Spacerując po Cincinnati napotkałam na całkiem sporo kwitnących drzew. Widok jednego z nich, pięknie ukwieconego na biało, przypomniał mi o kwitnących na początku maja kasztanach. Czy był to kasztan – nie jestem pewna, bo wyglądał nieco inaczej niż drzewa, które widywałam w Polsce. Był jednak wystarczająco podobny, by uruchomić wspominki sprzed dekady. Gdy wróciłam do hotelu, nie mogłam skupić się na dokończeniu jednego z wpisów, bo przez głowę wciąż przelatywały mi kolejne wspomnienia związane… z maturą. Zmieniłam więc plan i postanowiłam podzielić się z Wami kilkoma wspominkami maturalnymi tutaj na blogu. Kto ma ochotę na mały powrót do przeszłości to zapraszam do czytania!
*
Od mojej matury, pisanej w 2007 roku, mija właśnie 11 lat! W zeszłym roku mieliśmy 10-lecie ukończenia szkoły i z tej okazji odbył się szkolny zjazd 🙂 Miłe zrządzenie losu, że akurat byłam w Polsce i mogłam w nim uczestniczyć (wspominałam o tym tutaj). Zabawnie było widzieć szkolnych znajomych po tak długim czasie – niektórych twarzy nie widziałam przez bite 10 lat! Niektórzy wyglądali identycznie jak w liceum, niektórzy zmienili się dość mocno. Ja też w sumie trochę zmieniłam swój image – bo przecież maturę zdawałam jako brunetka, choć z tendencjami do częstych zmian koloru 😉
Pamiętam, jak “straszono” nas maturą przez większość liceum. Bo to taki trudny i ważny egzamin. Czy ważny? No pewnie tak, bo w sumie dzięki niemu mogliśmy podjąć studia, natomiast co do “trudności” to większość z nas przekonała się na pierwszym semestrze studiów, że jednak matura to mały pikuś przy sesji 😉 Jestem nerwusem z natury, więc i matura wywołała u mnie zdenerwowanie, ale na szczęście stres nie sparaliżował mnie za mocno i wszystko poszło w miarę gładko.
Matura bez matematyki i.. pierwszy sprawdzian bez ściągi 😉
Szczęśliwie byłam rocznikiem, który nie musiał zdawać matematyki na maturze. Jako zdecydowana humanistka skwapliwie skorzystałam z tej opcji, jako jedna z niewielu osób w swojej klasie. Niedługo później matura z matematyki znów była obowiązkowa. Do zdawania wybrałam sobie wiedzę o społeczeństwie i trzy języki: polski, angielski i niemiecki.
Zawsze śmiałam się, że matura była moim pierwszym sprawdzianem, na który poszłam bez ściągi! Zwykle spora część mojej klasy przed wszystkimi ważniejszymi klasówkami była dobrze zaopatrzona w “pomoce naukowe”, a nasz system działał prawie bez zarzutów przez kilka dobrych lat 😉 Jednak na maturze nie miałam ze sobą nawet malutkiej karteluszki, która mogłaby przyjść z pomocą w razie pustki w głowie.
Przygotowania do matury oraz wyniki
Razem z koleżankami przez jakiś tydzień przed maturą z polskiego pilnie studiowałyśmy “Paszport Maturzysty”, w którym w telegraficznym skrócie opisana była podstawa programowa z tego przedmiotu wraz ze wszystkimi lekturami. Całkiem sporo się wtedy dowiedziałyśmy 😉 Nie pamiętam już tematu wypracowania z polskiego, ale nie był szczególnie trudny, zresztą tematy były chyba dwa – do wyboru. Egzamin z WOSu potraktowałam zupełnie po macoszemu, bo książkę z tego przedmiotu pożyczyłam od kogoś dopiero kilka dni przez maturą – nie pamiętam nawet czy zapoznałam się choć pobieżnie z jej treścią. Skupiłam się za to na językach obcych, bo na tych wynikach zależało mi najbardziej. Chodziłam na dodatkowe lekcje niemieckiego i angielskiego, więc kilka dni przed pisemną maturą nie musiałam, na szczęście, stresować się wkuwaniem obcych słówek 😉
Poszło mi dobrze, a nawet bardzo dobrze, patrząc na czas przygotowań 😉 Nie wiem jak to wygląda w tej chwili, ale czasami wystarczała umiejętność kojarzenia faktów i nieco intuicji, by wybrać dobre odpowiedzi. Z polskiego trzeba było pisać pracę według idiotycznego klucza, który nie uwzględniał, niestety, kreatywności ani własnych przemyśleń – lepiej było pisać “oczywiste oczywistości” niż silić się na odrobinę polotu. Egzaminy ustne także nie były złe, bo tak zwane “gadane” to ja miałam w każdym z trzech zdawanych języków 😉 Wyniki matury dostaliśmy chyba po miesiącu, bo prac nie mogli sprawdzać nauczyciele, którzy nas uczyli. Tylko wyniki matur ustnych były podawane od razu – jak znam życie, to moja mama do dziś przechowuje te wąskie paseczki papieru, na jakich podawano nam zapisany wynik 😉
Plan na przyszłość
Gdy zdałam maturę, to poczułam sporą ulgę, że ten etap edukacji jest już za mną. Koniec szkolnej codzienności i ciągnących się lekcji matematyki. W tle były długie wakacje i wyprowadzka z rodzinnego miasta. Bardzo się ekscytowałam tym, że zaraz zacznie się coś nowego. Plan na przyszłość miałam dokładnie sprecyzowany na kilka(naście) lat do przodu! Teraz wydaje się to zabawne, ale wtedy byłam naprawdę pewna, że to wszystko potoczy się dokładnie tak jak sobie zaplanowałam w wieku 19 lat! Z dawnych moich planów nie spełniło się.. prawie nic 😉 Może za wyjątkiem skończenia kierunku studiów, który wtedy uważałam, za idealny wybór dla siebie. Reszta potoczyła się zupełnie inaczej! Ale wiecie co? Cieszę się z tego bardzo. Dzięki temu dziś, 11 lat po pomyślnie zdanej maturze wiem już, że szczegółowe planowanie przyszłości nie ma sensu. Lepiej po prostu cieszyć się tym co tu i teraz, bo życie jeszcze nie raz jeszcze może zaskoczyć 😉
*
To tyle moich maturalnych wspomnień na dziś. A Wam jakie wspominki przychodzą do głowy, gdy widzicie kwitnące kasztany? A może są tu jacyś maturzyści, którzy zajrzeli tutaj na chwilę by oderwać się od nerwowego chodzenia w kółko? 😉 Jeśli tak to trzymam kciuki za Wasze egzaminy! I nie denerwujcie się za bardzo, po latach pewnie będziecie to wszystko wspominać z uśmiechem 🙂
16 komentarzy
Warsztat Podróży
6 maja 2018 at 02:40Matura kiedy to było! Też kwitly kasztany !
kashienka
9 maja 2018 at 18:26Nieodłączny element matur 🙂
IZa
6 maja 2018 at 21:53Zabawne jak wiele osób nie znosiło matematyki 🙂 Ja kochałam! Bo jak się nauczyło schematu jak coś robić to podobnie jak z gramatyką angielskiego i niemieckiego (który też miałam w liceum) odbębniasz zadanie po zadaniu, bez konieczności myślenia i zrobienia z siebie idiotki 😉 Ja nie znosiłam polskiego (choć kochałam i kocham czytać), ani żadnych kreatywnych, humanistycznych przedmiotów, bo dla mnie to były przedmioty tzw. subiektywne, czyli jak powiesz coś innego lub narysujesz inaczej to inni mogli cię wyśmiać. Jak ja nie znosiłam tego wyrażania swojej opinii, bo wiedziałam, że zawsze ktoś mnie wyśmieje za to, że myślę inaczej!! Dla mnie matematyka była “bezpieczna” – nie było szans by ktoś cię wyśmiał, albo umiesz albo nie i rozwiązanie jest obiektywne i jedno właściwie, a nie jak np. na polskim zależny od interpretacji. Ja strasznie żałowałam, że majca nie była obowiązkowa za moich czasów (p.s. maturę pisałam w 2004 r.). Niestety na kierunek studiów jaki ja szłam zupełnie inny przedmiot się liczył, więc nie zdawałam matematyki. Ale do dziś kocham ten przedmiot! Aż zrobiłabym sobie jakieś zadanie matematyczne hahahah Pozdrawiam! 🙂
kashienka
9 maja 2018 at 18:30Ahhh, to u mnie było wręcz PRZECIWNIE! Nie miałam problemu z wyrażaniem swojej opinii na przedmiotach humanistycznych, za to niejednokrotnie doświadczyłam kompromitacji pod tablicą rozwiązując zadanie z matematyki 😀 Po prostu często nie wiedziałam jak zrobić dane zadanie, a wzrok całej klasy na sobie sprawiał, że robiłam do tego jakieś podstawowe błędy w obliczeniach.
Sonka
7 maja 2018 at 07:28Na przestrzeni tych lat niesamowicie wypieknialas! Zmiana ogromna, ale na dobre, a takie zmiany sa najlepsze
kashienka
9 maja 2018 at 18:31Dziękuję ślicznie <3 Prawda jest taka, że teraz czuję się sama ze sobą zdecydowanie lepiej niż w przeszłości 😉
k_dia
9 maja 2018 at 20:33Ja swoja maturę zdawałam 8 lat temu i byłam tym szczęśliwym rocznikiem ktory jako pierwszy zdawal matematyke jako przedmiot obowiazkowy…
na szczescie ja nigdy nie mialam problemow z nia wiec poszlo mi bardzo dobrze.
I wiesz podobnie jak Ty mialam sprecyzowane plany na przyszlosc studia (oczywiscie) dzienne pozniej praca i inme przyjemnosci. Wiec najpierw po pol roku potwierdzilam to co juz wiedzialam ze mieszkanie w wielkim miescie to nie dla mnie, wiec wrocilam, nastepnie poznalam przystojnego mezczyzne z ktorym byla milosc az po grob – od poniedzialku jestem rozwodka.
I zastanawiam sie czy nie pojsc Twoim sladem i zrobic cos dla siebie( w sensie liste rzeczy do zrobienia przed 30). W tym roku niczego juz nie planuje bedzie co ma byc, przede wszystkim relaks i uzywanie zycia na 100 %.
kashienka
9 maja 2018 at 21:00No właśnie, czasem tak właśnie wychodzi robienie sobie planów na przyszłość.. My swoje, a życie swoje! Można trochę planować, oczywiście, ale nie układać od razu planu życia na kilkanaście lat do przodu, tylko przede wszystkim żyć tu i teraz.
A zrobienie takiego planu 30 polecam! 🙂 Ja z moim trochę porwałam się jak z motyką na słońce i zrealizuję najwyżej około połowy rzeczy z listy, ale i tak radość przy spełnianiu tych marzeń była bezcenna <3
Bea
7 maja 2018 at 21:52Ja w tym roku 10 lat po maturze, też nie miałam matematyki. Inaczej pewnie czekałaby mnie poprawka 😉
kashienka
9 maja 2018 at 18:32Ja się śmieję, że dzięki nieobowiązkowej maturze z matmy mam dziś wyższe wykształcenie! 😀
Aleksandra
9 maja 2018 at 21:41Ja również cieszyłam się niezmiernie, że nie muszę zdawać maty, która była zmorą już od podstawówki, aż wstyd się przyznać! Cudowne wspomnienia, choć czasy liceum były moim najgorszym okresem, jedynie dobrze wspominam weekendy hahah Bardzo fajny wpis rodzący sentyment.
Pozdrawiam
Ola
kashienka
9 maja 2018 at 21:54Weekendy, wiadomo, były najlepsze 😀 Dziękuję bardzo! :*
Mati
9 maja 2018 at 22:29Jutro czeka mnie matura ustna z j.polskiego 🙁
Pozytywny aspekt tego wszystkiego jest taki, ze 24.05 – Bostonie, nadchodzę!
kashienka
9 maja 2018 at 22:49Powodzenia życzę i trzymam kciuki :* I cudownego pobytu w Bostonie!
Julia
5 maja 2019 at 22:14Pięknie napisane i aż mnie się wzięło na wspominki… A co studiowałaś, jeśli można spytać? Pozdrawiam Amerykę z Aten! Tez żyję za granica?
kashienka
8 maja 2019 at 00:40Pozdrawiam serdecznie! 😀 Studiowałam filologię angielską i psychologię – jeśli masz ochotę poczytać więcej to na blogu jest cały wpis na temat moich studiów 🙂 http://odkrywajacameryke.pl/2018/07/copomaturze-filologia-angielska-i-psychologia.html