Dzisiaj na blogu trochę prywaty. Kawałek naszego życia, naszej historii i doświadczeń, które los postawił naszej drodze. Było trochę ciężkich chwil, ale uważamy, że to co przeżyliśmy wyszło nam na dobre. I dlatego chcemy podzielić się z Wami tą historią. Wysłuchajcie tej opowieści od obydwu z nas.
Kasia:
31 sierpnia 2015. Dokładnie tego dnia odmówiono mi wizy do USA. Po zakończeniu programu na wizie J1 i po paru tygodniach pobytu w Polsce aplikowałam o kolejną wizę by wrócić do Stanów, do ukochanego. Właśnie wynajęliśmy wspólne mieszkanko i planowaliśmy zacząć życie we dwójkę. Były konsultacje z adwokatem w sprawie wizy, egzamin językowy, załatwianie papierów związanych z edukacją w Stanach. Wszystko było dopięte na ostatni guzik i generalnie aż do ostatnich dni przed wylotem, nie obawialiśmy się, że coś może pójść nie tak. A tutaj – odmowa z powodu niewystarczających więzów w Polską.
Choć dziś wiem że staranie się o wizę 3 tygodnie po przylocie z USA było idiotyczne i musiało się tak skończyć to wtedy… mój świat zawalił się w ciągu sekundy. Zadzwoniłam do Briana i powiedziałam mu o decyzji ambasady. Wróciłam z Warszawy do domu rodziców i spędziłam chyba 5 dni w swoim dawnym pokoju. Nie chciałam z nikim rozmawiać, wyłączyłam telefon – kompletnie załamałam się i nie widziałam wyjścia z sytuacji. W końcu mojemu obecnemu mężowi udało się do mnie dodzwonić i tchnąć we mnie trochę optymizmu.
Zaczęły się długie rozmowy i rozmyślanie nad planem B. W końcu Brian oświadczył, że za kilka tygodni przylatuje do Polski na dłużej i zostanie na jakiś czas, dopóki sprawy wizowe się nie wyjaśnią. Okazało się, że cały proces trwał dużo krócej niż zakładaliśmy. Jednak ten krótki okres w Warszawie był fantastycznym startem w nasze wspólne życie!
Wierzę w to, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Co więc my zyskaliśmy w całej sytuacji oprócz straty nerwów, mnóstwa pieniędzy na kolejnych adwokatów i przewrócenia życia do góry nogami kilkukrotnie? Przede wszystkim przekonaliśmy się w ten sposób, że prawdziwa miłość zawsze znajdzie drogę – nawet mimo piętrzących się trudności. I nauczyliśmy się doceniać każdą chwilę spędzoną wspólnie. Nieważne czy jest to domowe śniadanie we dwoje, kolejna wycieczka w nowe miejsce, spacer trzymając się za ręce czy randka w restauracji!
Brian:
Kasi odmówiono wizy, po tym jak pozwoliłem jej na chwilę wyjechać z kraju w sierpniu zeszłego roku – byłem pewien, że dostanie kolejną wizę bez problemu. Gdy zadzwoniła do mnie w środku nocy z informacją, że dostała odmowę, nie mogłem już z powrotem zasnąć. Byłem zszokowany i czułem, jakbym dostał w twarz. Kasia była załamana i nie chciała nawet ze mną rozmawiać. Dopiero po paru dniach skontaktował się ze mną jej brat i namówił ją, by ze mną pogadała. Starałem się ją przekonać, że nie wszystko jest skończone, że nie pozwolimy nikomu decydować o naszej przyszłości. Już wtedy pracowałem nad jakimś rozwiązaniem.
Trwało to dłużej niż myślałem, ale w końcu dostałem pozwolenie na zdalną pracę z Warszawy. Ponieważ nie wiedzieliśmy jak długo potrwa staranie się o kolejną wizę w ambasadzie, Kasia znalazła dla nas samochód i mieszkanie, w którym zamieszkaliśmy. Dla niektórych praca zdalna z ludźmi z 6h różnicą czasu byłaby okropnym doświadczeniem, ale my wykorzystaliśmy ten czas w najlepszy możliwy najlepszy sposób.
Planowaliśmy zacząć nasze wspólne życie w Atlancie a okazało się, że rozpoczęliśmy je w tamtym małym warszawskim mieszkanku. Nie zamieniłbym tego doświadczenia na żadne pieniądze! Gdyby Kasi nie odmówiono wizy, nigdy nie przeżylibyśmy tego, co udało nam się doświadczyć w tamte zimowe i mroźne dni w Polsce. No i nie przekonalibyśmy się jak silna jest nasza miłość – nawet na odległość tysiąca mil.
A teraz gdy mamy gorsze dni, wiemy, że tak naprawdę nie są one wcale złe. To dni, w którym nie widzieliśmy się wcale i nie wiedzieliśmy kiedy się zobaczymy po raz kolejny były naprawdę złe. Mój tata zawsze powtarzał, że jeśli musisz na coś sam zapracować, to doceniasz to o wiele bardziej, niż coś, co dostaniesz za darmo. Nasza miłość nie była prosta i wiele stresu kosztowało nas, by być razem, ale dzięki temu teraz doceniamy każdy dzień spędzony wspólnie.
Kasia & Brian:
Zastanawiacie się pewnie, jaki jest powód, dla którego piszemy taką osobistą notkę. Rozmawialiśmy długo na ten temat w zeszłą niedzielę, zastanawiając się czy warto podzielić się tutaj tą historią. Doszliśmy do wniosku, że chcemy Wam pokazać, że warto walczyć. Warto walczyć o swoje marzenia! Często nie jest to łatwe, czasem na drodze pojawia się wiele nieoczekiwanych przeszkód. Czasem (kolokwialnie mówiąc) życie kopie po tyłku tak, że nie masz siły podnieść się i dalej stawiać czoła przeciwnościom. Chwile załamania są normalne, ważne by potem podnieść się i dalej iść do przodu.
Nasza wspólna droga nie była łatwa, było mnóstwo niewiadomych oraz mnóstwo stresu. Z pewnością mając wtedy wiedzę i doświadczenie, które mamy w tym momencie, uniknęlibyśmy wielu błędów i podjęlibyśmy inne decyzje. Ale mimo to nie żałujemy, że ostatni rok był prawdopodobnie najbardziej zwariowanym czasem w naszym życiu. Gdyby nie ten rok bylibyśmy ubożsi o mnóstwo cudownych wspomnień! No i kto wie, czy umielibyśmy się cieszyć naszym szczęściem, tak jak cieszymy się nim dziś! 🙂
*
Tak więc nieważne, co jest Twoim celem i do czego dążysz. Nie zawsze będzie miło, łatwo i przyjemnie, czasem zdarzą się gorsze momenty, a życie nie raz zaskoczy w najmniej oczekiwanym momencie. Gdy życie daje Ci cytryny, zrób z nich lemoniadę 😉 Nie załamuj się się chwilowymi porażkami, postaraj się zmienić je w cenne życiowe doświadczenie, a Ty brnij do przodu po swoje marzenia i NIGDY SIĘ NIE PODDAWAJ!
Grafika wykorzystana na zdjęciach pochodzi z bloga www.mypinkplum.pl 🙂
34 komentarze
Justyna
31 sierpnia 2016 at 21:13Prawda czasme mimo wszelkiego złą trzeba ruszyć zadek i działać bo zamartwianie się nic nie da, masz wspaniałego faceta który dla Ciebie przebył długą drogę, taka miłość to skarb!
kashienka
10 września 2016 at 21:49Też tak uważam <3 i tym bardziej doceniam to szczęście!
Judyta
31 sierpnia 2016 at 21:17❤️ Uwielbiam Was ? Brawo Wy ?
kashienka
10 września 2016 at 21:51Dziękuję Kochana! <3
Karolina
31 sierpnia 2016 at 21:25Czytając te słowa można zobaczyć, że jesteście idealnym przykładem tego iż warto walczyć o swe marzenia i nie poddawać się. (cytat o cytrynach i lemoniadzie świetnie to obrazuje). A teraz pozostaje wam życzyć wielu cudownych, wspólnie spędzonych chwil.
kashienka
10 września 2016 at 21:52Zawsze warto! Dziękujemy ślicznie <3
Paulina
31 sierpnia 2016 at 21:41Ahhh! Tak mi sie serce zawsze raduje jak sobie o was czytam. Rzeczywistosc jest taka, ze jak sie marzy o zyciu w Ameryce, to sobie trzeba na to ciezko zapracowac. I to moze wlasnie w tym tkwi sukces tego kraju. Dla mnie jeszcze dluga droga ale ile razy uslyszalam od Amerykaninow zebym aplikowala o obywatelstwo! Ha, zeby to bylo takie oczywiste to juz dawno bylabym pernamentna rezydentka 😛 No ale co tam o mnie, wiecej prosze postow od was wspolnie bo super sie czyta was z dwoch perspektyw, Najpiekniejsze jest to i to widac w tym poscie, opinie podzielacie podobne. No i kazdy wie ze do tanga trzeba dwojga,.. a potem juz nic nie jest niemozliwe! 🙂
Pozdrawiam kochani!
Paulina
http://www.shenska.com
kashienka
10 września 2016 at 21:56Niestety z perspektywy Amerykanina to wszystko wydaje się takie mega proste! Brianowi też się tak wydawało, więc zderzenie z rzeczywistością było bolesne 😉
Pomysł na post z dwóch perspektyw był mojego męża i sądzę, że to fajna odmiana i pewnie coś takiego się jeszcze pojawi 🙂
Dziękujemy serdecznie za miłe słowa <3
Jola
31 sierpnia 2016 at 22:04Piękny wpis! Dzisia przeczytałam cytat autorstwa Alberta Camus’a “Usuń ze swojego słownika słowo “problem”i zastąp słowem “wyzwanie”. Życie stanie się nagle bardziej podniecające i interesujące”. I Wasz wpis tak pięknie się w te słowa wpasował! Życie należy do optymistów! Dobrze, że natrafiłam na Twój blog 🙂
kashienka
10 września 2016 at 21:58Piękny cytat! 🙂 Dziękuję za miłe słowa <3
Gosia mamnatooko.pl
31 sierpnia 2016 at 22:29Romantyczna historia z happy end – em 🙂
kashienka
10 września 2016 at 21:58Happy end najważniejszy 🙂
HANIA
1 września 2016 at 08:20Super! Uwielbiam Was 🙂 trzeba zawsze walczyć do końca ! :))
kashienka
10 września 2016 at 21:58Dokładnie tak <3 Dziękujemy ślicznie!
Bibliofilem.byc
1 września 2016 at 08:35Piękny wzruszający wpis 🙂 Waszą historia jest jak z filmowego love story <3
kashienka
10 września 2016 at 21:59Dziękujemy za tak miłe słowa <3
Sylwia W.
1 września 2016 at 17:21Piękny, motywujący wpis! Chyba czegoś takiego było mi dzisiaj potrzeba. Dziękuję ;*
kashienka
10 września 2016 at 22:00Cieszymy się, że dostarczyliśmy komuś trochę motywacji <3
LIFESTYLERKA - blog o dietetyce i zdrowym stylu życia
1 września 2016 at 17:33Kiedy czytałam ten tekst, to aż mi się łezka w oku zakręciła. Moglibyście na podstawie swojej historii napisać scenariusz i opchnąć go jakiejś wytwórni filmowej i na pewno stałby się hitem:). A ja jestem bardzo ciekawa kto w końcu wpadł na pomysł, żeby przechytrzyć organ wydający wizy i wziąć ślub?;)
kashienka
10 września 2016 at 22:03Dziękujemy Kochana <3 hehehe a co do hitu filmowego, to znając życie jakaś taka historia z emigracją w tle została zekranizowana 😉
Wiesz co, z tym przechytrzeniem to nie do końca tak. My dużo wcześniej rozmawialiśmy już o wspólnej przyszłości i ślubie, ten pomysł nie pojawił się dopiero gdy odmówiono mi wizy 😉 Po prostu wcześniej nie chcieliśmy brać ślubu w pośpiechu, tylko dlatego żebym mogła zostać w Stanach. Chcieliśmy być w 100% gotowi na ten krok 🙂
Aga
1 września 2016 at 18:48Dziękuję Wam za ten wpis! Takich słów właśnie potrzebowałam!
kashienka
10 września 2016 at 22:04Cieszymy się bardzo, że wpis wywołał taką reakcję <3
Joanna
1 września 2016 at 19:08Az sie poplakalam …..piekny i bardzo osobisty post. Dzieki za to Kasiu i Brian. Przypomnialy mi sie moje poczatki w USA …u nas tez sie nie odbylo bez klootow, ale my mielismy problemy z emigracja. Cos poszlo nie tak i musielismy skladac dwa razy, wniosek o moja zielona karte. Podwojne koszty i okropny stres. Tak wiec wiem co musieliscie przechodzic kochani. Dzis jestescie razem i to jest najwazniejsze ……kochajcie sie i cieszcie sie kazda chwila razem. ❥❥❥
kashienka
10 września 2016 at 22:07Dziękujemy Kochana za tak miłe słowa <3
Wyobrażam sobie jaki to dla Was był stres i niepotrzebne nerwy. Bardzo stresujący proces, ale warto to przejść by być z osobą, którą się kocha!
Agnieszka
1 września 2016 at 21:11Super wpis! Aż się wzruszyłam… ale z komentarzy wyżej widzę, że nie tylko ja 🙂
kashienka
10 września 2016 at 22:07Nie tylko 😉 Nawet ja miałam łzy w oczach pisząc ten post! Dziękujemy <3
Paulina
2 września 2016 at 04:01Pomimo tych smutnych momentów, to bardzo fajna historia 🙂 Super, że się nie poddaliście i walczyliście o swój związek!
kashienka
10 września 2016 at 22:08Nie poddaliśmy się, choć łatwo nie było 🙂 Dziękujemy <3
Nieidealnaanna
3 września 2016 at 14:16American dream 🙂 Piękne historie, wytrwałość, nowe doświadczenia i na koniec happy end 🙂
kashienka
19 września 2016 at 18:42Dokładnie tak, lepiej bym tego nie ujęła <3
Pantofelwpodrozy
5 września 2016 at 08:32Piękny wpis! Życzę Wam dużo szczęścia <3 Troszkę wiem coś o miłości na odległość, bo też wyjechałam za swoim ukochanym, co prawda tylko na drugi koniec Polski, ale mimo wszystko odległość w pewnym momencie dała się we znaki.. 🙂
kashienka
10 września 2016 at 22:10Ehh ja też to już przerabiałam i wiem, że związek na odległość to nie jest rozwiązanie dla mnie – czy to w Polsce, czy przez ocean 😉 Dobrze, że u nas trwało to stosunkowo niedługo. Dziękujemy bardzo <3
Bart
12 września 2016 at 22:36Atlanta
Mieszkam od roku I wszystko oprocz schedule bus marta(autobus I metro) jest ok.
Szczegolnie dopisuje pogoda.
Jezeli ktos jest przyzwyczajony do komunikacji w Krakowie (mieszkalem kilka dobrych lat)
Trojmiescie to sie bedziemy denerowal.
Nie ma przystankow I rozkladow. Autobus jezdza case z godzinnymi opoznieniami.
Metro raczej jezdzi punktuanie np. Weekends Co 15 do minut.
Pozdrawiam
kashienka
19 września 2016 at 18:42No tak – komunikacja miejska w Atlancie, jak i w wielu innych miastach w USA to obcy temat 😀