10 RZECZY, KTÓRE ZASKOCZYŁY MNIE W USA - Odkrywając Amerykę
O WSZYSTKIM INNYM

10 RZECZY, KTÓRE ZASKOCZYŁY MNIE W USA

Ostatnio obiecałam napisać post na temat życia w USA na potrzeby pewnego portalu. Zaproponowany temat przypadł mi do gustu, bo faktycznie było sporo rzeczy, które zaskoczyły zaskoczyły mnie w Ameryce na samo “dzień dobry”. Częścią z nich dzieliłam się z Wami i nadal dzielę w cyklu ‘Inności w Stanach’, ale nie wszystkie podpunkty są na tyle rozbudowane, by pisać o nich osobny post 😉 Dlatego w niektórych punktach odeślę Was do wcześniejszych postów po więcej informacji, o niektórych rzeczach dowiecie się być może po raz pierwszy. Jeśli chcecie dowiedzieć, co zaskoczyło mnie w USA to zapraszam na wpis!

1. Uśmiech i amerykański “small talk” na każdym kroku

Na sam początek bardzo pozytywne zaskoczenie, ale to naprawdę rzuciło mi się to w oczy już w pierwszych dniach pobytu w Stanach. Wyszłam na spacer po osiedlu a ludzie, których spotkałam po drodze uśmiechali się do mnie i machali, jakby pozdrawiali swoją starą znajomą. W sklepie uśmiechnięci sprzedawcy widząc moje zagubienie proponowali pomoc, a w banku pan przeprosił mnie, że muszę czekać 3 (!) minuty w kolejce. I niemal każdy, kogo widziałam w przelocie podejmował jakąś krótką rozmowę. Szybko przekonałam się, że ten “small talk”, czyli miła rozmowa o niczym, to tutaj coś zupełnie naturalnego. Podobnie jak szeroki amerykański uśmiech “od szóstki do szóstki” 😉 (pisałam o tym szerzej w tym odcinku Inności).

2. Wieczne poruszanie się samochodem

Byłam bardzo zdziwiona, gdy zobaczyłam, że Amerykanie.. prawie nie chodzą, a wszędzie poruszają się autem. Raz, że odległości wszędzie są duuuuużo większe niż w Polsce czy w zasadzie w całej Europie i możliwe jest, że do NAJBLIŻSZEGO sklepu ma się 10 minut jazdy autem. I sklepem tym prawdopodobnie będzie duży market, bo sklepików osiedlowych tutaj się raczej nie uświadczy. Dwa, jakkolwiek absurdalnie to nie zabrzmi – w wielu miejscach nie ma chodników i spacer nie jest za bardzo możliwy. A trzy, niektórzy mają wbite do głowy, że wszędzie się jeździ i nawet nie przyjdzie im do głowy tak egzotyczna czynność jak przespacerowanie się do sklepu. A na ogromnych parkingach pod centrami handlowymi jeżdżą w kółko tak długo, aż nie zwolni się miejsce maksymalnie 50 metrów od wejścia do sklepu. Cieszę się, że mieszkamy w takiej okolicy, że wszystko jest pod nosem i spacerujemy tutaj naprawdę sporo 🙂

3. Brak komunikacji publicznej 

Alternatywy dla jazdy samochodem w wielu miejscach nie ma, bo niekiedy komunikacja publiczna praktycznie nie istnieje. Nie mówię tutaj o specyficznych miejscach typu Nowy Jork czy centra wielkich miast – mówię o większości amerykańskiej rzeczywistości, w której często nie ma opcji, by skorzystać z komunikacji zbiorowej, albo te możliwości są bardzo ograniczone. Czasami jest jakaś linia metra, ale niekiedy są to wyłącznie autobusy w centrum, które wśród wielu Amerykanów są owiane złą sławą. Europejczycy, przyzwyczajeni do zbiorowej komunikacji, niezrażeni takimi szczegółami jak brak rozkładu na przystanku, czasem wsiądą do amerykańskiego autobusu. Zrobiła tak kiedyś moja kuzynka, by dojechać do siedziby swojej firmy w San Francisco. Jak przyznała w biurze, że przyjechała autobusem, to jej współpracownicy zrobili oczy, jakby przyleciała co najmniej spodkiem kosmicznym. No a ja przyznam po cichu, że autobusem miejskim jeszcze w Stanach nie jechałam 😉 Ciekawa jestem, czy jest aż tak źle, jak w opowieściach Briana? (więcej pisał tutaj)

4. Amerykańskie pieniądze 

Niemałym zaskoczeniem były dla mnie również amerykańskie pieniądze. I to nawet niekoniecznie same banknoty, które swoją drogą są wszystkie identycznego koloru i kształtu (widząc pieniądz zawinięty w “rulonik” nie ma się pojęcie czy jest sto dolców czy może jednodolarówka). Największym zdziwieniem w Stanach są monety, na których.. nie ma cyfr. Zamiast tego mamy napisy: penny (1 cent), nickel (5 centów), dime (10 centów) oraz quarter (25 centów). Te napisy są dość malutkie i niekiedy trudno je odczytać i lepiej monety rozpoznawać po kształcie. Jednak ja przyznam Wam, że po ponad 4 lata mieszkania w Stanach nie do końca ogarnęłam jeszcze ten temat, zwłaszcza, że praktycznie nigdy nie płacę gotówką. W sytuacji, gdy jestem zmuszona by zapłacić drobniakami, zamiast wpatrywać się bezradnie w te miedziaki, stosuję popularną strategię staruszki, która ma problemy ze wzrokiem – wysypuję monety na rękę i pozwalam sprzedawcy wybrać sobie ile tam akurat mu trzeba 😉

5. Wielkie porcje w restauracjach i duże rozmiary napojów

Pierwszy posiłek w amerykańskiej restauracji miałam okazję zjeść w Nowym Jorku. Zjadłam może 1/3 porcji. Potem kolejne knajpki już w Atlancie. Za każdym razem to samo – byłam w stanie zjeść maksymalnie połowę porcji, co w Polsce mi się nie zdarzało aż tak często. Czyżby brak apetytu zaczął mi doskwierać na amerykańskiej ziemi? Skądże! Po prostu porcje w wielu miejscach są dużo większe niż porcje europejskie. Na szczęście zwyczaj dawania pudełek na resztę jedzenia jest tutaj tak powszechny, że czasami kelnerzy pytają, czy chce się pudełko, nawet jak talerzu zostawiło się dwa małe kęsy 😀 Do tego napoje podają w gigantycznych szklanicach wypełnionych lodem po brzegi, a kelner przychodzi z dolewką zanim dopije się napój chociażby do połowy. A duża Cola w fast-foodzie jest naprawdę rozmiarów małego europejskiego wiaderka.. 😉 (więcej na temat napojów pisałam tutaj).

6. Gotowce w sklepach

Żyjemy w takich czasach, że każda oszczędność czasu jest na wagę złota. W Polsce, z braku czasu (a przede wszystkim chęci) na przygotowanie domowego posiłku jadłam czasem jakieś gotowce, ale dopiero w Stanach zobaczyłam, co to naprawdę znaczy “gotowe jedzenie”. Na dziale z zamrażarkami można znaleźć praktycznie wszystko – od bardziej wyszukanych mrożonych kilkuskładnikowych posiłków, po rzeczy których przygotowanie zajmuje nie więcej niż 3 min. No powiedzcie sami, wpadlibyście na pomysł by kupić sobie mrożoną jajecznicę, którą odgrzewa się w kuchence mikrofalowej? 😉 Wiele z takich “ciekawostek” znajdziecie w trzech postach na temat dziwnych produktów, które znajdziesz w markecie (pierwszy, drugi, trzeci). Oprócz tego na półkach sklepowych znajdziecie wiele rzeczy całkiem normalnych ale pokrojonych i zapakowanych w plastikowe pudełeczka. Poszatkowana cebula czy szczypiorek, obrane jabłka w cząstkach, pokrojony arbuz czy mango, rzodkiewka w talarkach i wieeele innych rzeczy 🙂

7. Bez klimatyzacji nie ma życia!

Nie mieszkałam nigdy na północy Stanów, tylko od początku w ciepłej Georgii, a teraz – na jeszcze cieplejszej Florydzie. I tak naprawdę nie ma tutaj możliwości by mieszkać bez klimatyzacji. Odczuwanie tutaj ciepła latem, jest zupełnie czymś innym niż odczuwanie tego samego ciepła np. w Polsce. Byłoby naprawdę mega ciężko, przetrwać choć krótki czas bez klimatyzacji. My mamy temperaturę w mieszkaniu ustawioną na 24 stopnie Celsjusza i tyle stopni mamy w domu w zasadzie przez cały rok. Jednak w sklepach spożywczych albo niektórych restauracjach klima jest ustawiona na temperaturę dużo niższą i człowiek dostaje szoku termicznego wchodząc do takiego miejsca wprost z upalnego dworu. Zdarzyło mi się trzymać sweter w samochodzie bo marzłam w markecie! W restauracjach zaś najczęściej wolę siadać na dworze (gdy jest taka możliwość) bo w środku jest mi często zbyt zimno.

8. Drive thru w każdym możliwym miejscu

Miejsca, w których można załatwić cokolwiek podjeżdżając autem do okienka można znaleźć również w Polsce, ale w Stanach drive-thru to wręcz filozofia życia. Na początku ciężko było mi ogarnąć, ile rzeczy można tu załatwić nie wychodząc nawet z auta! O różnych opcjach obiektów drive thru pisałam osobny post (tutaj), więc powtarzać tego wszystkiego nie będę 😉 Królują oczywiście fast-foody i sieciowe kawiarnie, ale innych obiektów tego tego typu jest naprawdę dużo. Powiem Wam tylko, że moją ulubioną opcją są bankomaty w wersji drive-thru. Wypłacenie z maszyny kilku banknotów zwykle trwa nie więcej niż minutę, za to szukanie miejsca i parkowanie, szczególnie w większym mieście może już trwać dłuższą chwilę. Możliwość podjazdu pod bankomat samochodem jest zawsze sporym ułatwieniem i oszczędnością czasu 🙂

9. Paczki zostawiane pod domem

Pamiętam do tej pory moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, że kurier bądź listonosz kładzie paczki na wycieraczce domów i odjeżdża bez żadnego potwierdzenia, że paczka została odebrała. Szok był o tyle większy, że większość domów w Stanach nie posiada płotów, przynajmniej z przodu! Teoretycznie więc każdy może na ten teren podwórka wejść i paczkę sobie zwyczajnie zabrać. O dziwo jednak takie sytuacje mają miejsce niezwykle rzadko. Mnie nie zdarzyło się, żeby cokolwiek zginęło, a zamawiam online całkiem sporo rzeczy 😉 W blokach jest nieco inaczej niż w domkach jednorodzinnych i wielu miejscach zalecane jest, by kurier zostawiał paczki w specjalnym pomieszczeniu do tego przeznaczonym. Jednak niektórzy doręczyciele ignorują czasem te przepisy i sprytnie wsuwają paczkę pod wycieraczkę. Albo chowają tam kilka paczek.

10. Dziwne połączenia smakowe

Wiadomo, co kraj to obyczaj i mieszkańcy różnych miejsc mogą być przyzwyczajeni do zupełnie innych smaków. Ja trochę rzeczy spróbowałam dopiero za oceanem i wiele z nich całkiem mi smakowało. Jednak wciąż nie do końca rozumiem wiele połączeń smakowych, które Amerykanie serwują na swoich talerzach. Połączenie słonego ze słodkim jest tutaj uwielbiane, a o jego popularności może świadczyć chociażby fenomen kanapki z masłem orzechowym i dżemem (tutaj pisałam o niej więcej). Oprócz tego widziałam jeszcze pankejki ze słodkim syropem klonowym i bekonem, parówkę na patyku owiniętą naleśnikiem z jagodami, albo donuta z lukrem z bekonem na wierzchu. Niektóre z tych rzeczy wydają mi się tak absurdalne, że nie mam pojęcia jak to  w ogóle może smakować?! Jeśli chodzi o połączenie słonego ze słodkim to mnie przypadły do gustu wyłącznie precelki w czekoladzie.. 😉

*

To tyle na dziś, mam nadzieję, że wpis o tym, co zaskoczyło mnie w USA Was zainteresował! A Wy mieliście okazję mieszkać kiedyś zagranicą? Co było dla Was największym zaskoczeniem, jeśli chodzi o życie codzienne 🙂 Koniecznie podzielcie się swoimi spostrzeżeniami 🙂

You Might Also Like

38 komentarzy

  • Reply
    Monika
    29 kwietnia 2018 at 21:27

    ‘Small talk’ może i jest troszkę sztuczny, ale trochę uśmiechu i pozytywnej energii z rana przydałoby się Polakom 😉 jakoś mam wrażenie, że jako naród jesteśmy mega zamknięci w sobie i za bardzo patrzymy na to, co ludzie pomyślą 🙂 W wielu europejskich krajach spotkałam się z otwartością i taka pozytywną energią, a tu każdy naburmuszony 😀 miłego popołudnia!

    • Reply
      kashienka
      12 maja 2018 at 23:16

      Też jestem zdania, że uśmiech i miła rozmowa z nieznajomym jeszcze nikomu nie zaszkodziła! Mnie zawsze taki “small talk” zwykle poprawia humor 🙂

  • Reply
    Paulina Pisze
    30 kwietnia 2018 at 01:00

    Precle w czekoladzie są super! Też je pokochałam po przeprowadzce do USA. Pianka marshmallow w czekoladzie również niczego sobie! Oba produkty kupuję w Trader Joe’s – nie wiem, czy macie je na Florydzie? Co do dziwnych połączeń smakowych – bekon i syrop klonowy jak najbardziej na “tak”, ale ten corn dog z jagodami… NOPE (i nawet nie będę próbować)!

    • Reply
      kashienka
      12 maja 2018 at 23:56

      Tak, mamy Trader Joe’s tutaj, ale ja akurat nie przepadam za tym sklepem – wolę zdecydowanie Sprouts. U mnie tylko precle rządze, pianki marshmallows uznaję tylko w gorącej czekoladzie w grudniu 😉

  • Reply
    Madzia B
    30 kwietnia 2018 at 06:59

    Wszędzie autem.. serio jak wróciłam do PL to nie mogłam pojąć że można inaczej.
    W większości miejsc tam nie ma chodników więc piesze wędrówki czasem musiały by się odbyć po drodze 🙂
    Za kilkadziesiąt dni jadę z 3 dzieci i ukladam plan podróży. Lecimy do NY może coś podpowiesz.

    • Reply
      kashienka
      12 maja 2018 at 23:58

      Akurat w NY i w samym NYC byłam tylko raz i to bardzo krótko. Więc mam mało wiedzy na temat tego, co tam zobaczyć 🙁 Musiałabyś podpytać kogoś, kto mieszka w tamtych okolicach :* A co do chodników, to prawda!

  • Reply
    Ola
    30 kwietnia 2018 at 19:07

    Świetny wpis! Wyjazd do Stanów to moje ogromne marzenie, więc fajnie wiedzieć takie rzeczy 😉

    • Reply
      kashienka
      13 maja 2018 at 00:02

      Dzięki! Życzę Ci spełnienia tego marzenia <3

  • Reply
    Justyna
    30 kwietnia 2018 at 22:59

    O tak, ja z monetami do teraz mam problem i zdecydowanie bardziej wole rozmienic $20 niz wysypywac te wszystkie monety i szukac odpowiedniej 😛

    • Reply
      kashienka
      13 maja 2018 at 00:03

      Hahaha, mam to samo 😀 A potem wszystkie monety idą do skarbonki bo i tak za bardzo nie umiem ich używać :PPP

  • Reply
    Natalia | Amici de bici
    1 maja 2018 at 13:42

    Paczki pod wycieraczką mnie rozwaliły 😀

    • Reply
      kashienka
      13 maja 2018 at 00:05

      No cóż – myślą, chyba, że skoro “schowali” to ich nie widać 😀

  • Reply
    Jadzia
    1 maja 2018 at 13:52

    Na FB jest strona zielonakarta. Tam tez ktos opisywal zycie “od pocztku” w USA.

    • Reply
      kashienka
      13 maja 2018 at 00:07

      Dzięki za polecenie – muszę tam zajrzeć 🙂

  • Reply
    B.B. z Chicago
    1 maja 2018 at 16:42

    na stacji paliw jadlam tez kanapke z jajecznica,polana syropem klonowym. Na sam widok zemdlilo mnie, ale mowie sobie, co tam sprobuje i nie mowie, ze jestem fanka, ale dobre bylo. Zestawienia amerykanskich smakow sa czasem szokujace, jednak mozna sobie zawsze cos nowego podjesc. A cistka sa tu tak slodkie,jakby z samego cukru robione,mowie o tortach i tych ciastach na dzialach z ciastem, jedynie w polskich sklepach normalne mozna dostac.

    • Reply
      kashienka
      13 maja 2018 at 03:55

      OMG! Chyba bym się odważyła na coś takiego 😉 Mnie większość wyrobów cukierniczych właśnie dlatego nie smakuje, bo mam wrażeniem, że sam cukier i mało innego smaku.. A słodkie bardzo lubię, żeby nie było 😛

  • Reply
    LIFESTYLERKA - Zdrowa i Aktywna Ty
    1 maja 2018 at 17:34

    Dla mnie największym zaskoczeniem było, że większość amerykanów nie myje się wieczorem tylko rano, obiad jedzą tylko widelcem (nóż używali tylko do pokrojenia mięsa w kosteczkę na początku posiłku), nie mają kaloryferów i jeszcze milion innych drobiazgów 🙂 . Poza tym bardzo zaskoczył mnie ich system szkolny i sama szkoła (przez rok chodziłam tam do liceum), no ale na ten temat, to bym chyba mogła książkę napisać 😉 .

    • Reply
      kashienka
      13 maja 2018 at 03:58

      Chętnie bym porozmawiała z Tobą na temat Twoich obserwacji :)))))) Ale faaaakt, wiele rzeczy sama zauważyłam – choćby to nieużywanie noża przy posiłku 😉

  • Reply
    Ola
    1 maja 2018 at 17:59

    Najbardziej zaskoczyły mnie paczki zostawiane pod domem. Chociaż, jak jeszcze mieszkałam na wsi, to u mnie była częsta praktyka zostawiania paczek na balkonie, lub przywiązywania mniejszych przesyłek do klamki na drzwiach;)

    • Reply
      kashienka
      13 maja 2018 at 04:00

      Haha, podoba mi się pomysł przywiązywania paczek do klamki 😀 Ale faktycznie, te paczki dla mnie były dla mnie sporym zaskoczeniem 🙂

  • Reply
    ANNA
    1 maja 2018 at 21:21

    rozbawilas mnie metoda na staruszke:) Ale ja tez mam problem z tymi drobniakami…. Fajnie napisane, tez mieszkam w USA ale jakos o tych wszystkich innosciach zapomnialam. buziak

    • Reply
      kashienka
      13 maja 2018 at 04:01

      Nieważne jaka metoda, ważne, że działa i nie muszę gorączkowo liczyć tego bilonu 😀 Cieszę się, że post Ci się podobał!

  • Reply
    ANNA
    1 maja 2018 at 21:24

    oj zgadzam sie z Toba! Mieszkam w USA juz wiele lat I za kazdym raem jak jedziemy do PL zadziwia mnie ze wszyscy tacy spieci chodza. Troche sie to juz zmienia z nowa generacja, ale wciaz.

    • Reply
      kashienka
      13 maja 2018 at 04:05

      Ja też zauważyłam, że młodzi ludzie w Polsce już nie mają takie spiny jak starsze pokolenie. Oby zmieniało się to w dobrym kierunku!

  • Reply
    Avinca
    2 maja 2018 at 15:43

    Bardzo fajny wpis, ale ja lubię słone ze słodkim od dawna 🙂

    • Reply
      kashienka
      13 maja 2018 at 04:07

      Czyli w Stanach byłabyś zadowolona ze wszystkich słono-słodkich przekąsek 🙂

  • Reply
    Bea
    7 maja 2018 at 22:00

    Co do smaków to oczywiście słony karmel! 🙂 Podsumowując Twój wpis – co kraj to obyczaj i większość tych amerykańskich jest w pewien sposób fascynująca 😉

    • Reply
      kashienka
      13 maja 2018 at 04:09

      Ooo, tak zapomniałam! Lody o smaku słonego karmelu są moimi ulubionymi <3

  • Reply
    Sonia
    10 maja 2018 at 07:24

    tak tak, do zostawiania paczek pod drzwiami dopisalabym jeszcze nie zamykanie drzwi na klucz po wyjsciu z domu! :)))

    • Reply
      kashienka
      10 maja 2018 at 14:27

      A widzisz, ja się z tym nie spotkałam w Stanach ani razu! 😮

  • Reply
    Ela Lis
    10 maja 2018 at 17:36

    W Stanach nigdy nie byłam, może jeszcze kiedyś się uda wybrać chociaż na wycieczkę, ale ostatnie 10 lat spędziłam w Irlandii i niektóre rzeczy są podobne, choćby uprzejmość i duże porcje jedzenia…a te słodkie pancake z beconem nawet polubiłam 🙂

    • Reply
      kashienka
      13 maja 2018 at 04:10

      No słyszałam, że na wyspach też ciekawe połączenia smakowe serwują 🙂 Życzę Ci, by marzenie się spełniło i byś wybrała się kiedyś do USA :*

  • Reply
    lukazi
    11 maja 2018 at 16:07

    kilka dni temu wróciłem z Nowego Jorku po ostatnim pobycie 15 lat temu na W&T. Na pierwszy rzut oka nic się w USA nie zmieniło, a NY kwitnie, buduje się masa nowych wieżowców, wszystko gra. Ludzie nadal wspaniale się zachowują względem innych. Atmosfera jest miła i wyluzowana. W Polsce ubolewam nad spinką, która tu panuje, ludzie gapią się na siebie, ciężko przychodzi im mówienie dzień dobry o uśmiechaniu się nawet nie wspomnę. Jakby brakuje ludziom szacunku do siebie na wzajem. Czasem jadąc windą mówimy z żoną dzień dobry osobom …wsiadającym :). I co mnie martwi to to się baaardzo wolno zmienia, jeżeli w ogóle się zmienia.

    15 maja jest losowanie zielonej karty. Jak wygram, a mam już małe dziecko, będę miał rozterkę życia czy jechać czy nie. Bardzo dobrze nam się żyje w Polsce pomimo wspomnianych detali. Jednak bardzo lubię Stany i zawsze chciałem tam pomieszkać.

    • Reply
      kashienka
      13 maja 2018 at 04:20

      Ja też lubię tę miłą atmosferę i staram się ta samo robić jak jestem w PL. Reakcje są różne, od zaskoczenia po uśmiech i miłą rozmowę – warto próbować 😉 Życzę powodzenia podczas losowania i podjęcia jak najlepszej decyzji – dla siebie i dla rodziny 🙂

  • Reply
    Eobard
    27 maja 2018 at 11:04

    Byłem parę miesięcy temu w USA (Atlanta) i mam identyczne spostrzeżenia 🙂 Po powrocie do Polski aż prawie dopadła mnie depresja – ludzie w Stanach są po prostu luźniejsi, weselsi i bardziej skłonni do pomocy.

    • Reply
      kashienka
      1 sierpnia 2018 at 03:44

      Ooo, Atlanta! 🙂 Mieszkałam tam prawie 3 lata! Fajnie, że zauważyłaś podobne rzeczy 🙂

  • Reply
    Agnieszka
    8 marca 2020 at 08:21

    Ja bym tu dodała jeszcze toalety w miejscach publicznych, przez które widać kto siedzi na tronie i co tam robi. Oraz problem Amerykanów z nieświeżym oddechem. Przy pierwszej wizycie w sklepie byłam zdziwiona ilością miętowych słodyczy, potem miętowe opcje w kawiarniach przestały mnie dziwić. Ale na plus to jeszcze są bardzo pomocni i sami zaczepiają, gdy widzą polską sierotę z rozpaczą wpatrującą się w Google maps, który mówi “kieruj się na wschód” ?

    • Reply
      kashienka
      11 marca 2020 at 00:21

      Te toalety z “podglądem” opisałam chyba we wpisie z rzeczami, które mnie wkurzają w Stanach 🙂 NIE ZNOSZĘ ICH!
      Problemów z nieświeżym oddechem nie zauważyłam, tzn oczywiście spotkałam się z tym, ale to były pojedyncze przypadki, nie jakieś masowe zjawisko.
      Ale z tym, że są pomocni i czasem prowadzą do miejsca dosłownie “za rękę” to zdecydowanie się zgadzam 🙂

    Leave a Reply