt, trzy razy wysyłałam Briana żeby wykupił parking na kolejne pół godziny). Po długich godzinach, nasza pani z okienka przy pomocy kolejnych dwóch pań założyła nam konto. Tylko do tej pory nie wiem, po co ta babka pytała mnie o nazwisko panieńskie matki? Podejrzane!
Muchy
Czy ktoś mi wyjaśni, dlaczego do cholery jest tyle much w każdej restauracji i nikogo to nie rusza? Nikt, naprawdę nikt tego zdaje się tego nie zauważać! A ja siedzę tam jak ten idiota i łapię te muchy jedną ręką, podczas gdy drugą jem (potwierdzam, siedzimy sobie w Charlotte czy Bułce przez Bibułkę na śniadaniu, a on siedzi i łapie muchy. Na początku trochę mnie to krępowało, ale teraz, po kilku współczujących spojrzeniach myślę, że ludzi uważają, że on po prostu ma takie nerwowe tiki i to, dlatego tak się zachowuje). Na dworze nie ma żadnej muchy, bo jest za zimno, więc jeśli zabiliby te 10, co jest w środku to problem much byłby rozwiązany aż do lata. Ale na to jeszcze nikt nie wpadł.
Czuję się jak w jakimś spocie na temat dzieci afrykańskich, po których chodzą muchy, a one nawet ich nie przeganiają. Okropność, muchy przy jedzeniu. (Oczywiście, w Warszawie nie mamy żadnego problemu z robactwem latającym, ot kilka się pojawi, bo ciągną do słodkiego. Gdyby Brian nie wymachiwałby mi wiecznie rękami przed nosem to pewnie bym nawet nie zauważyła:P)
*
Jak Wam się podoba gościnna notka Briana na blogu? Pozwolić mu czasem pisać? 😉 Czekam na Wasze komentarze 🙂
54 komentarze
Iwona
16 grudnia 2015 at 20:43Fantastycznie! Czasami inny punkt widzenia moze nam uswiadomic cos, czego sami na codzien nie zauwazamy :). Czekam na kolejne czesci! A w miedzyczasie goraco zapraszam do nas andevilly.blogspot.pl Pozdrawiam, Iwona
kashienka
20 grudnia 2015 at 20:32Dokładnie tak jest 😀 Wpadnę z pewnością do Ciebie!
Bookworm
16 grudnia 2015 at 20:47Pozwolić, zdecydowanie! Ale ma więcej pisać, to tak na rozgrzewkę było? 😉
kashienka
20 grudnia 2015 at 20:33Haha, przekażę, że następny razem nie musi się streszczać 😀
Kasia Bacalska
16 grudnia 2015 at 20:56Uśmiałam się przy muchach. Niech wpada częściej na łamy bloga 🙂
kashienka
20 grudnia 2015 at 20:34W takim razie pozwolę mu częściej przejmować klawiaturę 😀
Pola Mitmańska
16 grudnia 2015 at 20:59Ha ha ha ! Kaszlącej babcie ! 😀 szczera prawda! Wielkie szczęście, że może pracować zdalnie! No i do tego może dłuuuugo soać rano 😉
kashienka
20 grudnia 2015 at 20:35Taaak, jego amerykańska firma bardzo poszła nam na rękę 🙂
Mirabelka
16 grudnia 2015 at 21:19Twoje posty to czysta przyjemność – zabawne i ciekawe. 🙂 Piszcie razem…
kashienka
20 grudnia 2015 at 20:36Dziękujemy <3
Judyta
16 grudnia 2015 at 22:27Bardzo trafne spostrzeżenia podane w zabawnej formie ? świetna notka!
kashienka
20 grudnia 2015 at 20:36Dziękujemy za tak miłe słowa <3
Joanna Marek
17 grudnia 2015 at 00:50Swietna 🙂 Ciekawe jest co takiego dziwnego zauwazy jeszcze Amerykanin w Polsce …ubawilam sie z tych starszych pan siedzacych w banku zeby pogadac.
kashienka
20 grudnia 2015 at 20:37No, taka prawda z tymi paniami 😀 Sama jestem ciekawa jego kolejnych pomysłów 😛
Kasia w San Francisco
17 grudnia 2015 at 05:31Heee super! Chyba tez poprosze mojego meza z Nowej Zelandii o jego spostrzezenia, bo rzeczywiscie niektorych rzeczy sie nie widzi jak sie zostalo wychowanym w pl;)
kashienka
20 grudnia 2015 at 20:38Koniecznie poproś! Uwielbiam czytać takie posty 🙂
Anonimowy
17 grudnia 2015 at 06:50Co Ci takiego złego ten B. zrobił, ze zabrałaś go do banku? 😉 Trzeba było konto założyć przez internet i spokojnie czekać na kuriera z papierami. Mam konto w dwóch bankach od ponad 10 lat i ani razu nie byłem w stacjonarnym oddziale 😀
Co do Lidla to takie uroki dyskontu, mają tylko to co produkowane jest dla nich, a nie jak w super marketach po 20 rodzajów każdego towaru. Następnym razem przy barku drobnych wystarczy poprosić panią przy kasie o żeton do wózka 🙂
kashienka
20 grudnia 2015 at 20:43Był niegrzeczny 😛 A tak poważnie to nie wiedziałam, czy obcokrajowiec może założyć konto przez Internet nie mając peselu itp. Następnym razem to zabiorę go do Almy albo przynajmniej do Piotra i Pawła.. 😉
niemilcząca
17 grudnia 2015 at 08:07Jasne, że mu pozwól. Super ta notka Kasiu 🙂
kashienka
20 grudnia 2015 at 20:44Dziękujemy oboje 🙂
Monika
17 grudnia 2015 at 14:59Super! Bardzo mi sie podoba poczucie humoru Twojego lubego:) Ma sporo racji, inna perspektywa ale much chyba sobie nie wymyslil? Juz tyle lat mieszkam na tym kontynencie, ze calkowicie rozumiem jego punkt widzenia. Kaszlace babcie tez bym zauwazyla, tutaj tego nie ma. Starsze panie owszem sa, chodza do banku ale raczej nie przesiaduja na plotkach.
A nie zauwazyl butelek po napojach wyskokowych walajacych sie w wielu miejscach? Moj pan owszem! A takze kasjerki w sklepach samoobslugowych ktore zawsze siedza, podczas gdy kasjerki polnocnoamerykanskie – stoja!
Popros B a by jeszcze nam cos napisal, podoba mi sie taka forma:) Pozdrawiam.
kashienka
20 grudnia 2015 at 20:46Dokładnie tak, on dostrzega to, do czego po prostu nie jest przyzwyczajony. A butelek po alkoholu nigdzie nie widział, albo nie zwrócił na nie uwagi.. 😉 Dziękuję, przekażę!
tunka
17 grudnia 2015 at 16:58No pewnie niech pisze bo to sama prawda o Polsce! I jaki humor 🙂
kashienka
20 grudnia 2015 at 20:47Ja też się uśmiałam czytając te spostrzeżenia 😀 Dzięki, może za jakiś czas pojawi się kolejna notka jego autorstwa 😉
Justyna
17 grudnia 2015 at 19:34Good job B! Bardzo ladnie:) I'm waiting for your next note 🙂 It made me laugh and reminded me why I left Poland for Canada and never went back 🙂
I'm just wondering if you were surprised you were never offered to have your grocery shopping packed and how you like prices with tax already included 🙂
B. you should watch polish/american romantic comedy Mala wielka milosc (Expecting Love). Hopefully you will be able to find english subtitles 🙂
Waiting for more!
Pozdrowienia :))
kashienka
20 grudnia 2015 at 20:50True!!! You have to pack your own groceries! But I like these prices with the tax included 🙂 I’m not very into romantic comedies but I’ll try! B.
Agnieszka
19 grudnia 2015 at 20:39Ale się uśmiałam 😀 Liczę na stałą rubrykę B. na blogu 😀
Szczególnie podoba mi się fragment o parkingu.. 🙂
a to babcie w kolejkach w Ameryce nie rozmawiają o chorobach jakby znały się od zawsze?? 😉
kashienka
20 grudnia 2015 at 20:51Ja tam nigdy nie przyuważyłam tego w Stanach, ale fakt nie bywałam zbyt często w bankach… 😉
Joasia B.
20 grudnia 2015 at 20:06Super Kasiu, super! Fajnie jest poczytać, jak inni widzą nasz kraj.
[PS. Artykuły o Parlamencie Europejskim nie są nudne! (Żart!) Tłumaczę je niemal codziennie! :-)]
Good job, B. You made my day! 🙂
kashienka
20 grudnia 2015 at 20:52Dziękujemy :* A artykuły o Parlamencie Europejskim, no cóóóóóóż 😀
Zastrzyk Inspiracji
23 grudnia 2015 at 11:44Życie w Warszawie nie należy do najłatwiejszych. Korki, problemy z parkowaniem, gigantyczne kolejny w supermarketach – znam to wszystko bardzo dobrze 🙂 Bywa ciężko, ale na szczęście w tym mieście jest też mnóstwo możliwości. Jakoś fajnie się to wszystko równoważy 🙂 A te wózki w lidlu też mnie mega wkurzają! 🙂
kashienka
5 stycznia 2016 at 20:54Ale jest wiele rzeczy, które są super – to prawda 🙂 Dziś po prosto notka o minusach, ale plusy na pewno też się pojawią w jednej z kolejnych notek ^^
Anonimowy
29 grudnia 2015 at 22:06Ale super! Dużo śmiechu daje możliwość zauważenia jak nasza rzeczywistość jest spostrzegana przez Amerykanów!
kashienka
5 stycznia 2016 at 20:54Dokładnie tak. Sama uwielbiam czytać takie spostrzeżenia 🙂
kalisfornia
30 grudnia 2015 at 19:32Ciekawy post, tym bardziej dla kogoś, kto był w USA i miał podobne przemyślenia, tylko w drugą stronę 😉
kashienka
5 stycznia 2016 at 20:55Ja ciągle odkrywałam jakieś inności w Stanach:)
blogmocnodygresyjny.pl
27 lutego 2016 at 09:02Kasiu mogłaś go uświadomić, że Lidl to taki dyskontowy sklep z ograniczonym wyborem, wszak w wiekszych sklepach mamy spokojnie kilkanascie rodzajów papieru toaletowego 🙂 Ale wpis super!!!
kashienka
28 lutego 2016 at 20:56Następnym razem jedziemy do Almy 😉 Niech sobie nie myśli!
Mags WKD
27 lutego 2016 at 15:31Super spojrzeć na to z innej perspektywy, niech pisze jak najczęściej ! 😀
kashienka
28 lutego 2016 at 20:57Ja bardzo lubię takie spostrzeżenia, więc na pewno takie notki się jeszcze pojawią 🙂
Alex
21 lutego 2018 at 00:10Super, niech pisze, bedziemy sie wszyscy smiac
Co Kraj to obyczaj?
kashienka
21 lutego 2018 at 03:27Dokładnie 😀 Dziękujemy bardzo!
Agnieszka
21 lutego 2018 at 00:13Super napisane z lekkim humorem. Jak dla mnie „bomba”. Ten twój Brian to odważny facet. Jak kiedyś zapytałam mojego męża co myśli na temat przeprowadzki do polski ( a jest on Latynosem) odpowiedz była bardzo szybka. „ Hell no, they will kill me over there “ ?.
kashienka
21 lutego 2018 at 03:30Haha, dobre 😀 Brian był w Polsce tylko krótki czas i to niekoniecznie z chęci przeprowadzki tam, po prostu trochę sytuacja nas do tego zmusiła 😉 Ale zawsze miło wspominamy ten epizod! Dziękujemy za miłe słowa <3
KateFira
21 lutego 2018 at 00:20Fajnie się cytalo 🙂
kashienka
21 lutego 2018 at 03:27Dziękuję! Bardzo mnie to cieszy 🙂
Jarek
21 lutego 2018 at 13:34Yyyyy nie widziałem że jest aż tak źle z nami. My Polacy tak już mamy, przestaliśmy zauważać te niedogodność.
kashienka
26 lutego 2018 at 00:12Nie jest z nami wcale źle! Po prostu Brian zauważył to, do czego sam nie był przyzwyczajony, tyle 🙂
Beata
22 lutego 2018 at 10:10Kochana całkiem z innej beczki, mnie zastanawia dlaczego Amerykanie maja taka obsesję na punkcie ilości sypialni w domu i łazienek. Mieszkając często tylko w 2 osoby np narzeczenstwo narzekają że potrzebują 4 sypialnie i 3 łazienki, ale ja się pytam po co????? Mają kolejki do tej łazienki mieszkając w 2 osoby czy co ?????
kashienka
27 lutego 2018 at 05:35To fakt! Mieszkania a przede wszystkim domy są tutaj dużo większe i te liczne łazienki i sypialnie muszą być 😀 My mieszkamy z mężem w mieszkaniu “two bedrooms, two bathrooms” i wprawdzie śpimy oboje w jednej sypialni, ale łazienki mamy już osobne 😛
Kosmetyczne Eksperymenty
30 kwietnia 2018 at 20:54Te muchy i komary to totalna porażka
kashienka
3 maja 2018 at 06:37Mnie muchy nie przeszkadzają jakoś mocno, ale komary potrafią być upierdliwe, zwłaszcza w nocy.. 😉
Kasia
27 lipca 2018 at 16:29Bardzo ciekawe spostrzeżenia ? Najbardziej podobał mi się opis pań ? Powiedz mężowi, że miał szczęście i nie był w przychodni. Tu dopiero zaznałby wykładu z szeroko pojętej medycyny. Pozostałe uwagi również niezwykle celne. Pozdrawiam Kasia
kashienka
1 sierpnia 2018 at 00:01Hihi, obawiam się, że wizyta w typowej przychodni mogłaby być dla niego niezłym szokiem 😀