Na pomysł takich postów Brian namawiał mnie od kiedy dowiedział się, że piszę bloga. Za każdym razem wybijałam mu go z głowy, bo przecież gdyby ktoś miał dobierać nas w pary po guście filmowym, to niewątpliwie nie doszłoby nawet do naszej pierwszej randki 😉 On jednak uznał, że to całkiem zabawne, że oglądając jeden film mamy całkiem odmienne spostrzeżenia i uwagi. Teraz wysłał mi właśnie swoje przemyślenia na temat komedii, którą po raz n-ty obejrzeliśmy razem w zeszłym tygodniu. I mówi, żebym dodała swoją opinię i wrzuciła to na bloga.
Nie wiem, czy jest to dobry pomysł. Jednak jestem chora, moje gardło, zatoki i głos odmawiają posłuszeństwa, a w głowie mam kaszkę mannę. Moja kreatywność sięga poziomu dna oceanu, więc i tak nie wymyślę nic ciekawego do zaplanowanego wcześniej poście. Więc po prostu dziś posłucham mojego męża. I będzie filmowo. Ale jak wyjdzie kicha, to po prostu skasuję tę notkę, Wy udacie, że jej nie czytaliście i zapomnimy o sprawie, dobra? 🙂
*
K: Jak wiecie kocham ten świąteczny czas i uwielbiam wszystkie moje rytuały z nim związane. Dekorowanie mieszkania przy wtórze świątecznych piosenek, pieczenie i dekorowanie mnóstwa pierników, no i oczywiście oglądanie Love Actually^^ Cokolwiek by nie powiedzieć o tym filmie, to dla mnie świąteczny klasyk na miarę Kevina! Historia 10 miłości, każda w zupełnie innym wydaniu, to coś co muszę obejrzeć co roku w tym przedświątecznym czasie. Nie przeszkadza mi, że znam większość fraz już na pamięć, ani że Brian marudzi i wzdycha, jakby go właśnie łamało w kościach. Przecież nie lubię oglądać sama! Zresztą, w piernikach mi nie pomaga, mieszkanie dekoruję sama, prezenty dla jego niezliczonej rodziny też w zasadzie przygotowuję sama – to niech chociaż trochę “pocierpi” przed TV 😉
B: Czas świąt w Stanach oznacza piernikową latte, buty UGH i oczywiście.. oglądanie Love Actually. Jeśli nie widziałeś nigdy tego filmu, to znaczy, że jesteś facetem i w dodatku singlem, bo WSZYSTKIE kobiety kochają ten film. Wiecie dlaczego? Bo jest o świętach, o miłości i nakręcili go ludzie od Bridget Jones! Jeśli jesteś z kobietą, która mówi, że nienawidzi Love Actually, powinieneś sprawdzić czy w rzeczywistości nie jest facetem. Tylko zrób to dyskretnie! Ale do rzeczy. Mógłbym napisać powieść na temat niedorzeczności tego filmu, ale dziś skupię się tylko na kilku najbardziej niedorzecznych scenach!
*
B: Hugh Grant jest premierem Anglii i jest singlem. Dla młodszych czytelników, którzy mogą nie pamiętać – zabawiał się z prostytutką imieniem Divine podczas gdy był mężem Liz Hurly. Poważnie. Postać jaką gra w każdym filmie jest w zasadzie identyczna – czarujący Brytyjczyk o chłopięcym wdzięku. Nie inaczej jest w Love Actually, gdzie gra premiera. W scenie z prezydentem USA, postanawia spieprzyć relacje międzynarodowe, ponieważ prezydent zranił jego uczucia flirtując z jego asystentką. Ta asystentka, tak w ogóle, nosi rozmiar 4 i wszyscy nazywają ją grubą, co jest idiotyczne. Przyjedźcie do Stanów, jeśli wydaje Wam że ta babka jest gruba. Kobiety powinny być oburzone czymś takim. Ale, zamiast tego wszyscy uważają ten wątek za super romantyczny, bo przecież Hugh Grant ma taki czarujący uśmiech!
K: Bo ma 😉 Jednak premier ani jego asystentka nie są ulubieńcami w tym filmie. Zastanowiłam się chwilę który z przeplatających się wątków jest moim ulubionym i złapałam małą zagwozdkę. Po dłuższej chwili doszłam jednak do wniosku, że chyba najbardziej wzrusza mnie historia Jamie’go i Aurelii. Pisarz po zawodzie miłosnym wyprowadza się na jakiś czas do Francji. Tam wpada mu w oko pomoc domowa z Portugalii. Cała wyjątkowość tej historii polega na tym, że para zakochuje się w sobie mimo braku komunikacji – nie mówią bowiem w tym samym języku. Jednak wątek pokazuje, że miłość to coś więcej niż słowa, a czasem mowa ciała może znaczyć więcej od komunikacji werbalnej. Scena dwujęzycznych oświadczyn w restauracji jest moim ulubionym momentem w filmie! <3 U nas wprawdzie aż takiej bariery językowej nie było, ale nie wiem czy wiecie, że Brian zapytał mojego tatę o rękę po polsku? To znaczy próbował ^^
*
B: W filmie gra również Liam Nieson i to jemu przypadła najlepsza rola. Jego córka jedzie do Paryża i zostaje porwana przez grupę hadlarzy ludźmi, a ojciec ma tylko 48 godzin, żeby ją ocalić. Zabija więc ich wszystkich i.. Sorry. Pomyliło mi się z “Taken”. Jego rola w Love Actually jest nudna – w zasadzie to kompletne przeciwieństwo tego, co działo się w Taken. Jego żona umiera i zostawia mu swoje dziecko. Dzieciak jest zakochany w najpopularniejszej dziewczynie w szkole, która wyjeżdża do Stanów na wakacje. Ojczym zawozi więc chłopca na lotnisko, żeby ten mógł wyznać jej miłość.
Zaskakujące, wiem ale nie można tak po prostu przejść przez kontrolę bezpieczeństwa – nawet jeśli jesteś zakochany! Więc rozsądny ojczym namawia chłopaka, żeby “przeskoczył” ochronę i odszukał ukochaną. Wiem, to miało być romantyczne, ale wiecie co się dzieje na lotnisku, gdy ktoś zrobi taki numer? Całe lotnisko jest zamknięte przez kilka godzin, bo muszą upewnić się, że za tym forsującym ochronę dzieciakiem nie stoi jakaś grupa terrorystów, która chce wysadzić samolot. Święta, jedno z najbardziej zatłoczonych lotnisk na świecie i ludzie, którzy nie mogą dolecieć do swoich rodzin, bo pięciolatek musiał dostać buzi w policzek. Tak, świetnie to przemyślałeś, Liam.
K: Chyba nigdy nie byłeś zakochany w podstawówce! Powiem Wam, że oprócz momentów wzruszeń, uwielbiam komiczne wątki w filmie. Moim ulubionym bohaterem wywołującym zawsze wybuchy śmiechu jest niezbyt przystojny Colin. Facet, który nie potrafi zagadać do żadnej laski bez popełnienia gafy wpada na pomysł wyjazdu za ocean gdzie jego zdaniem jego szanse poznania interesującej dziewczyny zdecydowanie się zwiększą. Wbrew jakiemukolwiek rozsądkowi plan wypala. W typowym amerykańskim barze w stanie Wisconsoin (#ktonormalnylecidowisconsoin?), Colin spotyka nie jedną, ale cztery dziewczyny o wyglądzie modelek. Zachwycone jego słodkim akcentem, prawie natychmiast oferują mu nocleg.. i nie tylko.. 😉 Cały ten pomysł jest tak nieprawdopodobny, że aż śmieszny. Mnie bawi na pewno!
*
B: Kolejny wątek to para, która bierze ślub. Drużba jest zakochany w pannie młodej i nagrywa jej każdy ruch podczas ślubu i wesela. Dobrze, że jest przystojniakiem, więc jest to czarujące i romantyczne. Gdyby był brzydki, mogłoby się skończyć się sądowym zakazem zbliżania! Drużba postanawia ich zaskoczyć pod koniec ceremonii.. W pewnym momencie orkiestra pojawia się niewiadomo skąd i gra dla nich romantyczną piosenkę. Kobiety lubią niespodzianki, ale nie na własnym ślubie – wtedy wszystko jest zaplanowane w najmniejszym szczególe. I w ogóle, jak to możliwe, że nikt wcześniej nie zauważył facetów z instrumentami dętymi siedzących w ławkach tuż obok nich?
A później ta scena z nim pokazującym ten przesłodkie i romantyczne wyznanie miłości. Mó jest jej, że jest perfekcyjna, jest w niej absolutnie zakochany, ale wie, że jest żoną jego przyjaciela i życie toczy się dalej. Dupek. Teraz za każdym razem kiedy Juliet pokłóci się z mężem, on zostawi brudne naczynia w zlewie, albo skarpetki na podłodze, zawsze z tyłu głowy będzie miała myśl: “Moje życie byłoby o wiele lepsze z Markiem!”. Jeśli zrobią kiedyś kontynuację tego filmu, to mam szczerą nadzieję, że ten mąż się o tym dowie i da temu facetowi w pysk. Tak się nie robi!
K: Niech Peter nie zostawia skarpetek na podłodze i po problemie 😉 No i ja uwielbiam scenę ślubną i uważam, że TAKA niespodzianka przypadła by do gustu każdej pannie młodej! Ale żeby nie było, że mnie nic nie wkurza w tym filmie, to nie znoszę postaci, którą gra Alan Rickman. Cały wątek jest do bólu stereotypowy, czyli żonaty szef ma romans ze swoją seksowną sekretarką. Kupuje jej drogą biżuterię, a kochana żona, matka dwójki dzieci, pod choinką znajduję płytę CD. Bleh. Jedyną osłodą tego wątku jest scena, w której Rowan Atkinson pakuje mu prezent dla rzeczonej sekretarki. Prawdziwy majstersztyk w wykonaniu starego, dobrego Jasia Fasoli :)))))))
*
K: Oglądaliście już Love Actually? Jeśli nie to koniecznie zróbcie sobie seans przed małym ekranem 🙂
B: Eee tam – jak chcecie obejrzeć DOBRY amerykański film świąteczny to polecam Szklaną Pułapkę 😉
26 komentarzy
Justyna
19 grudnia 2017 at 21:39Ja ten film widziałam raz i tak szczerze nie rozumiem jego fenomenu ;D
kashienka
31 grudnia 2017 at 03:47No nie wszystkich zachwyca 😉
Justyna
19 grudnia 2017 at 21:44Uwielbiam Love Actually. To nasza coroczna tradycja. Love Actually, obie czesci Kevina plus The Holiday. Co roku, cztery weekendy przed swietami ogladamy z mezem te 4 filmy 🙂 Juz nawet nie probuje narzekac 😛
kashienka
31 grudnia 2017 at 03:48Świetny zestaw filmowy <3 Dobrze, że mąż się już przyzwyczaił hihi
Justyna
19 grudnia 2017 at 21:51Nie oglądałam nigdy tego filmu, ale chyba normalnie go obejrzę ? Brian mnie przekonał, serio ?
kashienka
31 grudnia 2017 at 03:48Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego posta nie spojrzysz na Love Actually wyłącznie oczami Briana 😀
Karolina
19 grudnia 2017 at 21:53A ja uwielbiam ten film 🙂 mam nagrany i ogladam nawet w innym czasie niz w przedświątecznym 😀
kashienka
31 grudnia 2017 at 03:49A mnie właśnie pasuje tylko do grudnia i oczekiwania na święta 🙂 Ale co roku, przed świętami oglądam obowiązkowo!
Ania
19 grudnia 2017 at 23:27Hahaha, dobre! Wiecej takich postow prosze. Moj maz przy Love Actually zasypia po 5 min…
kashienka
31 grudnia 2017 at 03:50To może lepiej? 😛 Mój ogląda do końca i komentuje pod nosem 😀
Roksana
20 grudnia 2017 at 07:15Genialne ? jakbym słuchała siebie i mojego męża ?
kashienka
31 grudnia 2017 at 03:50Uff, czyli nie tylko my tak mamy 😀
Iza
20 grudnia 2017 at 07:40Można więcej takich recenzji? Świetnie się je czyta???
kashienka
31 grudnia 2017 at 03:51Cieszę się, że się podobało! Na pewno jeszcze coś w tym stylu się niebawem pojawi 🙂
Martyna
20 grudnia 2017 at 10:39Brian powinien obejrzeć nasze polskie Listy do M. I jestem ciekawa jakie wtedy byłyby jego spostrzeżenia 🙂 Love actually ma ode mnie 5/10 🙂
kashienka
31 grudnia 2017 at 03:53Pod wpływem Twojego komentarza obejrzeliśmy 2 dni temu 🙂 (ile się nabiedziłam, żeby znaleźć film z angielskimi napisami!). Brianowi podobało się bardziej 😉 Powiedział, że nadal to komedia romantyczna, ale wg niego o wiele naturalniejsza i bardziej realistyczna niż Love Actually 😉
Agnieszka
20 grudnia 2017 at 12:59Nie widziałam i może będę jedyną kobietą, która to tutaj powie, ale Brian mnie przekonał, aby tego filmu nie oglądać. Serio! Za to przypomniał mi o Uprowadzonej, którą uwielbiam i oglądałam kilka razy wszystkie części, no ale przed świętami sobie daruję:)
kashienka
31 grudnia 2017 at 03:54Na pewno nie jedyną 😉 Nie wszystkie dziewczyny lubią “babskie” filmy! Ja z kolei nawet nie wiem czy kiedykolwiek oglądałam Uprowadzoną ;P
Lifestylerka
20 grudnia 2017 at 15:19OMG tylko nie Szklaną pułapkę z dziadkiem Willisem!!!!! 😉 Na Polsacie znowu puszczają tego starocia po raz enty, o zgrozo wszystkie części. Pewnie skończył im się budżet na nowsze filmy.
A Love Actually uwielbiam :). Scena kiedy drużba wyznaje miłość na kartkach za każdym razem wyciska łzy z moich oczu (tak sam jak wtedy kiedy Boski Leo postanawia puścić wreszcie dryfujące drzwi i dobrowolnie topi się w oceanie – co za strata dla ludzkości 🙁 ).
Oczywiście Hugh Grant jest jak zwykle przeuroczy. Jednak jeśli miałabym wybrać mojego ulubionego brytyjskiego niegrzecznego chłopca, to na pewno byłby to nie kto inny jak Jude Law,mmmmmm. Moim świątecznym klasykiem, który oglądam od kilku lat jest The Holiday. I za każdym razem tak samo mnie bawi i wzrusza do łez. A jak mi się któregoś roku już na prawdę znudzi, to i tak będzie warto go obejrzeć, żeby sobie popatrzeć na Jude.
A jak już mam wybrać jakieś amerykańskie kino akcji, to stawiam na inny klasyk z Vin Disel w roli głównej, czyli The fast and the furious :))))))). Czekam już na ……. 9 część, hi, hi.
Ps. No dobra, to się rozpisałam, teraz jeszcze trochę matmy i gotowe ;). Dziś jest łatwizna 9-3 ;).
kashienka
31 grudnia 2017 at 03:57Ja chyba nigdy nawet nie obejrzałam Szklanej Pułapki 😉 Ale ja zawsze byłam na bakier z kinem akcji 😛
Za to Holiday też b.lubię, Jude Law faaajny ^^
PS. Nie wiem jak tą matmę zlikwidować, próbowałam naprawdę 😉
DaisyLine
20 grudnia 2017 at 19:51Fajny film, widziałam i również polecam. 🙂
kashienka
31 grudnia 2017 at 03:58No to piąteczka, że też lubisz 🙂
Kamila
22 grudnia 2017 at 08:53Zdecydowanie jestem w drużynie Briana 🙂 niestety ten film zdecydowanie nie przypadł mi do gustu. Jedynym pozytywnym aspektem był boski Hugh Grant ?
kashienka
31 grudnia 2017 at 03:59Hugh Grant daję radę, to fakt 😉 A film, no cóż, nie wszystkim musi przypaść do gustu 😉
Ania
24 grudnia 2017 at 00:06Wpisalam w google fraze ‘dlaczego ludzie lubia love actually’ i dzieki Bogu trafilam na ten blog! Sa na Ziemi osobniki ktorzy rowniez uwazaja wiekszosc z tych scene za mega naciagane, nierealne za grosz no i nudne; uff, nie jestem sama 😉 Ale rozumiem, ze ktos to oglada od 14 lat i ma sentyment, jak ja do Titanic-a 😀
kashienka
31 grudnia 2017 at 04:00Hahaha, chyba jeszcze nikt nie trafił na bloga po wyszukaniu takiej frazy 😀 No to możecie sobie podać ręce z Brianem 😛 Ale uwaga, on Titanica też nie lubi 😀