Myślałam, że druga część spostrzeżeń Amerykanina w Europie będzie na razie ostatnim wpisem z tej serii. Jednak podczas planowania tegorocznych wakacji, przypomniała nam się kolejna garść europejskich inności, które zaskoczyły mojego chłopaka 🙂 Jeśli chcecie się dowiedzieć, co jeszcze może zaskoczyć Amerykanina na Starym Lądzie to zapraszam do czytania!
*
Brian jest typowym wszystkożercą, nie marudzi i nie wybrzydza przy jedzeniu. W zasadzie jest tylko jedna rzecz, której nie trawi – grzyby. Na co dzień nie sprawia to żadnego problemu. Jednak gdy planuje się spędzić wigilię i całe święta w polskim domu, to ciężko wybrać sobie gorszy produkt do nielubienia 😉 Lojalnie ostrzegłam go przed świętami, że u nas większość wigilijnych potraw zawiera grzyby, żeby nie czuł się rozczarowany przy stole. Na co Brian beztrosko odparł, że jeśli będzie głodny to pójdzie po prostu do McDonalda. Musielibyście zobaczyć jego minę, jak mu powiedziałam, że u nas w mieście nie ma McDonalda :))) W zasadzie na początku był pewien, że go wkręcam, no bo jak to może być, że by Maca gdzieś nie było. Cóż, Polska to nie Stany, gdzie fast-food z tej sieci jest usytuowany dosłownie co parę minut, czy to miasto, czy wieś. I bardzo dobrze!
Podobnym zdziwieniem, zareagował na informację, że najbliższego Starbucksa z mojego miasteczka… jest ponad godzina drogi. W Stanach Starbucksy widzi się dosłownie wszędzie. Status tej kawiarni jest także postrzegany zupełnie inaczej. Gdy powiedziałam Brianowi, że ta sieciówka jest postrzegana za fajniejsze miejsce by spotkać się z kimś przy kawie był zaskoczony. “Gdzie jak gdzie” – powiedział “ale w Starbucksie?!”.
*
Zadziwić obcokrajowca potrafią też drogi. Nic dziwnego, powiecie, ich wołający o pomstę do nieba stan, stanowi jeden z tematów do narzekań Polaków. Ale tym razem nie o dziury drogach chodzi (szczęśliwie w żadną nie wjechaliśmy), a o ogólną organizację ruchu między miastami i inne przepisy. Gdy mieszka się w dużym mieście albo jego pobliżu, jak Brian, to przemieszcza się głównie autostradami, często z ponad 5 pasami ruchu. Ile autostrad mamy w Polsce, można policzyć na palcach jednej ręki. A jak się pochodzi z małego miasteczka, jak ja, to w ogóle do najbliższej autostrady jest kawał drogi. Człowiek najczęściej przemieszcza się po prostu taką zwykłą drogą powiatową, po jednym pasie w każdym kierunku.
A na takiej drodze nie sposób się nudzić, teren zabudowany co pięć minut, fotoradar czeka na każde 10 km więcej na liczniku a misiaczki suszą w strategicznych punktach. I po takiej właśnie drodze przyszło mojemu Brianowi jechać samochodem za moim bratem. Jako, że nie znał drogi do domu, chcąc nie chcąc dotrzymywał mu tempa. Dopiero po fakcie powiedział mi, że to była naprawdę szalona jazda 😉 Brat wiedział doskonale gdzie są fotoradary, gdzie może stać policja, a gdzie bezkarnie można przyspieszyć. Chcąc trochę zaimponować nowemu szwagrowi pokazał mu jazdę odrobinę.. brawurową. Choć Brian który po Stanach jeździ szybko i bardzo pewnie powiedział mi, że wyprzedzanie ciężarówek na takiej wąziutkiej najeżonej fotoradarami drodze było dla niego całkiem nowym doświadczeniem 😉
*
I najlepsze jak zwykle na koniec. Pierwszego dnia świąt wybraliśmy się do polskiego kościoła, zmęczeni po długiej nocy w pubie. Brian lekko wczorajszy, nie rozumiejący ani słowa z mszy, zaczął się rozglądać po ludziach. Na efekt obserwacji nie musiałam długo czekać. Mniej więcej w połowie kazania konspiracyjnym szeptem, który usłyszał zapewne każdy stojący obok nas, podzielił się ze mną swoim odkrywczym spostrzeżeniem: “Zobacz… wszyscy biali!”. W tej sytuacji trudno było zachować powagę i nie parsknąć śmiechem! Cóż, społeczność parafii w osiemnastotysięcznym miasteczku nie jest zbyt zdywersyfikowana rasowo.. 😉
PS. Wiem, że bardzo polubiliście tą serię wpisów! Przyznam szczerze, że i my mieliśmy sporo zabawy przypominając sobie i zapisując niektóre śmieszne sytuacje, które spotkały podczas naszego europtripu. Mam nadzieję, że wznowimy serię za jakiś czas, ponieważ mamy już plany na wakacje i znów naszą destynacją będzie Europa 🙂
30 komentarzy
Paula
28 czerwca 2015 at 08:01Czyli pozytywne zaskoczenia 🙂
http://www.paulaintheusa.blogspot.com
kashienka
30 czerwca 2015 at 13:09Zdecydowanie 🙂
Zastrzyk inspiracji
28 czerwca 2015 at 18:13Obcokrajowców w sumie dziwi wiele rzeczy w Polsce, ale większość odbiera nas jednak pozytywnie 🙂
kashienka
30 czerwca 2015 at 13:10Dokładnie tak, jesteśmy zwykle mili i przyjaźnie nastawieni wobec obcokrajowców 🙂
Paulina
28 czerwca 2015 at 18:40Uwielbiam te wpisy! Wzbudzasz we mnie nieziemską ciekawość jak jest w Stanach. Mimo wszystko obecnie jest ogromna globelizacja i ciężko uwierzyć, że aż tak Polska różni się od innego kraju 😉
Pozdrawiam!
kashienka
30 czerwca 2015 at 13:12Na szczęście mimo tej ogromnej globalizacji, nadal zachowujemy pewne różnice kulturowe 🙂 Dziękuję za miłe słowa <3
english-at-tea
28 czerwca 2015 at 22:10Komentarz na mszy – ciężki do pobicia!!! 😀
kashienka
30 czerwca 2015 at 13:13Heheh ten komentarz wygrał, do teraz mnie śmieszy 😉
Magda
29 czerwca 2015 at 02:58Hahaha, "wszyscy biali" mnie rozwaliło ;D Ja przedwczoraj rozmawiałam z moim mężem o statusie JPII w Polsce i ogólnie jak około-kościelne sprawy funkcjonują. Niezmiennie go to zaskakuje bo przecież w USA wszyscy muszą być neutralni religijnie w przestrzeni publiczno-politycznej.
Domyślam się, że chciałabyś zostać w Stanach na dłużej, zdradzisz w kolejnych postach czy może zmieniasz wizę na studencką? 🙂 Mnie o dyplom jak na razie nikt nie pytał, ale mam zamiar zalegalizować go w USA za jakiś czas i niestety często jest tak, że żeby dostać tutejszego magistra trzeba dobrać parę zajęć z amerykańskiej uczelni, inaczej polskie mgr liczą jak amerykański licencjat…. Jeśli masz w tej sprawie jakieś doświadczenia to chętnie przeczytam notkę na ten temat 🙂
kashienka
30 czerwca 2015 at 13:16Tak, ale ja akurat cenię tę amerykańską neutralność religijną. Polityka i religia nie powinny się łączyć.
Na razie nie chcę jeszcze zdradzać na blogu planów na kolejne miesiące, ale na pewno będę starać się o kolejną wizę. Jak wszystko pójdzie pomyślnie, na pewno podzielę się wszystkimi informacjami i moim doświadczeniami na blogu 🙂
MizzVintage
29 czerwca 2015 at 09:22Wrażenia z mszy są zdecydowanie priceless 😀
kashienka
30 czerwca 2015 at 13:17Oj tak :)))
justyn25
29 czerwca 2015 at 19:36Faktycznie trzecia trzesc jest najlepsza!
kashienka
30 czerwca 2015 at 13:17Zdecydowanie najzabawniejsza 🙂
Anonimowy
29 czerwca 2015 at 21:20A w Stanach fotoradarów nie ma?
kashienka
30 czerwca 2015 at 13:08Ja się nie spotkałam 😉 Są takie niby radary, które pokazują Twoją prędkość podczas jazdy i jeśli jest ona wyższa od dopuszczalnej, to liczba zaczyna migać. Ale taki "radar" zdjęć nie robi, jest tylko ostrzeżeniem.
www.fashionable.com.pl
29 czerwca 2015 at 22:30Ale super tekst! Rozbawiłaś mnie na maksa:) aż mężowi cytowałam:)
kashienka
30 czerwca 2015 at 13:18Cieszę się, że mój blog potrafi tak rozbawić :)))
Anonimowy
29 czerwca 2015 at 23:46A gdzie tym razem na wakacje?
kashienka
30 czerwca 2015 at 13:08Włochy 🙂
LIFE STYLERKA
30 czerwca 2015 at 20:11Ha, ha z tymi białymi w kościele, to mu się udało:). Chyba ogólnie musi mu się wydawać w Polsce dość monotematycznie, jeśli chodzi o różnorodność ras:).
Anonimowy
1 lipca 2015 at 18:24Już niedługo to się zmieni kiedy imigranci, których nam chce wcisnąć kochana UE przybędą 🙂
kashienka
7 lipca 2015 at 01:53Tak, zdecydowanie jest monotematycznie. Ale B. dostrzegł to dopiero w świątyni 😀
kashienka
7 lipca 2015 at 01:55A imigrantów z jakich krajów ma się pojawić najwięcej? Ja mimo, że kocham Polskę ponieważ tam się urodziłam, to nie wiem czy bym zdecydowała się na emigrację właśnie nad Wisłę 😉
Uśmiech Od Rana
1 lipca 2015 at 08:31Hahaha 🙂 Najważniejsze co mi wpadło do głowy to fakt, że Starbucks w Anglii też jest o wiele tańszy niż w Polsce! Jakiś czas temu uwielbiam tam przesiadywać na chwilę relaksu podczas zabieganego dnia.
Z sytuacją w kościele – wcale się nie dziwie, że tak go to zaskoczyło! Na jego miejscu też bym nie mogła uwierzyć, haha 🙂
kashienka
7 lipca 2015 at 01:50Ja też lubię, acz unikam ze względu na ogromną kaloryczność moich ulubionych napojów 😉 Z logicznego punktu widzenia wiem, że takie zjawisko mogło mu się to wydać strasznie dziwne, ale w tamtym momencie to spostrzeżenie mnie tak zaskoczyło, że nie mogłam opanować śmiechu 😀
Anonimowy
1 lipca 2015 at 18:35W sumie niedawno trafiłam na Twojego bloga i piszesz w bardzo fajny i przystępny sposób 🙂
Ja mam rodzinę w Stanach (Chicago i okolice LA), która wyjechała tam w latach 80-tych i 90-tych i powiem Ci, ze jak oni przyjeżdżają do PL to jestem oszołomiona jak Ci ludzie mało wiedzą o świecie, o życiu w innych państwach itp. Uważam, że są bardzo skupieni na sobie i serio widać, że tak się zachłysnęli Stanami, że większość ma spory problem z przystosowaniem się do czegokolwiek. Moja ciotka, która niedawno wróciła z mężem na "stare lata" do PL co robi? – średnio 2-3 razy do roku po 2 miesiące lata do Stanów, niby do córki i wnuków, ale każdy wie, że nie potrafi tutaj żyć. Narzekała, że drogi za wąskie, parkować nie potrafi by nie obić swojego i czyjegoś auta, dziwi się kolejkom w urzędach i że idąc do urzędu dokumenty muszą być w języku polskim a nie że urząd sobie tłumaczy sam i dziwne w ogóle, ze w okienku pani nie potrafi zrozumieć (pewnie rozumie tylko nie o to się rozchodzi tylko o przepisy) że ona musi dziś to co mieć, bo to już ostatni dzień. W supermarketach nie ma dostatecznego wyboru towarów, bo jak to możliwe, że nie ma takiego typowego amerykańskiego masła orzechowego, mimo, że ciała ściana płatków śniadaniowych to nie ma takich czy owakich. I zawsze musi dodać jak to wspaniale jest w Stanach. Aaaa i jeszcze jedno… bez gpsu ani rusz! Bo w Stanach w kazdym aucie jest gps i aż swój samochód(!) sprowadzała do PL kontenerem, bo przecież w PL nie ma takich aut jak ona chce + automatyczna skrzynia biegów być musi, bo jakże inaczej. Sporo mam takich przykładów i anegdotek… 🙂 Także nie dziwią mnie spostrzeżenia Twojego B.!
kashienka
7 lipca 2015 at 04:00Hehehe, tacy ludzi są najlepsi! Wyjeżdżają z kraju i błyskawicznie zapominają o wszystkim co do tej pory było dla nich normalnością, a potem przyjeżdżając w odwiedziny czy na "stare lata" niezmiernie się dziwią, że wszystko jest takie inne niż "u nas w Stanach" 😀 Niestety, to nie pojedyncze zjawisko, wiele osób tak właśnie szybko przyzwyczaja się do dobrego, a potem płacz przy powrocie 😉
Na obronę ciotki powiem jednak, że chyba do auta z manualną skrzynią biegów już bym nie wsiadła 😀 (ale to dlatego, że ja już automatem jeździłam w Polsce, a z manualną miałam ostatni raz do czynienia na własnym egzaminie na prawko:P)
Gosia
3 lipca 2015 at 08:49Hehehe, ja mieszkam w IL od jakichs dwoch lat. Ostatnio moja mama zszokowana dopytala mnie przez telefon "To Ty codziennie na swoim osiedlu widzisz murzynow?" 😉
kashienka
7 lipca 2015 at 01:47Heheheh, niezbyt to poprawne politycznie, ale właśnie wybuchnęłam gromkim śmiechem ;)))