Moi drodzy, w dzisiejszy wpis wplotę trochę wątków psychologicznych 🙂 Uważam, że ta dziedzina nauki znajduje duże zastosowanie w życiu codziennym bo opisuje zjawiska z którymi spotykamy się każdego dnia. Postanowiłam wykorzystać więc odrobinę mojej psychologicznej wiedzy, by zgłębić temat poczucia wartości u Amerykanów. Postaram się opowiedzieć Wam czy amerykańska pewność siebie faktycznie jest tak wysoka, jak się powszechnie uważa. Mam nadzieję, że temat Was zainteresuję i z chęcią przeczytacie ten post!
NA POCZĄTEK ODROBINA TEORII
Poczucie własnej wartości wiąże się z pojęciem samooceny, która, najprościej mówiąc, jest postawą w stosunku do siebie samego. Dotyczy obszaru związanego z JA, z własnym ego. Odpowiada na pytanie co JA myślę o sobie i jak JA czuję się z samym sobą. Opinie i sądy na własny temat są podstawą samooceny, a ona sama wpływa na nasz nastrój oraz zachowanie. Poczucie własnej wartości jest zaś definiowane jako stan psychiczny, powstały na skutek samooceny.
Pewność siebie jest związana ze znajomością i akceptacją swoich mocnych i słabszych stron, jednak w drodze do osiągnięcia wymarzonego celu należy się skupić na swoich zaletach. Dlatego mówi się, że osoby o wysokim poczuciu własnej wartości są bardziej przebojowe, aktywne, otwarte na doświadczenia, zadowolone z siebie, wytrwałe oraz optymistycznie nastawione, lepiej radzą sobie z krytyką i dzięki temu odnoszą bardziej spektakularne sukcesy w życiu niż zakompleksione jednostki z niską samooceną.
CZY AMERYKANIE SĄ BARDZIEJ PEWNI SIEBIE?
Amerykanie uchodzą, według opinii społecznej, za ludzi pewnych siebie i świadomych własnej wartości. Zgadzam się z tym i jestem zdania, że przeciętny Smith ma faktycznie wyższe poczucie własnej wartości od przeciętnego Kowalskiego. Myślę, że duży wpływ na ich wysoką samoocenę ma fakt, że jest to społeczeństwo typowo indywidualistyczne. Tutaj jednostka, a nie cała grupa jest odpowiedzialna za sukces i to jednostka ma prawo być z niego dumna. Tutaj nie umniejsza się zasług jednej osoby na korzyść pracy całego zespołu (jak dzieje się w przypadku społeczeństwa kolektywistycznego). Każda osoba jest inna, dokonuje w życiu innych wyborów, ma prawo “być sobą” przy jednoczesnym poszanowaniu indywidualności innych osób. Amerykanie nawet gdy nie osiągną sukcesu w jakiejś dziedzinie, to zwykle szukają w nowym doświadczeniu swoich mocnych stron.
JAK PEWNY SIEBIE JEST MÓJ AMERYKAŃSKI NARZECZONY?
Pozwólcie, że przytoczę Wam krótką historyjkę. We wrześniu zeszłego roku postanowiliśmy wraz z moim ukochanym wziąć udział w biegu ulicznym organizowanym przez moje rodzinne miasteczko, Pleszew. Zaczęliśmy biec razem, ale że miałam wtedy zdecydowanie za słabą kondycję, to podczas biegu poprosiłam Brian by pobiegł przodem, a nie razem ze mną moim powolnym truchcikiem. Do mety dobiegłam jakieś 5 minut po nim, więc dla żartu zapytałam, które zajął miejsce w generalnej klasyfikacji (wiedząc, że bieganie to nie jego mocna strona). Na co wtedy jeszcze chłopak, dumnie odrzekł: – Byłem pierwszym Amerykaninem na mecie! Możecie wyobrazić sobie, jak dużo obcokrajowców startowało, skoro temat gościa z Atlanty, który się zapisał na bieg poruszono nawet w lokalnej prasie 😉
Tak, Brian jest pewny siebie. O cokolwiek go nie zapytasz czy o jazdę konno czy o grę na gitarze, to albo jest w tym niezły albo jako dziecko próbował i szło mu świetnie. Czasem przyznaje, że nigdy nie próbował ale na pewno byłby w tym dobry, bo przecież to wcale nie wygląda na trudne 😉 I nie, nie myślcie, że ja spotykam się z jakimś wyjątkowym zarozumialcem. Większość z Amerykanów jest po prostu zaprogramowanych na pozytywne myślenie o samym sobie już od dziecka.
Rodzice dbają o to, by ich dzieci miały wysoką samoocenę . Chcą by umiały one dostrzegać swoje mocne strony a nie skupiały się na rzeczach, w których są nieco słabsi. Dziecko z takim nastawieniem jest zdecydowanie pewniejsze siebie, nie ma niepotrzebnych kompleksów, nie wstydzi się ocenić swoje umiejętności pozytywnie. Co za tym idzie, jest bardziej śmiałe, otwarte i lepiej radzi sobie w życiu. I uwierzcie, wiem co mówię, bo przez 1,5 roku opiekowałam się uroczą dwójką amerykańskich dzieciątek. Przez ten czas spotkałam wielu ich kolegów i koleżanek i cóż, pewności siebie mogłabym się uczyć od większości z nich 😉
A JAK JEST Z MOJĄ SAMOOCENĄ?
Poczucie własnej wartości nigdy nie było moją mocną stroną i od kiedy pamiętam miałam kompleksy. Nie byłam też zbyt pewna siebie – choć wielokrotnie słyszałam, że pierwsze wrażenie przy spotkaniu ze mną jest inne. Czas, który spędziłam w USA, obcowanie z amerykańskimi dzieciakami a także kontakt z Brianem, pomógł mi pozytywniej oceniać samą siebie. Dzięki wyleczyłam się też z niektórych kompleksów, które towarzyszyły mi od lat! Znam swoją wartość i potrafię na poczekaniu wymienić swoje zalety – co kiedyś wydawało mi się niemożliwe. Choć absolutnie nie uważam, że małpowanie wszystkiego co zza oceanu jest fajne, to uważam, że szczypta amerykańskiego poczucia własnej wartości nikomu jeszcze nie zaszkodziła. W końcu łatwiej idzie się przez życie przebojem! 🙂
*
Potocznie mówi się, że Amerykanie słyną z wysokiej samooceny, ale w moim przekonaniu – w tym stwierdzeniu jest sporo prawdy. Jednostka żyjąca w typowo indywidualistycznym społeczeństwie potrafi cieszyć się z swojego sukcesu i rzadko umniejsza własne zasługi. Amerykanie od dziecka uczeni są, by rozwijać i podkreślać swoje mocne strony, a nie skupiają się na swoich słabszych punktach. Uważam, że amerykańskie podejście do kwestii samooceny bardzo pomaga w życiu. Cieszę się również, że dzięki wyjazdowi do Stanów moja pewność siebie zwiększyła się, a ja sama patrzę na siebie “przychylniejszym” okiem 😉
A jak jest z Waszą samooceną? 🙂 Jest wystarczająco wysoko, czy uważacie, że trochę pracy nad pewnością siebie jest przed Wami? Dajcie proszę znać co sądzicie o tym wpisie. Zastanawiam się, jak takie psychologiczne “wstawki” w poście zostaną przez Was odebrane. Jeśli przeczytałeś/aś post z zaciekawieniem to zostaw proszę choć krótki komentarz!
74 komentarze
Justyna Karkus
27 stycznia 2016 at 20:04Super post oby takich więcej! Sama zastanawiam się nad studiowaniem psychologi ale w internecie zdania na temat tego kierunku są podzielone, chętnie bym poczytała coś na ten temat u Ciebie na blogu 🙂
kashienka
5 lutego 2016 at 19:51Studiowanie psychologii było dla mnie jednym z najlepszych doświadczeń w życiu 🙂
niemilcząca
27 stycznia 2016 at 20:26Ja bardzo chętnie poczytam więcej takich postów. Według mnie spokojnie możesz poruszać inne tematy. Piszesz bardzo interesująco i mądrze 🙂 Mnie się podoba!
kashienka
5 lutego 2016 at 19:51Bardzo mi miło czytając takie słowa <3
Jago W.
27 stycznia 2016 at 20:55Fajnie połączyłaś ze sobą wątek psychologiczny z tematyką całego bloga i czekam na kolejny wpis. Pzdr.
kashienka
5 lutego 2016 at 19:52Nie zawsze będzie możliwość tak zgrabnego połączenie tematów, ale będę się starać 🙂
Joanna Marek
27 stycznia 2016 at 21:03Wlasciwa droga i swietnie sie czyta. To prawda Amerykanie uwazaja, ze sa najlepsi. 🙂 Czy tak jest ……z tym bywa roznie, ale poczucie wlasnej wartosci maja wysokie. Ja lubie ich pozytywne nastawienie do wszystkiego i usmiech na twarzy.
kashienka
5 lutego 2016 at 19:52Dzięki Kochana za miłe słowa! Ja także lubię ich nastawienie 🙂
Anonimowy
27 stycznia 2016 at 22:05Świetny pomysł! Wszystkie twoje posty czytam z równym zaciekawieniem "od deski do deski". Trzymaj tak dalej!
kashienka
5 lutego 2016 at 19:54Dzięki za taką opinię! <3
Anonimowy
27 stycznia 2016 at 22:40ciekawe, jak zawsze, nawet mogłoby być dłuższe
kashienka
5 lutego 2016 at 19:56A jak zawsze obawiam się, że czytelnik będzie znudzony czytając tak długaśne posty 😀
Anonimowy
28 stycznia 2016 at 08:29Absolutnie idziesz w dobrym kierunku!:-) bardzo przyjemnie sie czyta posty o troszeczke innej tematyce, ale jednak nawiazujace do tematyki odkrywania Ameryki;-) tak naprawde Kasiu, masz taka lekkosc pisania, ze moglabym czytac codziennie Twoje posty!:-)
Jestem bardzo ciekawa zmian, ktore planujesz wprowadzic:-)
Pozdrawiam
Katuszka
kashienka
31 stycznia 2016 at 19:57Ale mi miło czytając takie miłe słowa <3 Obawiam się, że pisząc codzienne szybko zabrakłoby mi weny, ale zdecydowanie postaram się pisać częściej :)))))
Anonimowy
1 lutego 2016 at 12:22P.S. Dzisiaj kurier przywiózł paczkę dla mojego brata. Zerknęłam na adres nadawcy, a tam…Pleszew:-) Od razu wiedziałam, że gdzieś już tą nazwę miejscowości słyszałam…Myślę, myślę i…no tak! to u Kashienki, którą ostatnio poczytuję namiętnie!;) Ech,świat jest mały!:)
Katuszka
kashienka
5 lutego 2016 at 19:59Świat jest mały – cieszę się, że Pleszew się ze mną kojarzy 🙂
Agacia
28 stycznia 2016 at 11:58bardzo fajny, ciekawy wpis :))
kashienka
5 lutego 2016 at 19:57Dziękuję ślicznie 🙂
Life stylerka
28 stycznia 2016 at 13:09Kasiu, wiedziałam, że jak się weźmiesz za te psychologiczne tematy, to w Twoim wykonaniu będzie to strzał w 10. Temat jest niesamowicie ciekawy, mam co do niego wiele swoich przemyśleń i spostrzeżeń. Sam tekst napisany w bardzo interesujący, lekki sposób, oczywiście jak zwykle z odpowiednia dawką humoru:). Good job! Ja też wielokrotnie zastanawiałam się nad amerykańską pewnością siebie, skąd ona się im bierze i to w takich ilościach. My Polacy, najczęściej pomniejszamy swoje osiągnięcia, wstydzimy się chwalić sukcesami, żeby nie urazić innych lub bądźmy szczerzy – aby nie wzbudzać ludzkiej zawiści. Niestety w Polsce sukces nie jest dobrze widziany. To znaczy własny jak najbardziej, ale u innych, to już nie koniecznie. A jeśli chodzi o umniejszanie własnych osiągnięć, to bardzo wiele czasu i energii zabrało mi oduczenie siebie tego okropnego zwyczaju. na pewno nie w 100%, ale jak ktoś teraz skomplementuje np. mój ubiór, to nie mówię: eeeeeeeeeeee tam, to takie stare szmaty, z przeceny itd, tylko mówię: dziękuję i zamykam buzię, co jest niesamowicie ciężkim zadaniem:). Każdego dnia też pracuję nas swoim pozytywnym myśleniem i podejściem do życia. Wiele pracy w to włożyłam, widzę efekty i mam nadzieję, że któregoś dnia mój optymizm osiągnie poziom amerykański;). Kasiu, jeszcze raz wielkie gratulacje, świetny artykuł i czekam na więcej. Miłego dnia – Ania
kashienka
5 lutego 2016 at 20:00W 100% zgadzam się z Twoimi słowami. Niestety, my Polacy, mamy taką naturę – ale dobrze, że coraz więcej osób stara się to zmienić.
Dziękuję ślicznie Aniu za tak serdeczne słowa <3
Magda
28 stycznia 2016 at 23:46Pisz, pisz, ludzi interesuje lekko podana psychologia. A Ty masz i wiedzę, i łatwość pisania 🙂 Poza tym myślę, że jest to ciekawy temat – Ameryka i Amerykanie okiem polskiego psychologa 🙂
kashienka
5 lutego 2016 at 20:01Cieszę się, że się podoba <3
Ciekawy pomysł na post, muszę z pewnością go wziąć pod uwagę, dziękuję :)))))
Kasia w Kalifornii
29 stycznia 2016 at 03:08Super cykl. Zgadzam sie z toba, mieszkajac tu obserwuje amerykanska pewnosc siebie i staram sie jej uczyc. Chociaz czasami wyolbrzymiaja swoje ego i osiagniecia do granic groteski, to szczypta wiary w siebie nikomu nie zaszkodzila. Tu trzeba sie umiec wyroznic i to takiej wlasnie odwagi ucze sie w USA:)
kashienka
5 lutego 2016 at 20:02Dokładnie tak jest i ja też cały czas nad tym pracuję 🙂
its_kainka
29 stycznia 2016 at 05:30Odkad zyje w USA zauwazylam ze kazdy, doslownie kazdy ma zdrowe, dobre poczucie wlasnej wartosci . wiekszosc Polakow ma bardzo niskie poczucie wlasnej wartosci 🙁 szkoda ze nie biorą przykładu od Amerykanów
kashienka
5 lutego 2016 at 20:02Akurat w tym względzie zdecydowanie powinniśmy się od nich uczyć 🙂
Elżbieta Grunier
29 stycznia 2016 at 14:38dla mnie – Twój najciekawszy wpis
kashienka
5 lutego 2016 at 20:03Dziękuję <3
www.fashionable.com.pl
29 stycznia 2016 at 15:39Świetnie napisany wpis:) ja uwielbiam Cię czytać zawsze:)
:*
kashienka
5 lutego 2016 at 20:03Dziękuję Kochana <3
Agnieszka P
29 stycznia 2016 at 18:03Swietny post. Zgadazm sie w 100%, Amerykanie sa otwarci I pewni siebie. Jest to zapewne kwestia wychowania I systemu szkolnictwa. A moze jakis post o szkolach w USA, jestem ciekwa jak ty je oceniasz (bo to temat rzeka).
Posty psychologiczne to strzal w 10. Czekam na kolejny:)
kashienka
5 lutego 2016 at 20:04Kiedyś na pewno wypowiem się na temat szkolnictwa, ale wydaje mi się, że na ten moment wiem o tym zbyt mało by je oceniać 🙁 Dziękuję za miłe słowa! <3
Kasia (Front Domowy)
29 stycznia 2016 at 20:59Ja mam bardzo niską samoocenę i w związku z tym staram się, aby moje dziecko wyrosło na pewnego siebie człowieka – takim zawsze jest w życiu łatwiej 🙂
kashienka
5 lutego 2016 at 20:04Zdecydowanie łatwiej! 🙂 Dobrze, że uczysz tego eM od małego!
Anonimowy
29 stycznia 2016 at 23:58Mega post! Przeczytałam jednym tchem<3 poprosimy o więcej!
kashienka
5 lutego 2016 at 20:11Dziękuję ślicznie! <3 Będzie więcej, na pewno!
Anonimowy
30 stycznia 2016 at 00:07Jeden wielki minus tego wpisu, który automatycznie się nasuwa to jego koniec. Dlaczego juz? Ja chce jeszcze! Pochłaniam każde słowo z niesamowitym zainteresowaniem, nie bój się rozwijać wątków i pisać więcej. Mam wrażenie czytając Twoje posty, że rozkręcasz się do pewnego momentu a później stopujesz i szybko kończysz jakbyś bała się za długiego wpisu. Bez obaw, nikogo nimi nie zanudzisz a wręcz przeciwnie!
Bardzo fajny pomysł. Podoba mi się, że jest tradycyjne nawiązanie do USA, czekam na następne. Moje ulubione posty to oczywiście zakupy a dawno ich tu chyba nie było! ? 😀
kashienka
5 lutego 2016 at 20:13Hahhahaa, dokładnie tak jest! 😀 Zawsze mówię sobie “Ok, czas kończyć, bo czytelnicy będą ziewać” 😀 Dziękuję za opinię <3
kalisfornia
30 stycznia 2016 at 14:01Miałam dokładnie takie same spostrzeżenia z USA!
Marzę o tym, żeby chociaż część Polaków była pod względem pewności siebie i samooceny, taka jak Amerykanie!
kashienka
5 lutego 2016 at 20:15Masz rację, pod tym względem zdecydowanie powinniśmy brać przykład z Amerykanów.
Anonimowy
30 stycznia 2016 at 21:26Super pomysl, bardzo ciekawy wpis. Z chęcia poczytałabym wiecęj o psychologii na Twoim blogu :):)
kashienka
5 lutego 2016 at 20:15Dziękuję bardzo! 🙂 Będę zdecydowanie wplatać psychologiczne wątki od czasu do czasu 🙂
Anonimowy
31 stycznia 2016 at 19:43Lekki, ale jakże prawdziwy wpis… Pani Kasiu, wpadłam na Pani bloga przez zupełny przypadek:-) mieszkam i pracuję w Gdyni – Orłowie, zauważyłam że śledzi Pani dość regularnie kulinarny blog naszej Zosi. Pracując w Stanach z amerykańskimi dziećmi (jeszcze jako studentka filologii angielskiej) zdobyłam podobne doświadczenie i mam podobne odczucia… Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję do usłyszenia:-) Agnieszka.
kashienka
5 lutego 2016 at 20:18Bardzo mi miło, że blog zyskuje nowych, jakże miłych czytelników 🙂
Cięszę się, że nie tylko ja mam takie spotrzeżenia na ten temat!
Proszę mi mówić po imieniu 🙂
Anonimowy
2 lutego 2016 at 20:35Świetny wpis. Masz tzw. lekkie pióro, więc czyta się Twoje teksty niezwykle przyjemnie. Plusem jest to, że konsekwentnie nawiązujesz do pierwotnego pomysłu na blog, nie obawiasz się nawiązań do spraw osobistych, ale robisz to dyskretnie i taktownie. Pozdrawiam 🙂 Agnieszka
kashienka
5 lutego 2016 at 20:19Jaka przemiła recenzja posta <3 Dziękuję ślicznie!
Paula
4 lutego 2016 at 12:36Świetny wpis! czekam na więcej takich pozytywnych myśli 🙂
http://www.paulaintheusa.blogspot.com
kashienka
5 lutego 2016 at 20:20Dziękuję a wpisów pojawi się z pewnością więcej :* 🙂
aromadisiac
4 lutego 2016 at 21:32No proszę. Ja jestem po filologii hiszpańskiej i powoli kończę psychologię 😉 Piątka!
kashienka
5 lutego 2016 at 20:21Czyli bardzo podobnie 🙂 Piąteczka!
jagodka
6 lutego 2016 at 02:35Wpis naprawdę świetny! Ale musiałam sie uśmiechnąć, bo czytając opis B. czułam się jakbym czytała o własnym mężu. Jest dokładnie taki, we wszystkim dobry, albo chociaż niezły. A jest urodzonym i wychowanym w rodzinnym kraju Polakiem. Może życie w Stanach przez lata tak sie na nim odbiło 😉 A tak zupełnie serio, to myśle, ze twoje spostrzeżenia są bardzo trafne i mój mąż to po prostu wyjątek potwierdzający regułę.
Dla mnie takim najbardziej otwierającym oczy doświadczeniem w tym wzgledzie były mecze dzieciaków. Tak się złożyło, że w drużynach zawsze były dzieci amerykańskie i dzieci z rodzin emigrantów. Reakcje rodziców na grę dzieciaków różnią sie niesamowicie. Podczas gdy rodzice emigranci łapią sie za głowę, albo wyraźnie zaciskają zęby w sztucznym uśmiechu, gdy dziecku coś nie wyjdzie, amerykańscy rodzice krzyczą "great job", albo chociaż "nice try" nawet, gdy dziecko poda piłkę prosto do przeciwnika, albo strzeli samobója :)) Nic dziwnego, że Amerykanie wyrastają na pewnych siebie.
kashienka
10 lutego 2016 at 20:25Lata mieszkania w Stanach mogą zdecydowanie poprawić samoocenę ;)))))
Nigdy nie widziałam rodzin emigrantów na meczu dzieciaków, ale faktycznie Amerykanie zachowują się dokładnie tak 😀 Czasem aż zbierałam szczękę z podłogi, jak widziałam rodzica który mówił małemu piłkarzowi po meczu, że był najlepszy – mimo, że dziecko konsekwentnie unikało kontaktu z piłką przez całą grę ;))))))))
Anonimowy
19 lutego 2016 at 19:53Podoba mi się ten nowy cykl, może zabrakło jak dla mnie przykładów jak popracować nad swoją samoocena 😉
kashienka
20 lutego 2016 at 20:26Myślę, że taka notka kiedyś się tutaj pojawi 🙂
Anonimowy
21 lutego 2016 at 17:23Liczę na dużo takich postów! I przyznam, że chętnie zaczęłabym spotkać się z jakimś Amerykaninem, skoro to przynosi takie efekty 😀
kashienka
25 lutego 2016 at 20:26Wypróbowana metoda, działa 😀
Agata
5 marca 2016 at 18:47Uwielbiam czytać te posty:) Ładnie, zgrabnie, praktycznie i z dobrą dawką humoru 😉
kashienka
25 marca 2016 at 20:27Dzięki za tak dobrą opinię <3
Bartek
19 maja 2016 at 09:21Bardzo ciekawy wpis! Od Naszych zachodnich sąsiadów moglibyśmy się wiele nauczyć – adekwatna samoocena i pewność siebie pozwalają na lepsze osiągnięcia. Dziecko od małego powinno być umacniane i wychowywane w przekonaniu o własnej skuteczności. Nasz naród jest bardzo zakompleksiony i niestety przekłada się to na wiele aspektów naszego życia.
kashienka
22 maja 2016 at 20:34Dokładnie tak! W tym względzie zdecydowanie powinniśmy brać z nich przykład 🙂
Wera
24 maja 2016 at 22:37Fajny wpis! Prosze o wiecej z zakresu psychologii! 🙂
kashienka
28 maja 2016 at 20:35Po tak pozytywnych odzewie, wpisy psychologiczne na pewno będą pojawiać się od czasu do czasu 🙂
Julia
1 marca 2017 at 17:22Niesamowite. Znalazłam cię dzięki Blogu AgaInAmerica I NIGDY W ŻYCIU NIE PRZYPYSZCZAŁABYM, że pochodzisz z Pleszewa. Miło bylo przeczytać, ze jesteś z Wielkopolski, ale myślałam, że raczej z Poznania bądź raczej oddalonego ode mnie miasta. Zaczęłam przeglądać twojego bloga, trafiłam na to zdjęcie – myślę sobie – ratusz bardzo podobny do tego w moim mieście. Spojrzałam na koszulki i zamarłam. Jaki ten świat jest mały! Pozdrowienia z wiosennego Pleszewa (mimo, że dzisiaj 1 marca to pogoda dopisuje :D)
kashienka
14 marca 2017 at 18:35Ale miło mi gościć Pleszewiankę na moim blogu 🙂 Fajnie, że dotarłaś tutaj od Agi i cieszę się, że Cię miło zaskoczyłam tym, że jestem z Pleszewa :))) Świat jest naprawdę mały! Pozdrawiam Cię serdecznie z Atlanty i do zobaczenia za jakiś czas na ulicach naszego miasteczka 🙂
Euglena
24 lipca 2017 at 21:36Witaj, chciałabym opisać moje doświadczenie z dowartościowywaniem w USA. Uczę się angielskiego w ramach rządowego programu ESL w Technical College. Właściwie startowałam od zera, ale pokochałam ten kurs z mety. Przez 6 godzin niezmordowanie prowadzą zajęcia wymyślając atrakcje. Zależy im na nas. Podają swoje telefony, e-maile , żeby pomagać zawsze. I nie szczędza pochwał.
Po pierwszym ukończonym poziomie prawie się popłakałam ze wzruszenia, przenieśli mnie wyżej o dwie klasy i uslyszalam, ze jestem super, że są ze mnie dumni i wogole brawa i owacje.
Oczywiście aż takich umiejętnosci nie posiadłam , zeby uzasadnialo pochwaly, ale kurcze, jak mi sie skrzydla rozwinęły. Jak mi się gorzko zapalkac zachcialo, ze w polskiej szkole w latach 80-tych bylo tak beznadziejnie.
Dziecko nie glupie, pochwal za byle co cenić nie będzie, ale wystarczy nie podcinać skrzydeł.
kashienka
21 sierpnia 2017 at 18:26Super, że masz takie dobre doświadczenie przy programie ESL <3 Aż uśmiechnęłam się czytając Twoje słowa! Świetne podejście do studenta i niesamowicie motywujące 🙂 A pod ostatnim zdaniem, które napisałaś, podpisuję się obiema rękami!
Iwona
7 marca 2018 at 18:57po każdym powrocie z USA wydaje mi sie ze nie ma dla mnie rzeczy niemozliwych☺
polskie realia szybko to weryfikuja niestety
kashienka
21 marca 2018 at 16:52Fajnie, że tak na Ciebie działa pobyt za oceanem! Szkoda, tylko że powrót do kraju weryfikuje plany 🙁 Oby po następnym wyjeździe entuzjazm został z Tobą <3
Andżelika
19 marca 2018 at 10:02W Polsce na pewno możemy uczyć się od Amerykanów abyś częściej zwracać na samoocenę dzieci i ją budować, mniej krytykować, ale mieć zrównoważone podejście. Dzieci nie są głupie one wiedzą kiedy kłamiemy i bijemy apluaz za coś co nie ma sensu. Sama widzę to po moich córkach. Jedna zrobiła pracę babcia chwali jak to pięknie, ładne itd. Córka patrzy na nią z szerokimi oczami. Babcia, ale akurat ta praca mi nie wyszła. I to nie jest tak, że smutna się zrobiła czy coś. Skomentowała, że następna jej wyjdzie. Wydaje mi się, że u nas w Polsce nawet nie chodzi o brak pochwał, ale o przesadną krytykę zwłaszcza o ,,pierdoły,, Nie zdara wylałaś mleko, 4 dostałaś a czemu nie 5 itd. Częściej widać złe rzeczy niż dobre.
Warto zwrócić uwagę, że prawdziwy pewność siebie musi wynika z wnętrza a nie z tego co widzimy na zewnątrz. Pracowałam z ludźmi, którzy na pozór wydawali się pewni siebie. Byli bardzo odważni, przebojowi. Jednak w rzeczywistości mieli zaniżoną samoocenę. A z drugiej strony spotkałam ludzi zrównoważonych, spokojnych, którzy nie musieli krzyczeć wszystkim dookoła co osiągnęli w życiu.
P.S Bardzo fajny wpisa
kashienka
21 marca 2018 at 17:08Dzięki za komentarz. Oczywiście trzeba to wszystko wypośrodkować i nie ma co dziecka okłamywać, że we wszystkim jest genialne, bo tak jak mówisz dzieci głupie nie są. Jednak wydaje mi się, że lepiej widzieć te dobre rzeczy niż skupiać się na tych złych 🙂 Przesadna krytyka, nazywanie dziecka niezdarą itp jeszcze nikomu na dobre nie wyszło.
Iwona Motyw Kobiety
28 maja 2018 at 11:14Podobnie jest z Grekami. Już dawno zwracam na to uwagę. Gdy Polce mówisz komplement, że ładnie jej >w tej bluzce< żachnie się i mówi "Eeee tam, stara, z przeceny!", Greczynka na ten sam komplement potwierdza z zadowoleniem "Prawda?!". Na pewno łatwiej idzie się przez życie, skupiając się na dobrych stronach ale…. jestem zdania, że nad złymi należy pracować (nie mówię tu, że mamy trenować łyżwiarstwo, żeby na siłę być lepszym, ale żeby np. uświadomić sobie swój egocentryzm lub inną wredną cechę i zastanowić się co z nią zrobić i czy nadal chce się ją mieć).
Ma to też swoje ciemne strony – bo Grecy są z kolei skrajnymi nacjonalistami , zapatrzonymi we własną i jakże domniemaną wspaniałość (choć kryzys ekon.nieco utarł im nosa) z kolei….. masa Amerykanów jedzie na psychotropach, więc też chyba jest coś nie tak….do końca. ?
kashienka
1 sierpnia 2018 at 03:43Bo komplementy trzeba umieć przyjmować – a niektórzy, w tym wielu Polaków niestety, ma z tym duży problem.
A jakieś ciemne strony są chyba w każdej nacji.. 😉
LANDARA NA SCENIE – Pierniczy Motorniczy
26 lipca 2018 at 01:35[…] pozytyw! Paraliżujący strach odsyłam w niebyt. Na szczęście odblokowuje się we mnie stopniowo „amerykańskie poczucie własnej wartości”.? – W samą porę! Aż przyklasnąłem z zachwytu. Owe poczucie, niczym poranne słońce […]
kashienka
1 sierpnia 2018 at 00:02Zostałam zacytowana nawet na stronie motorniczego-pasjonaty 🙂 Ale mi miło!