Daaaawno nie było wpisu z tej kategorii (ponad rok!), ale to za sprawą tego, że mój małżonek po wyjeździe z Polski przestał czynić jakikolwiek wysiłek w celu przyswojenia sobie naszego pięknego języka 😉 A skoro sam nie czuł takiej potrzeby, to ja tym bardziej go do tego nie nakłaniałam. Sama wiem, jak na mnie działa uporczywe nakłanianie mnie do zrobienia czegokolwiek – osiąga się efekt wprost przeciwny, bo wtedy na sto procent nie będę zainteresowana daną czynnością – mam tak od dziecka i nie zanosi się na zmiany 😉 Zresztą nauka kilku słówek czy paru zdań w moim ojczystym języku to miała być dla niego przyjemność a nie konieczność, więc o jakimkolwiek przymusie nie może być mowy.
I tak oto spędziliśmy niemalże rok bez jakichkolwiek konwersacji po polsku, aż w końcu mój małżonek wróciwszy z siłowni tak do mnie rzecze: kkkkkciałbym ciegoś siem napić! Oho, myślę sobie – chyba szykuje przemówienie na nasze polskie przyjęcie skoro z jakiegoś powodu wrócił do swoich starych płyt do nauki polskiego 😀 Jakikolwiek kontakt Briana z językiem polskim nieodmiennie przynosi nowe “kwiatki”, które szybko umykają z głowy, więc staram się je zapisywać i podzielić się z Wami. Urocza jest jego polska mowa, naprawdę :)))))
Pan i Władca
Skoro od tego sam zaczął, to z okazji zbliżającego posiłku ćwiczymy zdanie w stylu “chciałbym czegoś się napić” i “chciałbym coś zjeść”. Swoją drogą jak wytłumaczyć mojemu mężowi, że w dwóch, pozornie prawie takich samych zdaniach na angielskie “something” mówi się albo “coś” albo “czegoś”? :> Brian mówi, że to totalnie bez sensu, a ja chyba przyznaję mu rację! W każdym razie konwersujemy sobie mniej więcej tak:
B: Chciałbym czegoś się napić!
K: Czego?
B: Woda, proszę! I chciałbym coś zjeść!
K: A co chciałbyś zjeść?
B. Call me “pan”! They always ask me: “Co chciałby PAN zjeść?” on this CD. (tłum. Nazywaj mnie pan! Oni mnie zawsze pytają na tej płycie “Co chciałby PAN zjeść”?)
Tak, Panie! :DDDDDDD
Remedium na ból
Każdy dobrze wie, co najbardziej pomaga, jak człowieka coś boli. Jak ktoś potrzyma za rękę, przytuli, a najlepiej zrobi “oj oj oj” na zbolałe miejsce 🙂 Wiedziałam od zawsze, że takie ojojanie pomaga, ale jak znalazłam ten obrazek w internecie to bardzo mnie rozbawił :)))))))
Mój mąż był zaciekawiony, z czego się śmieję, więc wyjaśniłam, pokazałam obrazek i zademonstrowałam jak to działa. Od tej pory nazwa tej czynności czyli “ojojanie” weszła na stałe do naszego słownika, nawet jak rozmawiamy wyłącznie po angielsku 😀 Mówię czasem do męża “I have stomachache, I need some ojojanie” (tłum. boli mnie brzuch, potrzebuję trochę ojojania). Parę dni przed przyjazdem naszego gościa – Ani, mój mąż “ojojojał” moją bolącą po bieganiu nogę i zamyślił się.
B: Why in “ojojanie” is always “Ania” at the end, not just the name of a person who is in pain? (tłum. Dlaczego w słowie ojojanie zawsze jest Ania na końcu, a nie imię osoby, którą coś boli)
K: ???
B: Loook you say: OjojojoAnia! Why I can’t say OjojojoKasia, when your stomach is hurting? (patrz, przecież mówi się: OjojojoAnia! Dlaczego nie mogę powiedzieć OjojojoKasia, jeśli to Ciebie boli brzuch?)
Przez calutki czas, gdy używaliśmy tego słowa Brian był pewien, że jest to nie tylko nazwa czynności, tylko nazwa czynności połączona z imieniem Ania :)))))) Od tej pory, dla ułatwienia, owa czynność nazywa się u nas ojojojoBrian 😀
Do pięciu odlicz!
Siedzimy sobie z naszym gościem przy śniadaniu, na które Ania zaserwowała mojemu małżonkowi jajecznicę na bekonie, podbijając tym do reszty jego serce (ja serwuję zazwyczaj smoothie, z cholesterolem nie ma żartów!) i rozmawiamy sobie na jakiś temat. Nie pamiętam kompletnie o co chodziło, w każdym razie prawdopodobnie padło pytanie o liczbę (pytanie oczywiście zadane po angielsku)
Na co mój małżonek, po polsku odpowiada…
B: Chrząszcz!
A i K: ?????
B (patrząc na nas jak na nierozumne istoty, które nie domyślają się o co chodzi): Jeden-dwa-trzy-cztery-chrząszcz!
Nie wiem skąd mu się to wzięło, naprawdę. Ale mój mąż uważa, że oba wyrazy brzmią baaardzo podobnie 😀
Kwestie polskiego nazwiska
Rozmawiamy po raz tysięczny na temat psiaka, którego oboje bardzo chcemy, a który z różnych przyczyn wciąż nie może dołączyć do naszej małej rodzinki. Ostatnio na przeszkodzie stoi planowany od dawien dawna wyjazd do Europy – bardzo długi w moim przypadku a i Briana nie będzie w domu przez praktycznie trzy tygodnie. W pewnym momencie proponuję, że może w takim razie przywiozę ze sobą jakiegoś psiaka z Polski 😉 Jednak mój małżonek nie jest zachwycony tym pomysłem i natychmiast wysuwa kontrargumenty.
B: He will understand only Polish.. (tłum. I on będzie rozumiał tylko po polsku…)
K: He will understand whatever language you teach him. He is going to be a small puppy! (tłum. On będzie rozumiał jakikolwiek język jakiego go nauczysz. On będzie małym szczeniakiem).
B: And we won’t be able to call him Leo.. (tłum. I nie będziemy mogli go nazwać Leo..)
K: ?????? (Imię mamy wybrane od dawien dawna, więc myślę sobie, o co jemu chodzi?!)
B: He will Polish, so he won’t be Leo. He will be… Leo-wski! (tłum. On będzie Polakiem, więc nie będzie miał na imię Leo. Będzie… Leo-wski!)
😀
30 komentarzy
Justyna
26 kwietnia 2017 at 23:00hahaha chrzaszcz mnie rozwalil 🙂
Uwielbiam te serie ! 🙂
kashienka
2 czerwca 2017 at 15:57Mnie też rozwalił – nie wiem skąd mu się to wzięło 😀 Kontynuacja będzie w miarę możliwości!
Debora
26 kwietnia 2017 at 23:09Hahaha! Super! Mam podobne sytuacje w domu… pierwsze zdanie jakie mój mąż nauczył sie po polsku było: ‘podaj piwo kobieto, migusiem’, teraz mówi: ‘podaj piwo kochanie, prrrosze’. A drugie: ‘Ty jesteś moja mała małpka’ ?
Kasiu mogłabyś podopowiedziec gdzie zakupiłam płyty do nauki języka polskiego?
Kiedyś próbowałam kupić w Empiku, ale niestety w okresie świat Bożego narodzenia nie było takiej opcji, ludzie wykupili je w mgnieniu oka.
Była bym bardzo wdzięczna za podpowiedz.
Buzia!
kashienka
2 czerwca 2017 at 16:01Widać, że nauczył się czegoś bardzo przydatnego 😀 Małpka też urocza hihi
Ja płytki dla Briana kupiłam jakieś 2 czy nawet 3 lata temu na Amazonie, pamiętam, że były to same płyty CD bez żadnej książki – chyba nazywały się “Polish for beginners”. Poszukaj w sieci – może jeszcze coś takiego mają? 🙂 Buziaczki Kochana!
Jola
27 kwietnia 2017 at 00:47Dobra, wszystko super, ale Leo-wski zniszczył system!
kashienka
2 czerwca 2017 at 16:02Chichotałam z tego chyba 5 minut 😀
Joanna Marek-Blukacz
27 kwietnia 2017 at 05:11Wlasnie Leo-wski rozbawil mnie na calego ……jednak ten nasz jezyk polski jest bardzo trudny.
Ja czasami ucze kilka slow znajomych z pracy i nie moga zapamietac, ciagle cos przekrecaja.
kashienka
2 czerwca 2017 at 16:03Jest trudny jest, zwłaszcza tyle “szeleszczących” spółgłosek, których wcale w angielskim nie ma. Brian mówi, że mnóstwo słów brzmi dla niego identycznie 😉
Weronika
27 kwietnia 2017 at 10:33Czy uważasz,że robienie przyjęcia w PL jest dobrym pomysłem ? 🙂
Pytam, bo moim zdaniem – jeśli Wasza Uroczystość była w Stanach, to jest to po prostu jeden dzień w życiu i bez sensu po roku od nowa robić przyjęcie. Może jest to jakaś strata dla gości z Polski, ale teraz sama idąc na takie przyjęcie, nie wiem co bym oczekiwała ? Od nowa pierwszy taniec czy też krojenie torta, suknia ślubna znowu ? Sama mam męża zza granicy, i po prostu wyjechaliśmy do jego kraju ( na drugi koniec świata ), zrobiliśmy tam duże wesele w jego tradycji, po czym w PL ( po około 10 dniach od naszego powrotu ) mieliśmy ceremonię Ślubu Cywilnego, oficjalnie wszystko zapieczętowaliśmy w podniosłej atmosferze i obie strony były bardzo dumne. Bo żadna nie była pominięta, co prawda mąż ma inną religię i ślub w jego kulturze był religijny, nic nie podpisywaliśmy ale dla Jego rodziny miało to ogromne znaczenie. Myślę, z perspektywy czasu, że gdybym po roku zaprosiła rodzinę ( czy to w PL, czy tam ) na przyjęcie ślubne, bez przysięgi, to byłoby bardzo dziwne.
kashienka
2 czerwca 2017 at 16:10Dla nas jest to najzupełniej normalne i od początku wiedzieliśmy, że zrobimy to właśnie w ten sposób. Nie robimy wielkiego wesela, ale chcemy pobawić się z najbliższymi w Polsce, którzy z wiadomych względów nie mogli być z nami w tym dniu – jest to ważne zarówno dla nich i jak dla nas. Ślubu drugiego nie będzie, bo ten zawarty w USA mamy już zarejestrowany w PL, więc nie moglibyśmy go wziąć ponownie tutaj, a robienie szopki z aktorem nie jest zupełnie w naszym stylu 🙂
Marta
27 kwietnia 2017 at 11:44Kocham kocham i jeszcze raz kocham. Spadlam z krzesła ze śmiechu? To naprawde bardzo urocze . U nas też od jakiegoś czasu ” ojojanie” działa na wszystkie bóle . Pozdrawiam już niedługo z californii?
kashienka
2 czerwca 2017 at 16:11Czyli nie tylko my “ojojamy” 😀 Super, już zazdroszczę tej Cali <3
Paulina G Lifestyle
27 kwietnia 2017 at 19:07Agata zabawne sytuację! 😀 mój chłopak jest Hiszpanem i też od czasu do czasu mamy krótkie rozmowy po polsku. Bardzo znajomy tekst “woda proszę” i “kceeem jest ” – co oznacza chce jeść “:D
Można się nieźle ubawic 😀
kashienka
2 czerwca 2017 at 16:12Widzę, że wyraz “chcę” sprawia problem nie tylko mojemu mężowi 😀 Można się nieźle pośmiać jak obcokrajowcy świetnie mówią po polsku!
Kasia
27 kwietnia 2017 at 22:26Jeju, nadrobiłam całą serię i popłakałam się ze śmiechu. To jest boskie!
kashienka
2 czerwca 2017 at 16:12Cieszę się, że poprawiliśmy Ci humor :))))
Słomiana zapałka
28 kwietnia 2017 at 13:54Super ta Twoja seria o nauce polskiego 🙂 nieźle się uśmiałam. Polecam też profil na instagramie albo facebooku fabworqs. To jest mąż od blogerki – worqshop. On rysuje super ładne rysunki i opisuje je po polsku. Poprawiacz humoru na codzień.
kashienka
2 czerwca 2017 at 16:13Musz koniecznie tam zajrzeć! Dzięki 🙂
Polly
30 kwietnia 2017 at 10:37o rany spłakałam się … ale faktycznie każdy obcokrajowiec uczący się innego języka zauważa takie rzeczy których my nie widzimy typu to ojojanie z Anią. Ja się uczę angielskiego od zera i też zauważam różne dziwne łączenia w angielskim których nie widzi moja lektorka i też się potem z nich śmiejemy. Głównie z wymowy 🙂
kashienka
2 czerwca 2017 at 16:14Ja też czasami powiem coś takiego, jakieś nowe słowo, zwrot po angielsku, że Brian kwiczy ze śmiechu 😀 Ale faktycznie zawsze na początku widzi się najwięcej takich rzeczy!
Pantofelwpodrozy
1 maja 2017 at 20:32OMG niezłe kwiatki hehehe
kashienka
2 czerwca 2017 at 16:15Co zaczyna mówić w naszym języku to nowy kwiatek – muszę wszystko zapisywać 😀
LIFESTYLERKA - Żyj zdrowo & Aktywnie
3 maja 2017 at 11:09Kasiu, uwielbiam tę serię wpisów. Zawsze uśmieję się do łez. Ale oczywiście wielki szacun dla Briana za bardzo analityczne i logiczne podejście do zagadnień językowych. Oczywiście, że ojojojBrian w jego przypadku jest o wiele bardziej logiczną wesją niż ojojojAnia :))))))) A chrząszcz, to po prostu wygrywa!!!! :)))) Pozdrowienia dla Pana Męża ;).
kashienka
2 czerwca 2017 at 16:16Dzięki Aniu <3 Tak, Brian zdecydowanie stara się wziąć polski na logikę - więc wychodzą z tego prześmieszne sytuacje :)))
Zuza
3 maja 2017 at 12:49Uwielbiam twojego bloga!! Szkoda,ze tak późno się na niego natknęłam 🙁
kashienka
2 czerwca 2017 at 16:17Zawsze można nadrobić zaległości 🙂 Dziękuję <3
Ola
9 maja 2017 at 22:45Hihi, uśmiałam się jak nie wiem! Mój chłopak wychowywał się w Norwegii i też nieźle po ‘polskiemu’ mówi 😉
W ogóle to bardzo dobrze czyta mi się Twój blog – pisany lekkim językiem i z jajem! 🙂
kashienka
2 czerwca 2017 at 16:17Dziękuję za miłe słowa na temat bloga, nawet nie wiesz jak mnie cieszy każdy taki komentarz! <3
Asia | MyNaSwoim.pl
14 listopada 2017 at 06:34A ja rozumiem Twojego męża z tym ojojojAnia. W reklamach też ciągle ANIA, wszędzie ANIA. A czemu w reklamach nie ma Mart, Paulin, Agnieszek? Jestem za ojojBrajanem i ojojojkażdeinneimie! 😀
kashienka
15 listopada 2017 at 05:09Hahahahahahah 🙂 Rozbawił mnie Twój komentarz – no i powiedziałam Brianowi, że rozumiesz jego ból 😀