INNOŚCI W STANACH: NAPIWKI - Odkrywając Amerykę
INNOŚCI W STANACH

INNOŚCI W STANACH: NAPIWKI

Kilka dni temu ktoś napisał do mnie na fejsbuku, pytając o kwestię napiwków w Stanach. Chciałam szybko odesłać tę osobę do posta na ten temat*. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że takiego posta zwyczajnie… nie ma. Wcześniej dałabym sobie rękę uciąć, że pisałam już o tej kwestii! Nie wiem, czy po prostu mi się WYDAWAŁO, że pisałam czy może ten post zaginął w jakichś tajemniczych okolicznościach… 😉 Niemniej jednak nie ma go, więc postanowiłam nadrobić ten karygodny brak i napisać nowy post na ten temat. Także w dzisiejszych “Innościach” na tapetę idą napiwki! Kto jest ciekawy, jak ta kwestia wygląda za oceanem, to zapraszam do lektury 🙂

*

W Polsce napiwki są zwykle kojarzone z pobytem w restauracji. Tylko w nielicznych sytuacjach dodatkowe pieniądze za dobrze wykonaną usługę są zostawiane w innym miejscu niż knajpa. Standardowy napiwek w Polsce to 10% od kwoty do zapłacenia. Napiwek jest mile widziany, ale absolutnie nie jest obowiązkowy. No i nie ma mowy o zostawianiu napiwku, gdy jesteśmy niezadowoleni z obsługi. W Stanach napiwki mają zupełnie inną “rangę”. 10% napiwku oznacza… niezadowolenie z usługi, a niezostawienie go w ogóle może wiązać się z popełnieniem pewnego rodzaju faux pax.

KRÓLESTWA NAPIWKÓW

Najwięcej napiwków zostawia się zdecydowanie w restauracjach i barach. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że do knajp chodzi się tutaj bardzo często. Niektórzy stołują się na mieście niemal codziennie. Przyjęło się, że kelnerom zostawia się 15-20% kwoty rachunku, ale ostatnio słyszałam, że ta kwota jest często nawet wyższa i dochodzi nawet do 30%. Oczywiście, im lepsza obsługa, tym wyższy napiwek, dlatego często kelnerzy dwoją się i troją by klient był zadowolony z wizyty w tym lokalu.

Normą jest kilkukrotne nawet pytanie, czy wszystko smakuje, czy wszystko w porządku i tak dalej. Gdy pije się zwykłą wodę albo jeden z napojów gazowanych z darmowymi dolewkami można spodziewać się kelnera przychodzącego z “dolewką” nawet jeśli nie opróżniło się jeszcze połowy szklanki. Co mnie zdziwiło na początku pobytu, to fakt, że nawet gdy ktoś jest niezadowolony z obsługi (co zdarza się w sumie niezwykle rzadko) to i tak zostawia 10% napiwku! Na końcowym rachunku zostawione jest wolne miejsce, w które klient wpisuje kwotę napiwku. Dla ułatwienia w wielu miejscach zaproponowane są też poszczególne kwoty napiwku (np. 15% z Twojego zamówienia to tyle, 20% tyle a 25% tyle).

Jeśli chodzi o bary i puby, to gdy w takim lokalu kupuje się drinka każdorazowo przy barze, to zwykle dodaje się 1-2 dolce do ceny napoju. Jeśli zaś otwiera się rachunek (zostawiając swoją kartę kredytową), to na końcu dolicza się napiwek podobnie jak restauracji. Czasem gdy kupuje się coś na szybko, płacąc przy kasie, np. kawę albo jakąś kanapkę, to może się zdarzyć że obsługa również spodziewa się.. napiwku. Przy płaceniu, na monitorze, często pojawia się do wybrania jakaś drobna kwota napiwku do wyboru (np. $1-3). W moim odczuciu trochę zbyt wiele – w końcu całość obsługi trwa zaledwie kilka sekund! Jak tak dalej pójdzie to będą prosić o napiwki przy kupnie frytek okienku drive-thru w McDonaldzie 😉

GDZIE JESZCZE NALEŻY PAMIĘTAĆ O NAPIWKU? 

Mam wrażenie, że praktycznie wszędzie, gdzie korzysta się z jakichkolwiek usług – u fryzjera, kosmetyczki, manikurzystki, salonie spa czy nawet u masażysty. Wszędzie normą jest dodawanie minimum 15%-20% do kwoty rachunku, a ostatnio coraz cześciej spotykam się z opcją do wyboru 20%/25%/30%! Napiwki zostawia się także w taksówce. Pamiętam moje zdziwienie za pierwszym razem gdy płacąc w taryfie kartą, pokazał mi się ekranik z kwotą napiwku do wyboru. Zdecydowanie nie było to na zasadzie “reszty nie trzeba”… 😉 Dobrze jest wesprzeć słowne dziękuję np. dwoma dolarami w przypadku, gdy korzystamy z valet parking w restauracji.

Napiwek jest normą w ręcznych myjniach samochodowych – tutaj wrzuca się go albo do dużego słoja przeznaczonego na napiwki, albo wręcza osobie, która przyprowadza nam samochód i podaje kluczyki. W hotelu również okazji do zostawienia napiwku jest sporo. Pomoc we wniesieniu walizek, odprowadzenie samochodu do hotelowego garażu, room service czy nawet sprzątanie pokoju i wymiana ręczników. Nie zapomnijmy nagrodzić przewodnika na wycieczce (tutaj często to 10% ceny wycieczki) ani szatniarza, który podaje nam płaszcze. Napiwek należy zostawić nawet przy czyszczeniu butów przez pucybuta ! 😉

CZY NAPRAWDĘ WSZĘDZIE TRZEBA ZASTAWIAĆ NAPIWKI?

Oczywiście, teoretycznie zostawienie napiwku obowiązkowe nie jest i nikt nie może nas “zmusić” do dodatkowej dopłaty za usługę. Ale pomyślcie np. o napiwku u fryzjera, do którego macie zamiar wybrać się ponownie. Czy naprawdę chcielibyście oddać farbowanie Waszych włosów komuś, kto tylko od Was w zeszłym miesiącu nie dostał ani grosza napiwku? 😀 Wiadomo też, że zostawiony raz napiwek sprawi, że taka osoba będzie bardziej starała się następnym razem.

Na początku nieco irytowała mnie w Stanach ta konieczność zostawiania napiwków w niemalże każdej sytuacji. Często czułam, że nie jest to kwestia mojego zadowolenia z jakiejś usługi tylko taki “mus”. Później przyzwyczaiłam się do tego i wiem, że np. w wielu miejscach, te napiwki są sporą częścią zarobków danej osoby. Szczególnie gdy widzę, że ktoś jest dla mnie bardzo miły i stara się by zapewnić jak najlepszą obsługę. Takie zasady są tutaj przyjęte i mieszkając tutaj staram je szanować.

Jedyne co mnie nadal denerwuje, to konieczność zostawiania napiwku w gotówce (gdy np. nie ma możliwości by doliczyć go do rachunku i zapłacić kartą). Preferuję transakcje bezgotówkowe i często zdarza się, że nie mam w portfelu ani dolara. Kilka razy usłyszałam, że niestety nie mogą dorzucić tipa do rachunku, ale.. bankomat jest przed budynkiem. No ludzie, mam wypłacać i rozmieniać $20, żeby komuś dać 3 dolce podziękowania? Na szczęście takie sytuacje zdarzają się baaaaardzo rzadko 🙂

A co Wy sądzicie o kwestii napiwków? Wiedzieliście, że w Stanach sytuacja z napiwkami wygląda właśnie tak? 🙂 Czekam na Wasze komentarze!

*

*Tak, dość często zdarza mi się odsyłać do starszych postów w odpowiedzi na wiadomości czy maile. I nie wynika to z tego, że nie chce mi się odpisywać moim czytelnikom albo że nabijam sobie wejścia na bloga 😉 Wynika to z faktu, że część pytań jest dość ogólnych typu “jak wygląda sprawa z czymś tam w Stanach?”. Jeśli kiedyś pisałam już post konkretnie na dany temat, to prawdopodobniej jest on dość obszerny i wyjaśnia wiele kwestii. Biorąc pod uwagę, że niekiedy napisanie jednego posta zajmuje mi kilka godzin, nie jestem w stanie w skrócie streścić tych wszystkich informacji w odpowiedzi na czyjeś pytanie, nie pomijając żadnych istotnych wątków. Jednocześnie, jeśli ktoś zadaje konkretne, precyzyjne pytanie, na które potrafię odpowiedzieć bez pisania eseju 😉 to zawsze staram się to robić. Mam nadzieję, że to rozumiecie 🙂

You Might Also Like

26 komentarzy

  • Reply
    Oliwia
    22 stycznia 2018 at 21:49

    Nie miałam pojęcia ze tak wyglada sprawa Napiwków 🙂 zaskoczenie, pewnie na początku również miała bym wrażenie ze do ich zostawiania, jestem zwyczajnie zmuszana 🙂
    Ale masz racje nie chciałabym zmieniać fryzjera co chwile, nie chciałabym oddać się w ręce kogoś komu „zaszłam za skore” 😛

    • Reply
      kashienka
      2 lutego 2018 at 00:25

      No właśnie, na początku takie odnosi się wrażenie Teraz na szczęście już do tego przywykłam, ale na początku pobytu mnie ten “przymus” trochę irytował.

  • Reply
    Agnieszka
    22 stycznia 2018 at 21:53

    To jakaś dziwna tendencja u blogerek, które mieszkają poza Polską, że zaczynają się tłumaczyć, mimo że pod postem nie ma żadnego komentarza. Coraz częściej to robisz Kasiu i moim zdaniem nie jest to ani dobre ani konieczne. To takie zabezpieczenie się przed potencjalnym negatywnym komentarzem, który nie wiadomo czy by się pojawił. Taki atak wręcz w stylu nawet nie próbuj negatywnie komentować! A przecież jest tu moderacja, więc nie musisz publikować wszystkich komentarzy. Blog się rozwija bardzo, bardzo go lubię, często komentuje ale przyznam, że zaczyna mnie to irytować.

    • Reply
      kashienka
      2 lutego 2018 at 00:53

      Chyba bierze się to z tego, że cokolwiek się nie napiszę, zawsze ktoś się do czegoś “przyczepia” 😉 Czasem publikuję takie komentarze, czasem nie. Ale ogólnie często pisząc notkę wiem, że tego i tego zaraz będzie złośliwy komentarz, więc czasem wolę już od razu napisać co i jak. Ale rozumiem, że z perspektywy czytelnika może być to irytujące. Dzięki za ten komentarz 🙂

  • Reply
    Aneta
    23 stycznia 2018 at 13:27

    Oj, jest to czasem wkurzające z tymi napiwkami. Miałam te przyjemność pracować w NYC jako kelnerka rzeczywiście moim jedynym wynagrodzeniem były napiwki, czasem ktoś zostawial czasem jednak nikt nic nie zostawił, ale.nie o tym. Pojechałam na kilka dni do Virginia Beach. Jak yo w nadmorskiej miejscowości zamówiłam “chips and fish”. Raczej tanie restauracja. Cena ok 6 $ za wszytsko. Nie miałam zbyt wielu drobnych ale ze jako sama pracowałam w gastronomii zostawiłem tyle ime miałam w portfelu czyli ok 2$w klepakach co dało ponad 30% i co? Kelnerka jak się zorientowała ze zostawiłem tylko tyle wybiegla za mną i rzuciła mi monetami w twarz. Welcome to America ?

    • Reply
      Angelika
      25 stycznia 2018 at 06:25

      jakbyś tylko poprosiła o rozmowe z managerem to byłaby ona zwolniona. Nie wyobrażam sobie czegoś takiego. Sama pracowałam jako kelnerka w Usa i nie oszukujmy się – słabo kelnerzy nie zarabiają 😉

    • Reply
      kashienka
      2 lutego 2018 at 00:56

      Aneta – nie wyobrażam sobie takiej sytuacji i na pewno nie zostawiłabym tak tego. To kompletny brak szacunku ze strony kelnerki!

    • Reply
      kashienka
      2 lutego 2018 at 00:57

      Angelika – dokładnie tak! Choć zwykle jestem daleka od “skarg” to w takiej sytuacji na pewno bym tak tego nie zostawiła.

  • Reply
    Ania
    23 stycznia 2018 at 19:13

    ja nie wiedziałam o całym kulcie napiwkowym w USA, do czasu kiedy nie wylądowałam w Stanach, ciocia przyjaciółki na wstępie opowiedziała nam o “tipkach” 😀 troszkę mnie to wtedy zdziwiło, że nawet na rachunkach zostawia się miejsce aby klient sam mógł dopisać kwotę napiwku, jakim chce uraczyć miejsce, w którym aktualnie się stołował 😉

    • Reply
      kashienka
      2 lutego 2018 at 02:19

      Tak, puste miejsce na napiwek to norma. Jakby czasem komuś się zapomniało, to puste miejsce mu o tym przypomni :)))))))

  • Reply
    Kate
    23 stycznia 2018 at 20:17

    Wiedziałam, że tam mają na punkcie napiwków lekkie halo. U nas też zdarza mi się zaokrąglić rachunek w barze gdy płacę gotówką 🙂

    • Reply
      kashienka
      2 lutego 2018 at 02:21

      Tak wiadomo, w Polsce też się napiwki zostawiało, ale bardziej właśnie w formie zaokrąglenia rachunku, czy 10% w restauracji. Tutaj napiwki są o wiele większe 😉

  • Reply
    Marta
    23 stycznia 2018 at 21:10

    W przypadku kelnerow napiwki to ogromna czesc ich wynagrodzenia, bo zarabiaja oni tylko $2-$3 za godzine (przy minimalnej stawce godzinowej w wiekszosci stanow ok $10-$11). Wlasciwie jest tak ze restauracja przerzuca na klienta ogromna czesc kosztow pracy kelnerow, my tak na prawde zostawiajac napiwek 20% placimy ich wynagrodzenie, a przynajmniej jego duza czesc.

    Wywodzi sie to z czasow niewolnictwa, wlascicieke karczm i innych tego typu przybytkow zatrudniali niewolnikow nie muszac im placic zadnej pensji, jedynym dochodem niewolnikow byly wlasnie owe napiwki.

    • Reply
      kashienka
      2 lutego 2018 at 02:22

      2-3$ za godzinę?! Nie miałam o tym pojęcia, ale to faktycznie głodowa stawka. Dobrze, że większość klientów nie oszczędza na napiwkach!

  • Reply
    Pokularna
    24 stycznia 2018 at 18:57

    Słyszałam, że to tak właśnie wygląda. My u nas staramy się zawsze zostawić taki napiwek, ale tylko w restauracjach. ie pomyślałabym, żeby u fryzjera zostawić napiwek.

    • Reply
      kashienka
      2 lutego 2018 at 02:23

      Ja też na początku nie, dobrze że zorientowałam się przed pierwszą wizytą u fryzjera hahah 😉

  • Reply
    Kasiula
    24 stycznia 2018 at 19:47

    też średnio mi się to podobało będąc w Stanach. zwłaszcza żyjąc z aupairowskiej “pensji”. potem się do tego przyzwyczaiłam, ale irytowalo mnie to bo każda wizyta w knajpie czy restauracji wiązała się zawsze z większymi “kosztami” niż cena drinka czy lunchu.. podobnie z różnymi zakupami, kiedy podatę doliczają dopiero prży kasie, czyli nigdy nie wiesz ile dokładnie zapłacisz i czy de facto na daną rzecz Cię stać.

    • Reply
      kashienka
      2 lutego 2018 at 02:26

      A tak, podatek przy kasie też mnie na początku mega irytował. Później się przyzwyczaiłam, ale faktycznie na kieszonkowym au pair każde większe koszty wkurzały 😀

  • Reply
    Anna
    26 stycznia 2018 at 00:14

    Witam serdecznie,
    właśnię jestem od tygodnia w Chicago i przyznam, że kwestia podatku dopisywania do rachunku może wywołać niemały ból głowy 🙂 szczególnie przy większych zakupach. Ja także jestem „kartowa” i właśnie dzisiaj miałam problem z napiwkiem w pizzerii … w portfelu miałam tylko 2 $ … kelner przyjął … nie rzucił monetami w twarz …
    Pozdrawiam ze słonecznego Chicago!
    Anna

    • Reply
      kashienka
      2 lutego 2018 at 02:28

      I bardzo dobrze! Rozumiem, że mogą oczekiwać więcej ale też muszą liczyć się, że ktoś nie ma np. więcej gotówki w portfelu czy po prostu nie zna panujących tu zasad. Super, że w Chicago słońcę 🙂

  • Reply
    Lifestylerka
    26 stycznia 2018 at 08:42

    To ja bym nie mogła mieszkać w Stanach, bo jestem przeciwniczką napiwków;). Niech właściciel restauracji lepiej opłaca personel, a nie zrzuca odpowiedzialność za zapewnienie godziwych zarobków pracownikom na klientów, napychając sobie swój portfel naszym kosztem. W Polsce jak idziwmy do restauracji, to mój mąż daje napiwek. Jak idę sama lub z koleżanką to raczej nigdy. Wychodzę z założenia, że mi nikt nie daje napiwków, a jak ktoś za mało zarabia niech się postara i znajdzie coś lepszego. Wiem, wiem, jestem straszna ;).

    • Reply
      kashienka
      2 lutego 2018 at 02:30

      W Stanach nikt by Cię nie lubił za takiego podejście ;))))) Ale faktycznie największy problem jest w tym, że właściciele lokali bardzo mało płacą pracownikom i potem ogromna część ich pensji to właśnie tylko te napiwki..

  • Reply
    An
    6 lutego 2018 at 20:40

    Pozwólcie, że wyjaśnię jak to wygląda z mojej perspektywy.
    Jestem kelnerką na Florydzie. Moja stawka 5 dolarów na godzinę (przy czym za mieszkanie płacę około 1000 dolarów/os).
    W momencie, gdy ktoś zamawia jedzenie, muszę dać z tego napiwek food runnerom i busserom (3-5% sprzedaży) i 4% dla barmanów. W momencie, jeśli ktoś zamawia bardzo dużo, obiad dla całej rodziny i nie zostawi napiwku właściwie dopłacam do czyjegoś posiłku, za to że mu usługiwałam.

    • Reply
      kashienka
      7 lutego 2018 at 04:54

      Wow, nie miałam pojęcia, że to tak wygląda! Dzięki za nakreślenie sprawy An.

  • Reply
    Foodieewka
    9 marca 2019 at 19:05

    Ja mieszkam w Nowym Jorku a wakacje spędzałam w Hamptons pracując jako kelnerka. Gdybym miała pracować za tyle ile mam na godzinę (12$) mój czek tygodniowy wynosił by 500$, z napiwkami zwykle jest to 2500$ tygodniowo. I wychodzę prostego założenia – jak Cię nie stać na zostawienie 20% napiwku, to zostań w domu i ugotuj sobie, podaj i posprzątaj.

    • Reply
      kashienka
      11 marca 2019 at 03:19

      Hmm ciekawe podejście. 😉 A swoją drogą jestem w szoku jaka jest różnica między zarobkiem tygodniowym bez napików, a tym z napiwkami. Myślałam, że z napiwków można “wyciągnąć” drugą pensję, ale widzę, że o wiele więcej.

    Leave a Reply