W OBLICZU HURAGANU IRMA... - Odkrywając Amerykę
O WSZYSTKIM INNYM

W OBLICZU HURAGANU IRMA…

Na początek września miałam zaplanowane kilka ciekawych postów, jednak życie zweryfikowało moje blogowe plany. Nawet najgorszym scenariuszu, nie zakładałam, że przyjdzie mi napisać notkę na temat… huraganu. Z tymi katastrofami naturalnymi jest trochę jak z yeti, każdy sporo o nich słyszał, ale niewielu doświadczyło. Kojarzymy temat z relacji w TV, zbiórek dla ofiar, dramatycznych zdjęć – ale póki zagrożenie nie dotyczymy nas bezpośrednio, nasza wiedza na temat żywiołów natury jest stosunkowo niewielka. Moja również była bardzo pobieżna – aż sama nie poczułam niebezpieczeństwa na własnej skórze.

Gdy podjęliśmy decyzję o przeprowadzce na Florydę (czytaj tutaj), kilka osób zapytało nas czy nie obawiamy się huraganów. Z uśmiechem na ustach uspokajaliśmy każdego, że nasz rejon jest bezpieczny. Huragany formują się zazwyczaj w rejonie Bahamów i przemieszczają się na wschód w kierunku południowej części słonecznego stanu. Tampę, leżącą nad zatoką meksykańską żywioły zwykle szcześliwie omijają. Ostatni poważny huragan miał miejsce w roku 1921, więc prawie 100 lat temu. Nie mieliśmy bladego pojęcia, że staniemy w obliczu huraganu już pięć miesięcy po naszej przeprowadzce! 

IRMA

To imię całkowicie zdominowało amerykańskie i zagraniczne media. Od jakiegoś czasu ciężko było nie natrafić na ten główny temat wiadomości w telewizji, prasie oraz Internecie. Szokujące zdjęcia, relacje na żywo, prognozy meteorologów. Niedowierzanie mieszało się ze strachem, a lęk o własne bezpieczeństwo ludzi zagrożonych huraganem wzrastał każdego dnia.

(zdjęcie pochodzi ze strony abcnews.com)

Huragan piątej kategorii, który zdewastował Karaiby i nieuchronnie zbliżał się w kierunku “naszej” Florydy. Po uderzeniu w słoneczny stan 10 września 2017 został uznany za najsilniejszy huragan, który nawiedził Stany Zjednoczone. Spowodował zarządzenie stanu wyjątkowego oraz największą w historii kraju ewakuację obejmującą prawie 6,5 miliona mieszkańców.

PRZYGOTOWANIA

Pierwsze wiadomości na temat Irmy wcale mnie mocno nie zaniepokoiły. Huragan był kawał drogi stąd, a my dzięki mojemu zapobiegawczemu małżonkowi – jesteśmy przygotowani choćby na apokalipsę zombie 😉 Początkowo więc pustoszejące półki w sklepach i pierwsze pogłoski o ewakuacji traktowałam jako wyraz nadmiernej paniki Amerykanów. W końcu mieszkając w Georgii nie raz widziałam masowe zakupy na wieść o planowanych opadach śniegu, a wyskakujące na telefonie ostrzeżenie o zagrożeniu tornadem przestało na mnie robić wrażenie już po pierwszym lecie w Atlancie.

Dopiero, gdy mąż poprosił mnie o zrobienie większych niż zwykle zakupów spożywczych, zorientowałam się, że coś musi być na rzeczy. Sceny jakie zobaczyłam w sklepie wywarły na mnie wrażenie. Urodziłam się u schyłku PRLu, ale jestem zbyt młoda by pamiętać świecące pustkami sklepowe półki, kilometrowe kolejki i “przydziały”. Dopiero tutaj, na słonecznej Florydzie doświadczyłam takich widoków. Woda stała się towarem wybitnie deficytowym. Alejki, które normalnie mieściły kilkanaście gatunków wód mineralnych zionęły pustkami. Podobnie rzecz się miała z chlebem, puszkowaną żywnością i wszelkim suchym prowiantem, który jest łatwy do przyrządzenia i nie wymaga przechowywania w warunkach chłodniczych. Ludzie w internecie zaczęli się wymieniać informacjami, do którego marketu dowieziono więcej wody. Ale nawet pojawienie się tam po 15 minutach nie gwarantowało zdobycia kilku butelek płynu. Wprowadzono limity, jaką maksymalną ilość wody mogła kupić jedna osoba.

Oprócz żywności ogromnym powodzeniem cieszyło się paliwo. Ludzie szykując się do ewentualnej ewakuacji, chcieli mieć pewność, że w drodze nie zabraknie im benzyny. Wiele stacji wywiesiło informacje o braku paliwa w dystrybutorach. W tych, które wciąż dysponowały zasobami, tworzyły się gigantyczne kolejki. Sama tankując pełen bak w środę czekałam w 25 minutowej kolejce do dystrybutora.

EWAKUACJA

Od początku braliśmy pod uwagę ewakuację w razie zagrożenia. Jednak na kilka dni przed uderzeniem huraganu informacje na temat prognozowanej ścieżki Irmy były optymistyczne dla mieszkańców Tampy. Nie było nakazu ewakuacji miasta. My dysponowaliśmy zapasem suchego jedzenia i wody, więc zdecydowaliśmy się zostać na miejscu.

Dopiero w piątek coś mnie tchnęło. Wcześniej, oczywiście, czułam lekki niepokój, ale w piątek po południu poczułam ogromne napięcie. Nie wiem czy pod wpływem czytania informacji na temat dostępnych w naszej okolicy schronów albo oferowanych tu i ówdzie worków z piaskiem do zabezpieczenia domów? A może kolejne wiadomości od bliskich i znajomych z Polski oraz innych rejonów USA dały mi mocno do myślenia? Po prostu poczułam, że musimy pakować się i uciekać. Im dalej, tym lepiej. Przekonałam Briana i po 1,5h byliśmy już w drodze do Atlanty.

Trasa normalnie trwająca ok. 6,5 godzin, tym razem zajęła nam 12. I uwierzcie mi, wspomnienia z tej trasy zostaną z nami na długo. Ludzie masowo ewakuuowali się z Florydy! Drogi były niesamowicie zatłoczone, wszędzie było mnóstwo policji. Widzieliśmy po drodze wiele wypadków oraz potłuczonych samochodów. Na większości stacji brakowało paliwa, a na tych które miały jeszcze odrobinę benzyny trwała prawdziwa walka o przetrwanie. Miejsc w hotelach nie było już żadnych, więc ludzie spali w samochodach. Parkingi były pełne, a niektórzy zatrzymywali się na krótką regenerację nawet na poboczach autostrady.. Mnóstwo ludzi ewakuujących się ze słonecznego stanu miało w oczach wyraźny strach i niepewność jutra. 

SCHRONIENIE W GEORGII

Zatrzymaliśmy się u mamy mojego męża, pół godziny na północ od Atlanty. Jak tylko dojechaliśmy na miejsce wczesnym rankiem, padliśmy jak nieżywi do łóżka. Po kilkugodzinnym śnie odczytałam mnóstwo wiadomości, mówiących jakie to szczęście, że w porę się ewakuowaliśmy z miasta. Nie do końca wiedziałam, o co chodzi, bo przecież w momencie wyjazdu Tampa nie była bezpośrednio zagrożona najcięższym uderzeniem Irmy. Dopiero gdy włączyłam TV, wszystko okazało się jasne. Prognozowana ścieżka huraganu zmieniła się i żywioł szedł bezpośrednio na Tampę! 

Nie jestem fanką telewizji i normalnie to gadające pudło mogłoby dla mnie nie istnieć. Jednak podczas tego weekendu ciężko było mi się oderwać od ekranu TV. Oglądałam specjalne wydania wiadomości poświęcone Irmie i coraz bardziej się nakręcałam. Z jednej strony czułam ogromną radość, że w porę się ewakuowaliśmy i jesteśmy całą trójką bezpieczni w domu teściowej. Z drugiej zaś strony – trudno było mi powstrzymać strach przed tym, co miało się niebawem wydarzyć. Nie miałam pojęcia jak huragan obejdzie się z naszym miastem i co zastaniemy po przyjeździe do domu. Obawiałam się przede wszystkim zalania mieszkania (mieszkamy na parterze) oraz wybitych przez huragan okien.

(zdjęcie pochodzi ze strony cnn.com)

Z sercem w gardle oglądałam sceny z miejsc położonych na południu Florydy i kurczowo trzymałam się nadziei na wieść o tym, że żywioł zaczyna słabnąć przesuwając się na północ. Wszystkie osoby mieszkające najbliżej nas również się ewakuowały, ale w niedzielę późnym wieczorem dostaliśmy wiadomość od współpracownika Briana, który mieszka stosunkowo niedaleko. Napisał, że sytuacja jest w miarę w porządku, nie ma prądu, jest trochę połamanych drzew ale wygląda na to że huragan nie poczynił znacznych szkód. Trochę nas to uspokoiło. Po przeczekaniu aż pozostałość huraganu w formie burzy tropikalnej przejdzie przez Georgię, zdecydowaliśmy się wracać do siebie. 

POWRÓT DO DOMU

Droga na północ była ciężka, ale powrót wcale nie był łatwiejszy. Mimo, że zdecydowaliśmy się wyruszyć bardzo wczesnym rankiem, to i tak w drodze spędziliśmy bite 12 godzin. Przezornie nie tylko zatankowaliśmy auto do pełna, ale i kupiliśmy benzynę w dodatkowych kanistrach. I bardzo dobrze, bo zdecydowana większość stacji nadal była pozbawiona zaopatrzenia. Im dalej przemieszczaliśmy się dalej na południe, tym smutniejsze widoki mijaliśmy na drodze. Mnóstwo przewróconych drzew, zerwane linie elektryczne, połamane płoty, pourywane dachy, zniszczone znaki i bilboardy. Znów pojawił się stres przed tym, co zostaniemy w naszym mieszkaniu…

Gdy wykończeniu po calutkim dniu w drodze dotarliśmy na miejsce, odetchnęliśmy z ulgą. Owszem na terenie naszego osiedla leżało mnóstwo połamanych gałęzi i widać było wyraźne ślady przejścia silnego wiatru, jednak Irma zdecydowanie nie dokonała tutaj takiej silnej demolki jak w innych miejscach. Nasze mieszkanie też na szczęście nie ucierpiało – okna były całe, a podłogi suche. Miałam łzy w oczach, gdy chodziłam po naszych pokojach i widziałam, że wszystko jest w porządku… Nie wszyscy mieszkańcy Florydy mieli tyle szczęścia…

POWRÓT DO NORMALNOŚCI

(zdjęcie pochodzi ze strony tampabay.com)

Jestem pewna, że zaraz ktoś napisze, skoro wszystko było w porządku, to przecież mogliście zostać w Tampie. Pewnie, że mogliśmy a stan po przejściu huraganu byłby finalnie bardzo podobny. Przyznaję, że decyzja o ewakuacji była moja, bo to ja spanikowałam i zarządziłam wyjazd. Ale wiecie co? Cieszę się mimo wszystko, że się ewakuowaliśmy i pojechaliśmy do Atlanty. Moja decyzja była podyktowana wyłącznie zapewnieniem bezpieczeństwa mojej rodzinie. 

Wychodzę z założenia, że nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny. Być może to kolejne wspólne przeżycie, ten cały stres był na po prostu potrzebny by kolejny raz uświadomić sobie, co tak naprawdę w życiu się liczy? Nie mieszkanie, nie sprzęty ani  nowe gadżety. Liczy się przede wszystkim życie i zdrowie naszych bliskich. Dzisiaj pijąc kawę i jedząc drugie śniadanie w naszym mieszkaniu, naszła mnie taka myśl. Czasem zupełnie nie doceniamy takich zwykłych i prozaicznych chwil. I dopiero gdy nasze poczucie bezpieczeństwa jest zagrożone, patrzy się wszystko z zupełnie innej perspektywy. 

You Might Also Like

18 komentarzy

  • Reply
    Marlena
    13 września 2017 at 21:40

    Wiesz co? Wzruszyłam się! Ostatnie slowa, radosc ze mozna zjesc sniadanie, wypic kawe, zobaczyc uśmiech ukochanego i radosc merdajacego ogonka- to jest najwazniejsze!

    • Reply
      kashienka
      15 września 2017 at 04:16

      Cieszę się, że post wywołał taką u Ciebie taką reakcję 🙂 A takie zwykłe-niezwykłe momenty są w życiu bardzo ważne, tylko czasem zupełnie ich nie doceniamy…

  • Reply
    Andżelika
    13 września 2017 at 21:45

    Zgadzam się w całej rozciągłości najważniejsze jest życie człowieka. Co mu po dobrach materialnych jak życie jest zagrożone. Uważam, że bardzo dobrze, że wyjechaliście lepiej chuchać na zimne. Cieszę się, że wszystko u was w porządku. Niestety przykre, że inni nie mieli tyle szczęścia.

    • Reply
      kashienka
      15 września 2017 at 04:20

      Dokładnie tak – nowy gadżet nie przyniesie radości, jeśli nie ma poczucia bezpieczeństwa, gdy zdrowie lub życie jest zagrożone 🙁 To prawda, wiele osób ucierpiało podczas Irmy, staramy się pomagać i wspierać ofiary tego huraganu ale i tak wiele czasu minie, zanim oni wrócą do swojej normalności…

  • Reply
    ssophie
    13 września 2017 at 21:56

    Kochana cieszę się, że jakoś wszystko dobrze się u Cb skończyło-chociaż mogę sobie tylko wyobrazić co przeżywałaś. No niestety, dopóki sami nie doswiadczymy na własnej skórze zagrożenia, nie wiemy jak to jest. A z żywiołami nigdy nic nie wiadomo, w jednej chwili kierunek może się zmienić i huragan będzie szedł prosto na nas. Ale w takich chwilach docenia się najbardziej to, co najwazniejsze-rodzinę i wsparcie bliskich. Ja znam Cię tylko z Instastories, ale sama z niepokojem śledziłam to, co sie dzieje u was, i z pewnością w takiej sytuacji też bym sie ewakuowała, nawet przy minimalnym zagrożeniu ale jednak zagrożeniu. Najważniejsze że wasze mieszkanie nie ucierpiało i wszyscy jestescie cali i zdrowi. Pozdrawiam :*

    • Reply
      kashienka
      15 września 2017 at 04:21

      Dziękuję za te wszystkie troskę i ciepłe słowa <3 To niewyobrażalna ulga, że u nas skończyło się w sumie tylko na strachu i ogromnym stresie..

  • Reply
    Angela
    14 września 2017 at 11:24

    Ale się podniecasz . Nie da się tego czytać.

  • Reply
    blog.stabrawa
    14 września 2017 at 20:36

    Bardzo mało oglądam tv i prawdę powiedziawszy najwięcej czytałam Twoich informacji na fb o samym huraganie. Właśnie przeczytałam Twój wpis i aż mi serde mocniej zabiło – to przez co przeszliście było pewnie trudnym i niezwykle stresującym doświadczeniem. Cieszę się jednak że jesteście bezpieczni a Wasz dom nie został zniszczony. Ściam mocno!

    • Reply
      kashienka
      15 września 2017 at 04:24

      Ja też jestem antyTV i nawet wiadomości sprawdzam w Internecie. Dobrze, że mój FB stanowił dla Ciebie żródło informacji. Doświadczenie nowe i trudne, ale może właśnie ono pozwala nam spojrzeć na wszystko z innej perspektywy i bardziej doceniać naszą zwykłą-niezwykłą codzienność 🙂

  • Reply
    Ewelina
    15 września 2017 at 14:05

    To była dobra decyzja. Bezpieczeństwo rodziny jest najważniejsze, a historia mogła potoczyć się inaczej. Bardzo się cieszę, że wszystko z Waszym mieszkaniem w porządku. Wpis ścisnął mi serducho. Trzymaj się mocno! 🙂

    • Reply
      kashienka
      15 września 2017 at 17:53

      Dziękuję bardzo <3 Mieliśmy szczęście, że u nas na tylko strachu się skończyło, niestety nie wszyscy mieszkańcy Florydy to szczęście mieli...

  • Reply
    Paulina G Lifestyle
    16 września 2017 at 18:26

    Cieszę się, że jesteście cali i zdrowi. Sama przeżyłam kilka tajfunów w swoim życiu oraz delikatne trzęsienia ziemi i gdybym miała możliwość z pewnością postąpiłabym tak samo jak Ty- ewakuacja! Trzymaj się cieplutko 😉

    • Reply
      kashienka
      16 września 2017 at 18:38

      Czasem nie ma co ryzykować! Pamiętam, jak czytałam notkę u Ciebie na temat tajfunu 🙁 Dziękuję Kochana <3

  • Reply
    Joanna Marek-Blukacz
    17 września 2017 at 05:06

    Uważam, że dobrze zrobiliście że się ewakuowaliście ….bezpieczeństwo najważniejsze. Wyglądało to bardzo groźnie. Ja też piszę właśnie swoje odczucia jakie mi towarzyszyły podczas huraganu. 😉

    • Reply
      kashienka
      18 września 2017 at 03:47

      Dokładnie tak, z żywiołem nie ma żartów. Nie wiedzieliśmy jak sytuacja się rozwinie.. Czekam na Twój post Joasiu!

  • Reply
    Karolina Goławska
    17 września 2017 at 16:11

    Czytając ten post miałam łzy w oczach, sama śledziłam informacje w mediach, i byłam przerażona tym, co Polska telewizja mówi, i jak przedstawia ten huragan. Cieszę się, że wszystko u was potoczyło się dobrze, jak na tę sytuacje, mocno trzymałam kciuki za was!
    PS, gdy Kretka na swoim kanale, lub instastory, powiedziała, że huragan zmierza w kierunku Tampy, od razu sprawdziłam twój instagram, i ku ucieszeniu zobaczyłam, że jesteście w drodze do Atlanty!
    Buziaki dla was z Polski:****

    • Reply
      kashienka
      18 września 2017 at 03:50

      Dziękuję za troskę Kochana <3 Wiele ludzi, po usłyszeniu, że huragan idzie prosto na Tampę sprawdzało, czy u nas wszystko w porządku. To było bardzo miłe! Też ogromnie cieszę się, że u nas skończyło się tylko na strachu...

    Leave a Reply