“Pomogę Pani. Niech Pani przytrzyma jedną ręką.” – zaoferowana kobieta na lotnisku, gdy jedną ręką szamotałam się z wyjęciem laptopa z pokrowca przy kontroli bezpieczeństwa. Jedną, bo na drugiej miałam Leo. Pani też nie miała wolnych obu rąk, bo w jednej trzymała niemowlaka. Mimo to była na tyle miła, żeby pomóc mi uporać się z moim bagażem. A mnie w samolocie wzięło na przemyślenia, które później postanowiłam przelać na bloga. Karma i dobro, które wraca – wierzycie w takie rzeczy? Jeśli macie ochotę na trochę moich tradycyjnych, samolotowych rozkmin to zapraszam Was serdecznie na wpis 🙂
NAJWIĘKSZE WYZWANIE PODCZAS PODRÓŻY ZA OCEAN? SECURITY NA ŁAWICY!
Pewnie odbierzecie ten nagłówek jako żart, ale mówię poważnie. Jak cenię poznańską Ławicę za bliskość od rodzinnego miasteczka, to kontrola bezpieczeństwa na tym lotnisku to jakieś nieporozumienie. Rozumiem, bezpieczeństwo i odgórne wymogi, ale ja nigdzie nie czuję się tak bardzo kryminalistką jak właśnie tam! Miałam okazję odwiedzić wiele lotnisk i nikt nigdzie się nie wczuwa w kontrolę bezpieczeństwa, tak jak w Poznaniu. Tym razem podręczne rzeczy moje i Leo potrzebowały aż 7 osobnych pojemników, przez bramkę przechodziłam 3 razy, a i tak na końcu załapaliśmy się na “macanko”. Osobne dla mnie i dla Leo, bo jak wiadomo, króciutko obcięte maltańczyki pozbawione jakichkolwiek akcesoriów mogą spokojnie kitrać pod pazuchą kilogram kokainy.
Wyobraźcie sobie, że szarpię się z tymi kolejnymi bagażami, wyjmując tylko kolejne pojemniki, bo komputer osobno, aparat osobno, nawet klapki(!) osobno, co zajmuję mi trochę czasu, bo wszystko robię jedną ręką. W drugiej trzymam Leo, którego transporter i puszorek ze smyczą pojechały już taśmą na obowiązkowe “prześwietlenie”. Na ziemi go nie postawię, bo momentalnie da nogę w poszukiwaniu skarbów do zjedzenia. Funkcjonariusz stoi uśmiechnięty, z założonymi rękami i zamiast odrobinę pomóc tylko rzuca uwagami w stylu: “ale aparat to do osobnego pojemnika“. Wiem, że taka pomoc pasażerom przy kontroli nie jest jego zadaniem, ale może czasem warto być nie tylko pracownikiem, ale i trochę człowiekiem?
I wtedy podchodzi do mnie babeczka i oferuje pomoc. “Pomogę Pani. Niech Pani przytrzyma jedną ręką” i uśmiecha się tak po prostu. Sama nie ma łatwego zadania, bo podróżuje samodzielnie z niemowlakiem, wózkiem i sporą ilością dziecięcych akcesoriów. A na kontroli bezpieczenieństwa uwracają ją bez przerwy – podobnie jak i mnie. Mimo to, podchodzi do mnie, pomaga wyjąć mi laptopa z pokrowca i ściągnąć sweter. Za chwilę to ja pomagam jej z wózkiem, który dzielnie usiłuje złożyć jedną rękę, podczas gdy w drugiej trzyma niemowlaka. Po przejściu kontroli bezpieczeństwa rozmawiamy przez kilka minut i dziękuję jej za pomoc. Macha ręką i mówi: “Drobiazg, trzeba sobie pomagać. Dobro wraca“.
JAK TO JEST Z TĄ KARMĄ?
Gdy już szybowaliśmy w przestworzach wróciły do mnie jej słowa. Jak niewiele czasem trzeba by komuś pomóc, by sprawić, że się uśmiechnie czy by, jak to się z angielska mówi, “zrobić komuś dzień“. Pomoc to nie heroiczne skakanie z okna, a takie właśnie pozornie małe gesty. Przytrzymanie drzwi, oddanie dychy, która komuś właśnie wypadła z kieszeni, wpuszczenie w kolejce czy ustąpienie miejsca na drodze – nas nie kosztuje to nic, a dla kogoś może mieć olbrzymie znaczenie. Banał? Być może, ale taki banał może zdziałać wiele.
Wierzę w karmę. Wierzę, że to co dajemy innym, wraca do nas niemal w takiej samej postaci. Nasze działania a nawet i myśli, mają swoje konsekwencje – dobre i złe. To jacy jesteśmy dla ludzi wokół prędzej czy później wróci do nas samych. Lubię też wierzyć, że nawet takie małe dobro, jest źródłem pozytywnej energii. Robimy miły gest w kierunku drugiej osoby i ta osoba jest bardziej skłonna by.. podać go dalej, kolejnej osobie 🙂
Oczywiście ważne jest, by nie robić czegoś w nadziei na rewanż. Ten drobny gest ma płynąć z serca, a nie być wyrachowanym zachowaniem, które może przynieść jakąś korzyść w przyszłości. Bo karma nie wraca natychmiast i często wraca w zupełnie innej formie. Ale myślę, że wraca zawsze. I pomocna dłoń, którą podamy w tej chwili obcej osobie na lotnisku, może nas kiedyś wesprzeć w najmniej oczekiwanym momencie.
*
I pomyśleć, że inspiracją do stworzenia tego wpisu był niewielki gest obcej kobiety na lotnisku. Może i niewielki, ale dla mnie w tamtym momencie – był bardzo ważny. Mały gest, który zdecydowanie poprawił mi humor tego nerwowego poranka. A Wy wierzycie w karmę i dobro, które wraca? 🙂
14 komentarzy
Agnieszka
12 września 2019 at 08:28Gdy w sierpniu wróciłam z Bałkanów i po kilku godzinach wreszcie dotarłam z Warszawy do Wrocławia i musiałam kupić sobie bilet na tramwaj okazało się, że automat nie przyjmuje moich 50 zł. A w drobnych nie miałam 3,40 na bilet. Wypluwa i wypluwa, czas mnie goni, bo zaraz pociąg do domu, biegam od człowieka do człowieka z prośbą o rozmienienie. Nikt nie chce mi pomóc. W końcu, gdy już liczyłam się z tym, że pojadę na gapę i może uda mi się nie trafić na kontrolera, zobaczyłam, że na peron weszło jakieś małżeństwo w wieku moich rodziców. Podeszłam do nich z tymi 50 złotymi i poprosiłam o rozmienienie. Pani i Pan otworzyli swoje portfele i zaczęli przeliczać pieniądze. Okazało się, że nie mają aż tylu pieniędzy, żeby to była równowartość moich 50 zł. Więc Pani po prostu wyciągnęła 4 zł i powiedziała, że mam sobie kupić bilet. Ja jej na to, że nie mam jak oddać. A ona do mnie – nie musi mi Pani oddawać. My też czekamy na córkę. I też będzie z walizką. Komuś innemu Pani kiedyś pomoże. Więc kupiłam sobie bilet, oddałam jej 60 groszy, które zostało i pomyślałam na jakich dobrych ludzi trafiłam 🙂
kashienka
13 września 2019 at 17:29Super historia! Cudownie jest trafiać na takich ludzi <3
Ewa
12 września 2019 at 22:35Świetny wpis
osobiście lubie pomagać innym
nawet w takich drobnostkach
ta radość na twarzy obcych mi nawet ludzi
to swego rodzaju zapłata
warto pomagać innym
nawet jeśli chodzi o coś na prawdę drobnego
to nas nic nie kosztuje
i tak myślę że karma jak i dobro wraca
buziaki dla was
kashienka
13 września 2019 at 17:30Podoba mi się bardzo to co napisałaś o radości na twarzach obcych ludzi, która jest swojego rodzaju zapłatą 🙂 To prawda!
Joanna Marek - Blukacz
13 września 2019 at 22:14Dobro zawsze wraca…..cała prawda. 😉
Myślałam, że tylko w Ameryce sprawdzaja na lotnisku pazażerów z ogromną uwagą. Tutaj taka niespodzianka poznańskie lotnisko. 😉
kashienka
14 września 2019 at 00:43Powiem Ci, że NIGDY w Stanach nie byłam tak sprawdzana jak na lotnisku Poznaniu 😉
Olgietta
14 września 2019 at 22:22Mi sprawia ogromną przyjemność roibić takie drobne gesty, jak akurat zdarzy się sytuacja. Czasami to jest dla nas taka pierdoła, a dla drugiej osoby wielka ulga. Sama się kiedyś przekonałam będą na parkingu, za który musiałam zapłacić w automacie. Automat przyjmował tylko monety, a ja oczywiście nie miałam wystarczająco drobnych. Cały dzień miałam do kitu i wszystko szło nie tak, w tamtym momencie byłam już też mega spóźniona na spotkanie i miałam małe dziecko na rękach… nic tylko usiąść i płakać, albo zawrócić do domu (sam mandat może nie byłby taki tragiczny, ale jakby mi zablokowali auto i musiałabym kombinować z odblokowaniem to w ten dzień byłoby ponad moje siły). Stałam jak głupia przed tym automatem i ktoś podszedł zapłacić za swoje auto i dał mi 2euro. To jest tak nie wiele, ale dla mnie taki ogrom i ulga. Miałam ochotę go uściskać… tak sytuacja…
kashienka
16 września 2019 at 18:29No właśnie, to taki drobiazg a dla drugiej osoby znaczy OGROMNIE dużo! Oby więcej takich sytuacji i takich ludzi 🙂
Agnieszka
15 września 2019 at 07:26Cała prawda!!! Zawsze wraca ?
kashienka
16 września 2019 at 18:14Taaak <3
Ali
16 września 2019 at 00:04Z Poznania akurat lecieć mi się nie udało – godziny okropne dla mojego niegdysiejszego kierunku, Liverpoolu (tam jest upierdliwie na kontroli bezpieczeństwa!). Przyloty do Poznania też średnio lubiłam, bo nie dość, że równie późno co odloty, to jeszcze te autobusy dowożące na terminal… Strasznie tego nie lubiłam, zawsze to strasznie wydłużało całą procedurę. Za to lotnisko niewiele dalej, bo we Wrocławiu, to istna bajka. Wszystko sprawnie, szybko, bez większych upierdliwości, polecam!
kashienka
18 września 2019 at 18:30Ja leciałam z Wrocławia raz, lądowałam też we Wrocławiu raz i w sumie faktycznie miło to wspominam 🙂
Paulina
19 września 2019 at 18:49Zgadzam sie w zupelnosci! Mala rzecz a cieszy! Nigdy nie szkodzi troche takiej ludzkiej uprzjemosci na codzien 🙂
Pozdrawiam z Kalifornii kochana!
Paulina | SHENSKA
kashienka
21 września 2019 at 18:27To prawda <3