PROJEKT 30: UKOŃCZYŁAM KURS FOTOGRAFII - Odkrywając Amerykę
PROJEKT 30

PROJEKT 30: UKOŃCZYŁAM KURS FOTOGRAFII

Dziś opowiem Wam o kolejnym zrealizowanym planie z mojego Projektu 30. Muszę Wam przyznać, że jak tworzyłam tę listę w lipcu 2016 (szczegółów dowiecie się tutaj) to wydawało mi się, że do moich trzydziestych urodzin mam jeszcze tyyyyle czasu! I że w ciągu tych dwóch lat będę mieć mnóstwo okazji na zrealizowanie moich postanowień. Tymczasem czas przelatuje mi w takim tempie, że nawet się nie obejrzę, a czas będzie zdmuchnąć 30 świeczek na urodzinowym torcie! Mimo, że mój plan okazał się trochę zbyt ambitny jak na dwa lata, to w styczniu i lutym udało mi się zrealizować kolejne postanowienie z listy – ukończyć kurs fotografii 🙂 

Miałam napisać o samym kursie, ale popłynęłam trochę z tematem i wyszedł mi esej godny gimnazjalisty na egzaminie 😉 Dlatego tych, którzy wolą konkrety proszę o zjechanie do ostatniego akapitu. Pozostałych, których ciekawi cała moja historia zdjęciowa, począwszy od pierwszego wzięcia aparatu w ręce, aż do zapisania się na kurs fotografii – zapraszam do przeczytania całości!

FOTOGRAFIA I JA – HISTORIA PRAWDZIWA

Swoje pierwsze zdjęcie zrobiłam w wieku 3 lat. Dorwałam wtedy Kodaka rodziców i sfotografowałam pranie rozwieszone na sznurku w mieszkaniu. Nikt nie docenił artyzmu tej fotografii i nie rozpływał się nad głębią jej przekazu, więc zaprzestałam dalszych prób. Zresztą ku aprobacie rodziców – wywoływanie zdjęć z analoga trochę kosztowało, a o cyfrowych aparatach nikomu się jeszcze nie śniło. Minęło jednak lat naście i cyfrówki zaczęły rewolucjonizować świat fotografii. Niedługo po tym, gdy pierwsze aparaty cyfrowe pojawiły się w Polsce moi rodzice kupili kompaktowego Soniaka. Miał to być aparat rodzinny, ale zaprzyjaźniłam się z nim na tyle, że szybko przejęłam go na wyłączność.

Od tamtego czasu fotografowałam prawie wszystko. Czasem była to natura i piękne widoki, a czasem po prostu setki selfie 😉 Soniaczka zabierałam ze sobą wszędzie, bo o aparatach w telefonach komórkowych nikomu się jeszcze nie śniło. Szczególnie zawzięcie fotografowałam spotkania w gronie znajomych, wyjazdy i imprezy. Niejednokrotnie znajomi mieli mnie dość, gdy za każdym razem wyciągałam aparat i zaczynałam robić zdjęcia. Jednak później wszyscy zgłaszali się do mnie  z pendrive’mi i prośbą o przegranie im fotek ze wspólnych imprez 😉 Wiadomo było, że jeśli na jakimś spotkaniu były robione zdjęcia to można ich szukać u mnie. Ja zresztą po pierwszym Soniaku miałam jeszcze kilka różnych modeli aparatów kompaktowych i każdy z nich został wyeksploatowany do cna!

Lata mijały, a ja nadal cykałam sporo zdjęć, nie podnosząc przy tym swoich umiejętności ani odrobinę. Kompaktowa “małpka”, tryb auto i w razie potrzeby – wbudowany flash całkowicie spełniały moje wymogi. Owszem podziwiałam czasem zdjęcia zrobione przez fotografów, podczas studiów pozowałam nieraz do sesji zdjęciowych, ale sama nie marzyłam ani o lustrzance, ani o robieniu lepszych zdjęć. Zresztą aparaty w telefonach stały się czymś normalnym, a zdjęcia robione komórką z etapu “pikselozy” ewoluowały do całkiem przyzwoitej jakości. Wtedy iPhone zaczął zaspokajać moją potrzebę uwieczniania codzienności, a aparat fotograficzny towarzyszył mi tylko podczas wyjazdów.

JAK INSTAGRAM WPŁYNĄŁ NA JAKOŚĆ MOICH ZDJĘĆ

Gdy w styczniu 2014 założyłam bloga, wystartowałam również z kontem na Instagramie. Nie do końca wiedziałam  z czym to się je, ale stwierdziłam, że skoro blog ma dokumentować roczną podróż, to i miejsce, w które będę wrzucać zdjęcia ze Stanów może okazać się fajnym pomysłem. Na początku śledziły mnie 3 osoby, bo tyle z moich znajomych miało wtedy konta na IG. A ja zaczęłam wrzucać pierwsze zdjęcia zza oceanu, bawiąc się przy tym różnymi filtrami. Ramki i dziwne przeróbki były na porządku dziennym! 😀 Wrzucałam nie tylko zdjęcia z podróży, ale również kadry codzienności – owsianki na śniadanie, swoje stylówki albo zachody słońca.

Mimo, że nie miałam żadnego konkretnego pomysłu, a moje zdjęcia były słabe, to z czasem coraz więcej osób zaczęło śledzić moje konto. A mnie coraz więcej radości dawało pstrykanie – zarówno takich domowych kadrów ze śniadaniem jak i fajnych widoczków z amerykańskich podróży. Trochę się wtedy “wyrobiłam”, zrezygnowałam z kiczowatych ramek i zauważyłam wreszcie, że flash nigdy nie zastąpi mi dziennego światła 😉 I wtedy chyba po raz pierwszy zaczęła mnie drażnić jakość moich zdjęć! Bo choć pomysły miałam całkiem niezłe, to wykonanie wciąż było słabe. Zapragnęłam czegoś lepszego. 

Na jesieni 2014 roku kupiłam pierwszy aparat, który miał mi pomóc w robieniu lepszych zdjęć. Był to bezlusterkowiec Sony, czyli coś mniej więcej pomiędzy kompaktem a lustrzanką. To było jak niebo a ziemia! Choć wszystko robiłam “na czuja” i nie skalałam się przeczytaniem instrukcji obsługi, to moje zdjęcia zaczęły mi się podobać o wiele bardziej! Nieco śmielej zaczęłam wstawiać je na bloga i dalej bombardowałam Instagram fotkami wszystkiego co możliwe.. 😉 Myślałam wtedy nawet o jakimś kursie foto (zapisałam go na mojej liście!), ale wszystkie oferty kursów, które przejrzałam bazowały na bardziej zaawansowanym sprzęcie niż mój bezlusterkowiec. Lustrzanka zamarzyła mi kilka mięsiecy później i finalnie kupiliśmy taki aparat na Black Friday w 2016 roku.

MOJE LUSTRZANKOWE POCZĄTKI I KURS FOTOGRAFII

Jednak kupno lustrzanki nie uczyniło ze mnie fotografa, a jedynie posiadacza lustrzanki 😉 Zresztą, że przez pierwsze 4 miesiące nie wyszłam poza tryb auto! Dopiero wizyta koleżanki i wspólne focenie sprawiło, że zaczęłam bawić się aparatem. Próbować, zmieniać ustawienia i naduszać guziczki.. 😉 Zwykle 9 na 10 zdjęć nie wychodziło wcale, dopiero 10 było w miarę. Ale co z tego, jeśli potem i tak nie miałam pojęcia, co takiego zrobiłam, że zdjęcie wyszło dobrze? 😀 Choć robienie zdjęć sprawiało (i nadal sprawia!) mi mnóstwo radości, to jeśli chodzi o obsługę lustrzanki błądziłam jak dziecko we mgle. Przeczytanie “książeczki” dołączonej do aparatu mogłoby nieco rozjaśnić pewne kwestie, ale nie wiedzieć dlaczego, mam taką awersję do instrukcji obsługi, jak przeciętny przedszkolak do szpinaku 😉

Wtedy wróciła do mnie myśl sprzed roku. Może dobrze byłoby zapisać się na kurs fotografii dla początkujących? Kilka miesięcy zeszło mi na “planowaniu” zapisu, aż wreszcie ubiegł mnie mój mąż. Pod choinkę wręczył mi kupon na kurs dla początkujących użytkowników lustrzanek. Bardzo ucieszyłam się z takiego prezentu i zgłosiłam się na kurs w pierwszym możliwym terminie! Zajęcia trwały przez 6 tygodni, spotykaliśmy się co tydzień na 2h. Niektórzy uczestnicy fotografowali hobbystycznie od lat, inni dopiero co dostali w swoje ręce lustrzankę i nie wiedzieli nic.

Kurs był krótki, ale intensywny. W 6 tygodni zrobiliśmy program jednego semestru w college’u. Oczywiście nie było czasu by wszystko dokładnie omawiać, część pracy musieliśmy wykonać więc samodzielnie w domu. Mieliśmy nawet zadania domowe, którymi oczywiście były zdjęcia – co tydzień inny temat 🙂  Jestem bardzo zadowolona z tego kursu i to nie dlatego, że nauczyłam się robić piękne zdjęcia 😉 Jestem zadowolona, bo poznałam podstawy, których mi brakowało, a które okazały się “brakującym ogniwem” w mojej przygodzie z fotografią. Zamiast robić zdjęcia intuicyjnie, zaczęłam myśleć nad odpowiednimi ustawieniami, co sprawiło, że pstrykanie jest jeszcze przyjemniejsze!

*

Kurs już za mną i być może za jakiś czas zdecyduję się na jego kontynuację na poziomie drugim. Najpierw muszę wcielić w życie wiedzę jaką zdobyłam na szczeblu podstawowym! Praktyka czyni mistrza, więc mam nadzieję, że z czasem moje zdjęcia okażą się przyjemniejsze dla oka. Nie mam potrzeby by moje zdjęcia były doskonałe technicznie, bo nie chcę zajmować się fotografią profesjonalnie. Chcę dalej czerpać radość ze zwykłego “pstrykania” a przy okazji, ubarwić moje blogowe opowieści fotami, które będą się podobać nie tylko mnie ale i Wam!

A Wy lubicie robić zdjęcia? Czym pstrykacie – kompaktowym aparatem, lustrzanką, czy może telefonem? Chcielibyście poprawić swoje umiejętności w tej dziedzinie? Koniecznie dajcie znać w komentarzach!

You Might Also Like

16 komentarzy

  • Reply
    Nicholas
    24 lutego 2018 at 22:23

    Uwielbiam “pstrykać” zdjęcia. Aparat zabieram prawie wszędzie mając nadzieję na uchwycenie niesamowitego momentu. Jestem bardzo krytyczny wobec swoich fotografii…nieustannie się uczę i jestem wręcz zafascynowany czego można dokonać lustrzanką. Kurs fotografii bardzo wiele mi pomógł i otworzył oczy. Prawdą jest jednak, że nawet najlepszy aparat nie zrobi wspaniałego zdjęcia…to fotograf jest kluczem do sukcesu.
    Polecam poziom 2 ?

    • Reply
      kashienka
      27 lutego 2018 at 05:00

      Zgadzam się w 100% z przedostanim zdaniem 🙂 I bardzo lubię Twoje zdjęcia – zawsze podziwiam na blogu Joasi!

  • Reply
    Gosia
    25 lutego 2018 at 07:31

    Cześć, ja pod koniec zeszłego roku byłam na kursie fotografii dla początkujących, rewelacyjne doświadczenie i spora dawka wiedzy a pierwsza rzeczą która zrobiłam po kursie to kupiłam obiektyw stało ogniskowych, najlepszy zakup. Pozdrawiam

    • Reply
      kashienka
      27 lutego 2018 at 05:01

      Mam jeden taki obiektyw od kilku miesięcy 🙂 Zdecydowanie inna jakość zdjęć w porównaniu z obiektywem kitowym!

  • Reply
    Izabela
    25 lutego 2018 at 13:52

    Bardzo ciekawy post, ja też chciałabym robić lepsze zdjęcia 🙂

    Pozdrawiam – http://izabiela.pl/

  • Reply
    Betty
    25 lutego 2018 at 16:40

    Ja pstrykam wszystko jak leci i to telefonem. Ze średnim aparatem. Ale jakoś nie wyobrażam sobie, że mam coś sfotografować i zaczynam myśleć nad ustawieniami – zawsze wszystko cykam w biegu i poganiana przez męża 🙂

    • Reply
      kashienka
      27 lutego 2018 at 05:13

      Mój mąż też mnie czasem pogania, ale nie ma rady – jak upatrzę sobie jakieś ujęcie np. na wyjeździe, to muszę cyknąć dobre zdjęcie i nie ma że boli 😀

  • Reply
    Rina
    25 lutego 2018 at 18:16

    Witaj moja bratnia duszo! Ja też od dzieciaka biegałam z aparatem, na szczęście zostało mi to do dzisiaj 😉 Też myślałam nad jakimś kursem, ale bardziej pod obróbkę graficzną, żebym umiała modelce jakoś poprawić twarz, a nie zmasakrować ;D Wiele lat czekałam na swoją pierwszą lustrzankę, wcześniej miałam bezlusterkowca z Samsunga i cyfrówkę z Kodaka, wiele ze mną przeżyły ;D

    • Reply
      kashienka
      27 lutego 2018 at 05:15

      Ja akurat za bardzo za obróbką graficzną nie przepadam, nawet nie mam Photoshopa. Umiem “podkręcić” kolor, rozjaśnić czy obciąć zdjęcie w darmowym programie graficznym i na tym umiejętności się kończą 😀 Usunięcie wystającej metki z bluzki to już dla mnie wyższa szkoła jazdy! 😛

  • Reply
    Paulina
    25 lutego 2018 at 18:39

    Ja się przeprowadziłam do Stanów to taki sam aparat Sony kupiłam! Uwielbiałam ale to dopiero lustrzanka przez ostatnie dwa lata mnie naprawdę nauczyła fotografii. ?

    Przesyłam buziaki z Kalifornii!
    https://Shenska.com

    • Reply
      kashienka
      27 lutego 2018 at 05:16

      Lustrzanka to jednak najlepsze co może być <3 Też widzę OGROMNĄ różnicę w zdjęciach cykanych bezlusterkowcem a lustrzanką!

  • Reply
    Olgietta
    25 lutego 2018 at 23:01

    czy znasz taka sytuacje, ze o czyms myslisz lub sie nad czyms zastanawiasz…. a tu nagle przychodzi odpowiedz..? bo ja sie ostatnio zastanawialam nad Twoimi zdjeciami, ze takie fajne robisz i skad sie nauczylas, czy sama czy na kursie czy ktos Ci zdradzil tajniki techniczne, a tu bam nowiutki post 🙂
    ja ostatnie lata bawilam sie cyfrowka NIkon d80, mielismy kilka obiektywow, ale to moj maz byl mistrzem a ja sobie pstrykalam jak mi wyszlo bez glebszej wiedzy technicznej. Teraz zmienilismy na cyfrowy Fujifilm mirrorless, dokladnie taki sam aparat, ktorym robil mi zdjecia mojej sesji profi fotograf… on go nam polecil i sie nakrecilismy… oczywiscie fakt, ze mamy ten aparat nie sprawia, ze robie takie zdjecia jak on 😀 no i mamy jeden objektyw poki co… ale odkad mam bloga bardziej swiadomie podchodze do ptrykania fotek 😉

    • Reply
      kashienka
      27 lutego 2018 at 05:41

      Jasne, czasem mam dokładnie tak samo ^^ Jeśli chodzi o moje zdjęcia to generalnie jestem samoukiem, więc czasem mi coś “wyszło” przypadkiem i zdjęcie było całkiem ładne. Aczkolwiek teraz, po kursie będę starać się mocniej pracować nad ich jakością 🙂
      Słyszałam wiele dobrego o bezlusterkowcach Fuji – także miłej zabawy z aparatem Ci życzę 🙂

  • Reply
    AgulaW
    26 lutego 2018 at 19:07

    Popatrz, a u mnie lezy lustrzanka, ale nie tykam, bo to dziecka. I pstrykam komorka. Ale, ze pstrykam zdjecia glownie moich zabawet i wstawiam na insta to sie jakos nie zastanawialam czy moga byc lepszej jakosci.
    Projekt 30 wzbudza moj podziw! Masz jeszcze sporo czasu, bo trojke z przodu bedziesz miala ladnych pare lat!

    Pzdr.
    AgulaW

    • Reply
      kashienka
      27 lutego 2018 at 05:45

      Teraz komórki mają takie aparaty, że zdjęcia są naprawdę niezłej jakości. Jak nie potrzebujesz czegoś super profesjonalnego, to pstrykanie telefonem jest dobre, bo szybkie i wygodne 🙂 W końcu komórkę cały czas ma się przy sobie!
      Właśnie ostatnio myślałam o tym w ten sposób – że przecież 30 urodziny do dopiero początek, więc będę mieć trochę czasu na zrealizowanie tego wszystkiego, co sobie zaplanowałam 🙂 Dzięki za miłe słowa :*

    Leave a Reply