Dzisiaj kolejna porcja posta z cyklu Inności na temat domu i mieszkania, który postanowiłam rozbić na dwie części. Część pierwsza (którą możecie przeczytać tutaj) bardzo przypadła Wam do gustu. Wtedy opisałam ten temat bardziej ogólnie, dzisiaj skupię się natomiast na wyposażeniu wnętrza amerykańskiego domu i mieszkania. Niektóre rzeczy pewnie wydadzą Wam się fajnie a inne całkiem bezsensowne – i powiem Wam, że ja mam również identyczne odczucia na temat wnętrz w Stanach.
*
Kochani, drobna uwaga przed czytaniem. Zanim zarzucicie mi generalizację i powiecie “a ciocia Władzia mieszka w Chicago i wcale tak nie ma” proszę o odrobinę zrozumienia. Stany Zjednoczone są krajem zbyt rozległym terytorialnie i kulturowo, by wszystko wszędzie wyglądało tak samo. Inaczej będzie na Północy i na Południu, inaczej w dużym mieście a inaczej na wsi, inaczej u zamożnych, a inaczej u niezamożnych ludzi. Ja swoje obserwacje bazuję wyłącznie na Atlancie oraz jej okolicach i domach/mieszkaniach ludzi z klasy średniej i wyższej – bo w takich miejscach miałam okazję bywać ? Jak najbardziej podzielcie się swoimi spostrzeżeniami z domów w innych częściach Stanów! Tylko proszę bez ataków na moją subiektywną ocenę tego z czym ja się spotkałam mieszkając w tym kraju.
“CZY JA MAM DEJA VU, CZY JA FAKTYCZNIE COŚ TAKIEGO JUŻ WIDZIAŁAM”
Myślę, że zacznę od takiej mojej obserwacji, że wszystkie wnętrza amerykańskich domów wydają się do siebie podobne. Mówię tu oczywiście o domach/mieszkaniach klasy średniej, bo w luksusowych willach milionerów ani w domach najbiedniejszych nie miałam okazji być. Każde mieszkanie czy dom w Polsce ma swój własny niepowtarzalny charakter, czasem zgodny z moim gustem, czasem nie – ale zwykle jest coś charakterystycznego. Czy jest to minimalizm formy, czy modny obecnie skandynawski styl, czy raczej styl tradycyjny – każdy wnętrze wydaje się inne.
Tutaj wchodząc do domów czy nawet przeglądając ogłoszenia w internecie mam zwykle deja vu. Bo wiem, że wcześniej już to widziałam! Większość domów /mieszkań jest urządzona dość podobnie. Myślę, że największym powodem tego zjawiska jest kupowanie gotowych domów i częste przeprowadzki. Firmy, które budują dom i urządzają go “pod klucz” zwykle nie stosują innowacyjnych rozwiązań, tylko bezpieczny standard, który zadowoli większość potencjalnych nabywców. A potencjalni nabywcy zwykle nie widzą potrzeby by zaraz po wprowadzce robić rewolucję i remont generalny. Akceptują to “typowe” wnętrze jakim jest i nie myślą o dużych zmianach, zwłaszcza, że dla większości z nich jest to dom na kilka lat, do następnej przeprowadzki.
I oczywiście to nie jest tak, że w sklepach nie ma wyboru. Wybór jest, tylko mam wrażenie, że mało osób z niego korzysta 😉 Kupują to, co jest pod ręką, nie wczuwają się w design, nie przeszkadza im, gdy każdy mebel ma inny kolor i styl. Po prostu nie przywiązują do tego tak dużej wagi jak Europejczycy.
KLIMA TO PODSTAWA!
Generalnie nie ma amerykańskiego domu/mieszkania bez klimatyzacji. Mam wrażenie, że Amerykanie zapis o dostępie do klimatyzacji mają zaznaczony gdzieś w konstytucji, ponieważ zepsucie się klimatyzacji jest wpisane chyba na listę największych nieszczęść dnia codziennego 😀 Nie raz w wiadomościach po jakichś katastrofach naturalnych można usłyszeć jaka liczba osób została ranna, a jaka odcięta od elektryczności a tym samym – POZBAWIONA KLIMATYZACJI 😉
Gdy komuś zepsuje się klima w ciągu lata, jest w stanie zapłacić naprawdę bajońską sumę by została naprawiona jeszcze tego samego dnia. Owszem, tutejszy klimat (mówię o Południu USA) jest zdecydowanie cieplejszy od polskiego, więc rozumiem, że klimatyzacja jest dobrą i wygodną opcją i sama jej używam codziennie od kwietnia do października. Jednak nadal nie przepadam za ustawianiem jej nad zbyt niską temperaturę – co dla Amerykanów jest normą. Na dworze jest ponad 30 stopni a oni potrafią ustawić klimę na ledwo 18 – i jak tu nie dostać szoku termicznego po wyjściu na zewnątrz? 😀
Pomimo tego, że praktycznie każde mieszkanie jest wyposażone w klimatyzację, to dodatkowo musi być wiatrak. Pamiętacie lampy z wiatrakami popularne w latach 90tych? 🙂 W Stanach one nadal święcą triumfy! Ciężko znaleźć dom bez takiego wiatraka przy suficie, czasem są i w każdej sypialni. U nas na szczęście mamy tylko jeden w salonie, ale i tak mój maż marzy by zainstalować dodatkowo jeden w naszej sypialni – na co ja, największy zmarzluch na świecie, stanowczo się nie zgadzam 😉
OGRZEWANIE DOMU
Klimatyzacja i wiatraki, gdy na dworze ciepło, ale co gdy przyjdzie zima? Wtedy amerykański dom/mieszkanie potrzebują ogrzewania. Muszę Wam powiedzieć, że w tym podpunkcie będę nieco improwizować, bo niewiele wiem na temat ogrzewania domów w Stanach. W naszym mieszkaniu w bloku klimatyzację i ogrzewanie ustawiamy tym samym “panelem” w ścianie, wybierając w zależności od potrzeb opcję chłodzenia lub grzania i dostosowujemy temperaturę do naszych potrzeb. Wiem tyle, że ogrzewanie jest centrale i nawiewowe. Od kiedy mieszkam w USA nie widziałam w żadnym domu czy mieszkaniu grzejnika. Ciepłe/zimne powietrze dostaję się do wnętrza mieszkania przez kratki umieszczone na podłodze bądź w suficie. Jeśli w domu jest kominek to pełni on rolę dekoracyjną, prawie nigdy grzewczą. Często spotyka się zresztą kominki elektryczne.
ZABEZPIECZENIE W RAZIE POŻARU
Wiecie, co jeszcze można spotkać w KAŻDYM domu czy mieszkaniu? Czujnik przeciwpożarowy! Tak jak wspominałam ostatnio domy budowane są z drewna, a więc i groźba rozprzestrzenienia pożaru jest większa, stąd też czujnik taki jest niezbędny, zazwyczaj w każdym pomieszczeniu jest jeden. W momencie pojawienia się ognia/dymu włącza się wyjący alarm i automatycznie wysyłane jest zgłoszenie do straży pożarnej.
Sama zresztą miałam okazję doświadczyć takiej akcji, gdy po raz pierwszy obchodziliśmy z moim mężem Andrzejki. Zapomniałam, mu wspomnieć o najważniejszej zasadzie wieczoru wróżb: nigdy nie zostawiaj roztapiającego się wosku na kuchence 😉 Kuchenka buchnęła ogniem, alarm zaczął wyć jak oszalały, a do nas już dzwonili ze straży co się dzieje i czy mają wsiadać w wóz strażacki i nas ratować. Na szczęście tamtym razem byliśmy w stanie opanować sytuację sami, a przyszłość okazała się jak we wróżbie – płomienna ;).
Jeśli chodzi o takie akcje, to oczywiście uważam że czujnik jest przydatny, problem w tym, że czasem jest… zbyt czuły. Podczas ostatnich urodzin Briana przygotowałam dla niego tort z magiczną liczbą z zimnych ogni (chciałam efektu wow zamiast świeczek). Niestety 15 sekund po odpaleniu zimnego ognia na torcie, czujnik wyczuł zagrożenie i zaczął wyć. Oczywiście nie tylko u nas w mieszkaniu tylko w całym budynku mieszkalnym! Także zamiast robić zdjęcia i cieszyć się blaskiem zimnego ognia, w popłochu zaczęliśmy otwierać wszystkie drzwi i dzwonić do straży żeby jednak nie przyjeżdżali 😉 Teraz ilekroć alarm w budynku zaczyna wyć, zawsze zastanawiam się czy to faktycznie pożar, czy ktoś ma urodziny…
OKNA ORAZ PODŁOGI
Okna w amerykańskim domu nie przypominają zupełnie tych polskich. Nie otwierają się na oścież, tylko rozsuwają w górę, gdy chcemy okno otworzyć i w dół – żeby okno zamknąć. Ponoć na zachodnim wybrzeżu okna otwiera się przesuwając w bok. Spotkałam się też z oknami, które otworzyć (rozsunąć) trzeba za pomocą specjalnego kluczyka, oraz oknami które.. nie otwierają się wcale. W naszym mieszkaniu na przykład otwierane są tylko dwie pary szklanych drzwi, okna natomiast są nie do otwarcia. Wiąże się to zapewne z tym, że Amerykanie pomieszczeń po prostu nie wietrzą (pisałam o tym tutaj). Na początku pobytu mnie to odrobinę irytowało, ale muszę przyznać, że dzięki klimatyzacji i odpowiedniemu systemowi wentylacji praktycznie nie zdarza się, żeby w domu postał taki charakterystyczny zaduch. Na oknach praktycznie nigdy nie widziałam firanek, za to popularne są żaluzje lub wertikale.
Jeszcze słówko na temat podłóg. Choć w coraz większej ilości domów są już panele/drewniane podłogi to wciąż można spotkać się z tzw. wykładzinami dywanowymi. O ile w Polsce widywałam ją głównie w sypialniach i czy pokoju dziecka (oczywiście w różnych kolorach), to tutaj w starszych domach pokrywa czasem całą powierzchnię domu (oprócz kuchni i łazienki) i jest koloru szaro-beżowego.
KUCHNIA, JADALNIA I SALON
Dobra – znów wyjdzie mi esej zamiast krótkiej notki, ale ten temat naprawdę ciężko jest wyczerpać 😉 Omówię teraz pokrótce kilka pomieszczeń w domu. Zacznijmy od serca – kuchni. Myślę, czymś co wyróżnia najbardziej kuchnię amerykańską od polskiej, oprócz rozmiaru samego pomieszczenia jest rozmiar wszystkich urządzeń. Lodówka wielka, dwuskrzydłowa, najczęściej z dyspozytorem wody i kostek lodu na wierzchni. Kuchenka także duża większa od polskiej standardowej, która ma około 60 cm. Piekarnik także duży, by indyk-mutant mógł swobodnie się zmieścić przed Świętem Dziękczynienia 😉 Zmywarka i mikrofala także spora (mikrofala w naszym obecnym mieszkaniu ma rozmiar telewizora w mojej polskiej kawalerce :P)
Ciekawostką jest, że nie spotkałam się jeszcze ze sprzętami do zabudowy, które ostatnio są w Polsce bardzo popularne (nie twierdzę, że nie można ich kupić w sklepach – po prostu nie widziałam u nikogo w domu). Każdy zlewozmywak wyposażony jest w koniecznie w elektryczny młynek mielący resztki jedzenia, co chyba jest moim ulubionych gadżetem kuchennym. Kosz na śmieci natomiast nie zawsze znajduje się, jak w porządnym polskim domu pod zlewem 😉 Szafki kuchenne najczęściej są brązowe lub białe, a blaty grube granitowe.
Kuchnia najczęściej otwarta i połączona z jadalnią lub salonem. Rzadko kiedy jest zamkniętym pomieszczeniem. Typowa jadalnia nie wyróżnia się niczym szczególnym, podobnie jak amerykański salon. Jadalnia to duży stół z krzesłami – miejsce, w którym je się jak przychodzą goście 😉 W salonie w domu można często spotkać kominek, pełniący wyłącznie funkcje dekoracyjne, a nie grzewcze, wygodną kanapę (która się nigdy rozkłada!), stolik kawowy no i obowiązkowo duży telewizor.
ŁAZIENKA
Jeśli mieszkasz w Polsce idź teraz do łazienki i powiedz sobie wprost, że Twoja łazienka jest szczytem designu w porównaniu z łazienką amerykańską ;))))) Na przykład takie płytki. W Polsce zazwyczaj cała łazienka jest w płytkach, są mozaiki z maleńkich płytek, płytki udające drewno, różne wzory i kolory.. W Ameryce najczęściej obłożona płytkami jest tylko przestrzeń nad wanną, reszta to normalnie malowane ściany. Nasze obecne łazienki (obydwie są identyczne), są pomalowane na biało, mają zwykłe białe płytki nad wanną i jeden rząd płytek szarych. Ten wyjątkowy design to skrzyżowane łazienki na hali sportowej ze sklepem masarskim 😉
Częściej niż prysznic z brodzikiem spotyka się wannę. A ponieważ większość jednak woli wziąć prysznic niż kąpać się w wannie – wanna ma “firankę”, czyli zasłonkę osłaniająca zawieszoną na metalowej rurce. Tak, coś co w Polsce wydawało mi się domeną wyłącznie poPRL-wskich mieszkań, tutaj jest niemalże na porządku dziennym. Najczęściej też prysznic jest przymocowany do ściany i nie można zdjąć słuchawki prysznicowej jak to się robi w Polsce. Jeśli uważacie, że nie jest to problem, to spróbujcie wziąć prysznic nie mocząc przy tym długich włosów. Ja już się przyzwyczaiłam i umiem tak się pokręcić pod tym strumieniem wody, żeby włosy zostały suche, ale zdecydowanie wolałabym słuchawkę, którą mogę wziąć w rękę.
Mówiąc łazience, nie sposób nie wspomnieć o toalecie. W Europie brudna woda jest zazwyczaj “wypychana” przez czystą wodę, która znajduję w górnej części toalety. A kibelki amerykańskie zamiast tego jakby “zasysają” tą brudną wodę, po czym toaleta zapełnia się wodą czystą. Ciekawostka jest taka, że nie wszędzie są szczotki do toalet, ponieważ.. nie są one zwyczajnie potrzebne ;). Do tego meble – szafka zabudowująca umywalkę i jakieś szuflady, często z granitowym blatem w który wbudowana jest umywalka.
Mam wrażenie, że 90% łazienek jest tutaj identycznych – tzn wszystko jest robione na jedno kopyto. Oczywiście, podobnie jak całą resztą domu, jeśli ktoś ma ochotę to może sobie zrobić designerską łazienkę w domu, bo produkty są dostępne w sklepach. Sęk w tym, że Amerykanie zupełnie się tym nie przejmują i nie czują potrzeby by ich łazienki różniły się czymkolwiek od łazienek na całym osiedlu. 😉
PRALNIA
Co istotne, nie spotkałam się jeszcze z łazienką, w której jest pralka. Pralce i jej nieodłącznej towarzyszce – suszarce dedykowane jest zwykle osobne pomieszczenie zwane pralnią. To dla mnie jeden z największych plusów amerykańskiego mieszkania 😉 W pralni oprócz obu sprzętów, mam mnóstwo miejsca na wszystkie specyfiki do sprzątania, ścierki i przeróżne które w polskim mieszkaniu musiałam upychać po szafkach, deskę do prasowania i żelazko a także zapas wody czy papieru toaletowego. To genialna sprawa, że mam taki swój składzik i np. nie muszę chować miotły za lodówkę czy w spiżarni jak to bywało w Polsce 😉
Jeśli mam kosz nieposegregowanego prania, mogę go zostawić tam, gdy potrzebuję jakąś bluzkę wysuszyć w sposób tradycyjny, nie w suszarce to nie muszę robić tego w łazience czy sypialni. Mogę też zamknąć drzwi pralni i nie słyszę wirujących urządzeń w pozostałej części mieszkania. Gdyby jeszcze mąż nie załadował mi połowy pralni swoją amunicją i prowiantem na wypadek apokalipsy zombie, to było by już zupełnie idealnie – ale nie można mieć wszystkiego 😛
Oczywiście nie wszystkie domu wyposażone są w pralnie w mieszkaniu. Tutaj w życiu się z czymś takim nie spotkałam ale np. na północy kraju popularną opcją jest pralnia ogólna w bloku z kilkudziesięcioma pralkami i brak tego sprzętu w mieszaniu. Czasem zamiast pralni jako pomieszczenia jest też wnęka pralniowa w jakiejś części domu i urządzenia postawione są jedno na drugim.
SYPIALNIA
Dobra, wszyscy już zasypiają nad tym postem więc na ostatni rzut idzie sypialnia 🙂 Standardowa sypialnia składa się z łóżka, nocnych stolików, komody i toaletki. W sypialni nie ma zazwyczaj dużej szafy. Miejsce na ubrania jest w garderobie. Wygląda to jak mały pokoik przyłączony do sypialni (a nazywany walk-in closet). Taka opcja jest standardzie i posiadanie sporej garderoby przy sypialni nie jest tutaj żadnym wow.
Przejdźmy do łóżka (i nie jest to żadna propozycja!). Standardowe łóżko amerykańskie jest duuuże i wysokie. Najczęściej spotykane rozmiary łóżek to typowa jednoosobówka czyli TWIN (ok. 99cm na ok. 191cm), coś pośredniego czyli QUEEN (ok 152cm na ok.203cm) i największe czyli KING (około 193cm na 203cm). W sypialniach małżeńskich najczęściej oczywiście spotyka się King Size i takie też łóżko posiadamy. I znów – dowód, że człowiek szybko się przyzwyczaja do dobrego. Gdy zobaczyłam to łóżko po raz pierwszy to wydawało mi się tak olbrzymie, że można się po nim kulać! 😉 W tej chwili tak się przyzwyczaiłam się do niego, że jak jesteśmy w hotelu i zdarzy się łóżko w rozmiarze Queen to nieraz biedny Brian dostanie ode mnie przypadkowego kuksańca bo brakuje mi miejsca 😀
Materace są bardzo grube i są umieszczone często na takim jakby pudle z drutami, na materacach często jest dodatkowa pianka, także łóżko wydaje się bardzo wysokie. Co to wystroju to oczywiście mnóstwo poduszek (ułożonych warstwowo) i wiele elementów pościeli, którym w zasadzie należy się osobna notka! Większość sypialni ma swoją osobną łazienkę, do której wchodzi się bezpośrednio z sypialni. Pokoje gościnne wyglądają bardzo podobnie do sypialni, najczęściej można w nich spotkać łóżko typu Queen. Co do sypialni dzieci to albo łóżko Twin, albo Queen a wystrój zależy od wieku/zainteresowań dziecka.
*
Ufffff… Dobrnęliście do końca? Mam nadzieję, że tak i mimo gigantycznej długości ta notka przypadła Wam do gustu! Dajcie znać co sądzicie w komentarzach 🙂 Oczywiście czekam również na Wasze pytania dotyczące tego tematu!
38 komentarzy
Magda
9 listopada 2016 at 22:52Nie wiem jak to u Ciebie wygląda w łazience ale u nas słuchawkę prysznicową dało się zdjąć i wymienić na kupiony w Walmarcie (koszt to bodajże $30) zestaw dwóch słuchawek – jedna jest “ruchoma” czyli jak w Polsce, da się ją zdjąć, a druga zostaje na ścianie. Z boku jest jakie przekrętło i opcje są trzy: woda leci tylko przez “ruchomą” słuchawkę, woda leci przez słuchawkę w ścianie lub przez obie na raz. Polecam 🙂
Mieszkałam wcześniej na północy, a teraz przenieśliśmy się na południe i powiem Ci, że dalej nie mamy pralki w mieszkaniu (ale jest pralnia w budynku). Myślę, że to głównie zależy od standardu (oba nasze mieszkania były w starszym budownictwie) oraz wielkości mieszkania (wciąż 1b1b…).
kashienka
16 listopada 2016 at 03:56No proszę, nie widziałam, że takie cuda są w Walmarcie! (w sumie czego w Walmarcie się nie znajdzie?:P). Co do pralni w budynku, to tutaj się z tym nie spotkałam, ale możliwe, że w starym budownictwie się zdarza.
Paulina
10 listopada 2016 at 01:32Notka naprawdę interesująca!
Z tą klimatyzacją świetnie Cię rozumiem, bo Azjaci również są miłośnikami klimatyzacji. Na zewnątrz ponad 30 stopni, a klimatyzacja w pomieszczeniu ustawiona na 18!! No i jak tu nie zachorować… ;D
W amerykańskich domach najbardziej podoba mi się przestrzeń, pomieszczenia zawsze sa ogromne, no i salon nigdy nie pełni funkcji sypialni co jest ogromnym plusem.
Jakkolwiek czasem te domy wydają się być tak jakby bez domowej atmosfery,,,
kashienka
16 listopada 2016 at 03:59No dokładnie – nie raz i nie dwa miałam bolące gardło czy przeziębienie od tej właśnie różnicy temperatur. Ja też uwielbiam tę amerykańską przestrzeń i ciężko by mi było teraz zamieszkać z powrotem w malutkim polskim mieszkanku. A co do domowej atmosfery to czasem faktycznie nie czuje się jej, ale myślę, że to w dużej mierze zależy od właścicieli mieszkania/domu 🙂
Ada
10 listopada 2016 at 09:28Świetna notka i wcale nie za długa 🙂 Właśnie zawsze mnie zastanawiało np. na filmach albo ze zdjęć znajomych, że te mieszkania/domy są… takie same. Już wiem dlaczego i że tak jest naprawdę. Podobnie miałam z łazienkami przy głównej sypialni oraz tym, że w sypialni co najwyżej jest komoda, a wszystkie ubrania w garderobach.
Fajny jest też motyw z pralnią, bo tak jak piszesz – jest to taki gospodarczy pokój, a nie że trzeba chować wszystkie środki i urządzenia po szafkach w reszcie mieszkania.
Co do wanny – my w Pl dalej posiadamy zasłonkę i sami ją sobie “zamontowaliśmy”. Łazienka dość nowa, ale na ogół biorę prysznic i po pierwsze nie chcę zachlapać łazienki, szczególnie, że mam dywanik przy wannie, a po drugie mamy dużą łazienkę z aktywną wentylacją (działającą stale!), więc jest w niej bardzo zimno. Dzięki zasłonce jestem w stanie chociaż na chwilę zrobić sobie komorę ciepła 🙂
kashienka
16 listopada 2016 at 04:05Cieszę, że notka się podoba i nie “zanudziłam” :)))) No i wyjaśniło Ci się trochę jak to jest z tymi domami amerykańskimi.
Co do zasłonki, to ja najbardziej nie lubię tego jak przypadkiem jej dotknę i mi się przykleja do ciała 😛 Zdecydowanie w celu takim o którym mówisz to wolę wanną z taką szybą przesuwaną. Gdyby nie to, że mieszkanie jest wynajmowane, to zaraz bym tutaj ją sobie zamontowała 😉
cytrus
10 listopada 2016 at 10:34Mieszkałam kiedyś w Australii i był ten sam problem z czujnikami. Czasami czujnik załączał się podczas gotowania (wystarczyło wstawić więcej niż jeden palnik). Straż pożarna przyjeżdżała kilka razy w tygodniu.
kashienka
16 listopada 2016 at 04:08Mnie na szczęście podczas gotowania się jeszcze to nie zdarzyło! Aczkolwiek kiedyś coś lekko przypaliłam w piekarniku, pojawiło się trochę dymu w środku i nie mogłam go wypuścić na zewnątrz bo bankowo czujnik by zawył. Musiałam czekać aż zamknięty piekarnik wystygnie 😉
Justyna
10 listopada 2016 at 18:01Haha. W Kanadzie praktycznie wyglada tak samo. Mnie najbardziej rozwalaja te nasze zaslonki i prysznic w wannie, podczas gdy lazienki moich znajomych w Polsce wygladaja jak z innego- luksusowego- swiata. Na poczatku nawet chcialam kupic te przedluzana sluchawke, o ktorej wspomina Magda powyzej.. ale w koncu przyzwyczailam sie do takiego wygiecia pod prysznicem, zeby nie zmoczyc glowy 🙂
U nas tez jest mega duzo czujnikow dymu, w nowym mieszkaniu jeszcze nie udalo mi sie nic przypalic 🙂 ale w starym wystarczylo tylko troszeczke dymu i alarm wyl na pol dzielnicy.
Najbardziej chyba lubie kanadyjskie mieszkania za walk-in closet, spizarke i za osobne pomieszczenie na pralke i suszarke 🙂
kashienka
16 listopada 2016 at 04:11Dokładnie tak, polska blokowa łazienka to luksus przy amerykańskich i jak widzę również kanadyjskich 😉 Ja też się przyzwyczaiłam już do tego, aczkolwiek jak będziemy kiedyś kupować coś swojego to na pewno zadbam o to, by słuchawka była ruchoma 🙂 Widzę, że mamy podobnych ulubieńców! Aczkolwiek co do spiżarni to tutaj w mieszkaniu ponad 100m2 mamy taką miniaturową spiżarkę, że ciężko cokolwiek zmieścić!
Asia
10 listopada 2016 at 21:01Jeżeli kogoś interesuje temat to naprawdę taki wpis nie jest długi, czyta się go z przyjemnością 🙂 Oglądając amerykańskie programy, typu Dom nie do poznania czy inne o dekorowaniu/przemeblowaniu/remontowaniu amerykańskich domów nie ma tyle szczegółów, które ujęłaś. Tak z innej beczki, co do wpisów o zakupach w Stanach, macie tam centra handlowe gdzie są europejskie sklepy typu Zara, H&M czy w większości to inne marki, u nas mniej znane? + pytanie trochę błahe, pewnie gdzieś się przewinęło, w przyszłym roku myślę o wyjechaniu do stanów na program dla studentów work&travel, chciałąm zapytać czy u was jedzenie jest serio takie ‘ciężkie’ jak sie wszędzie wydaje, czy da radę zjeść coś normalnego bez wydania fortuny ? 😀 POZDRAWIAM 🙂
kashienka
16 listopada 2016 at 04:17Cieszę się, że spis przypadł do gustu 🙂 Tak, mamy europejskie marki typu Zara, H&M, TopShop czy Aldo – nie spotkałam się tylko jeszcze z tymi trochę mniejszymi typu Stradivarius czy Bershka. Aczkolwiek osobiście mniej kupuję w tych europejskich sklepach w tej chwili – ceny są równe, a często droższe od ubrań lepszych gatunkowo marek amerykańskich. Wolę kupić koszulkę Ralph Lauren za cenę czegoś z Zary np. Co do jedzenia, to najtańsze jest faktycznie śmieciowe jedzenie (za grosze naprawdę), ale można spokojnie znaleźć coś zdrowszego w cenie, która nie przyprawia o zawrót głowy 😉
kama
10 listopada 2016 at 21:20Najbardziej Ci zazdroszczę tej sypialni z duuużym łóżkiem bo my mamy sypialnie połączoną z salonem i spanie na rozkładanym tapczanie:/ mam nadzieję, że uda się nam kiedyś przenieść do większego lokum.
kashienka
16 listopada 2016 at 04:19Faktycznie duże łóżko jest super :)))) Aczkolwiek zajmuje nam tyle miejsca w sypialni, że nie mam kąta na swoją toaletkę 😛 Życzę Ci tej wymarzonej osobnej sypialni w takim razie :*
AgaInAmerica
10 listopada 2016 at 22:26Co do dywanów to pojawiają się one nie tylko w starszych domach, ale też w tych dopiero wybudowanych! I też przyzwyczaiłam się do duuuużego łóżka :D. Bardzo ciekawa notka i pokryje się nieco tematem z moim postem jak w końcu napiszę o szukaniu domu!
kashienka
16 listopada 2016 at 04:20Z miłą chęcią poczytam o szukaniu domu, bo nas to czeka za jakiś czas i już mam stres jak sobie o tym pomyślę! A duuuuże łóżka są super, można się kulać 🙂
Kasia w Kalifornii
10 listopada 2016 at 22:41Ale sie z Toba zgadzam! Wyposazenie i wyglad mieszkan w USA byl dla mnie wielkim szokiem po przeprowadzce z zawsze stylowej Szwecji:) My mieszkamy w kondominium i tak mnie denerwuje brak ruchomej glowki od prysznica, czy wanna zamias prysznica. Sciany wydaja sie z kartonu i w ogole wszystko jakies takie platikowe, a placimy $3300 za miesiac.Koszmr
kashienka
16 listopada 2016 at 04:22Uwielbiam skandynawski styl, dlatego chyba bym się załamała przeprowadzając tutaj ze Szwecji 😀 Koszt wynajmu “two bedrooms, two bathrooms” u nas też spory, aczkolwiek w porównaniu do tutejszych zarobków i tak wychodzi dużo taniej niż w PL. Ale w Polsce chociaż ściany są murowane ;))))))
mika
10 listopada 2016 at 23:42Ciekawy post! Fajnie by się u Ciebie poczytało takie wpisy typowo wnętrzarskie o urządzaniu własnego mieszkania 🙂
kashienka
16 listopada 2016 at 04:23Jak dorobimy się własnego lokum to na pewno będę je urządzać sama i pokazywać efekty na blogu 🙂
Ola Dob.
11 listopada 2016 at 22:21Obserwuję Cię od dawna na Instagramie, ale nie mam zielonego pojęcia dlaczego dopiero dziś weszłam na Twojego bloga! :O 😀 Nadrabiam i bardzo się z tego cieszę. A ten długaśny tekst przeczytałam z ogromną przyjemnością. 🙂
Ściskam!
kashienka
16 listopada 2016 at 04:24To cieszę się, że w końcu trafiłaś na bloga i że teksty Ci się podobają 🙂 Miło mi powitać nową czytelniczkę! <3
Wera
13 listopada 2016 at 11:42Fajny wpis 🙂 Bardzo mi się podobają Twoje nowe cykle. Pozdrawiam!
kashienka
16 listopada 2016 at 04:25Cieszę, że się podoba i że czytelników przybywa <3
Wefka
14 listopada 2016 at 00:09Czy zdjęcia są Twoja własnością? Są przepiękne
kashienka
16 listopada 2016 at 04:25Niestety nie, nie są robione przeze mnie 🙁
kama
15 listopada 2016 at 00:16Czytam, czytam i chyba trochę Ci zazdroszczę tych przestrzeni 😀
kashienka
16 listopada 2016 at 04:26To akurat nie są nasze wnętrza, ale faktycznie przestrzenie mieszkalne w USA są dużo większe niż u nas w kraju 🙂
Aneta-portrety
21 grudnia 2016 at 22:25Kasiu, moglaby przeczytac cała ksiazke o innosciach w Ameryce ktore nam opisujesz 🙂 to naprawde bardzo ciekawe 🙂 Nie przypuszczłąm, ze Amerykania sa taki ignorantami w kwestii designu 🙂 ogladam czasami programy o urzadzaniu wnętrz i wydawało mi sie, że ceni sobie ładnie wnetrza fajnie urządzone, ale to może dlatgeo że jak ktos, czytaj dekorator za nich pomysli, to się chetie zaakcpetuje nowy gustowny stan rzeczy 🙂 Chetnie poczytam tez o tych elementach pościeli:)
kashienka
23 grudnia 2016 at 23:52Hihi, jeszcze trochę tych notatek napiszę i będzie materiał na książkę 😀
Powiem szczerze, że nie słyszałam o zatrudnianiu dekoratora, to chyba raczej u ludzi bardzo zamożnych wchodzi w grę. Oni po prostu wprowadzają się “na gotowe” i nic już nie zmieniają “od siebie” 🙂 Kiedyś będzie notka o samym łóżku bo pamiętam, że mnie to samą zaskoczyło 🙂
Basia
1 września 2017 at 22:20Miałam okazję być w domach w Chicago i faktycznie – 90% z tego co piszesz się zgadza 🙂 Polskich domów/mieszkań nikt tak by nie opisał ze względu na to, że każde jest na prawdę inne 🙂 świetny wpis 🙂
kashienka
14 września 2017 at 01:00Cieszę się, że zgadzasz się z tym, co napisałam 🙂 A polskie domy i mieszkania duuużo łatwiej było opisać w czasach PRL-u, wtedy wszystkie wyglądały podobnie 😀
Gosia
4 września 2017 at 08:36Fajnie poczytac I przypomniec sobie tzw. American living standards ? Mieszkajac na Florydzie, kiedy przechodzily huragany, kilka razy bylismy odcieci od pradu, wiec 2 dni bez klimy to niezly survival ? A Co najbardziej brakuje mi w Polsce to wlasnie wmontowanej klimy, nad czym myslimy, bo poki co mamy przenosna ? king size bed to u nas bez problemu mozna w Pl kupic,ale uwielbialam ta wysokosc, chyba, ze bedziemy spac na kilku materacach ?? no i oczywiscie uwielbialam pralnie… Pamietam jak z kumpela pierwszy raz zrobilysmy pranie, dziwilysmy sie, ze sa 2 pralki I chcialysmy na tzw. Porch rozwiesic sznurki w celu powieszenia prania ?? na szczescie wspollokatorki nas oswiecily ? Oczywiscie teraz gdy mieszkam obecnie w Pl nie wyobrazam sobie pralki ani w lazience, czy tez kuchni. Maz zrobil pralnie w basemencie z czego jestem bardzo zadowolona ? czekam Kasiu na kolejne posty, czytam z wielka przyjemnoscia ☺❤
kashienka
14 września 2017 at 01:15Na Florydzie nawet dwa dni bez klimy to niezła szkoła przetrwania 😀 Rozbawiłaś mnie historią z “dwoma pralkami” :))))) ja też nie wyobrażam sobie już pralki w łazience, człowiek jednak szybko przyzwyczaja się do dobrego! Dziękuję za miłe słowa odnośnie postów <3
Sonia
7 września 2017 at 09:12Ja w trakcie pierwszego pobytu w Stanac, w domu moich przyjaciół zachodzilam w głowie gdzie oni susza pranie, pójdzie zadnych sznurkow , rozstawionych na tarasie suszarek 😀 później zobaczyłam że suszarka automatyczna obok pralki stoi prawie w każdym domu. Nie mogę zrozumieć dlaczego w Polsce nikt nie praktykuje suszarek automatycznych. #firstworldproblem pt. Bluzka nie wyschnie na wieczor mie istnieje! Genialne! Pozdrawiam 🙂
kashienka
14 września 2017 at 01:10Powiem szczerze, że ja też nie rozumiem dlaczego idea suszarek się w Polsce nie przyjęła. Jeśli chodzi o inne sprzęty, to wcale nie odstajemy od Stanów, ale te suszarki nadal rzadkość. Słyszałam, że obecnie całkiem popularne są za to pralko-suszarki, czyli 2 w 1, ale więcej na nie narzekań, niż pochwał. Ponoć przy suszeniu strasznie mocno gniotą ubrania. W przypadku automatycznej suszarki nic takiego nie ma miejsca, pranie po suszeniu wygląda super i jest gotowe do powieszenia na wieszaku 🙂
B
9 marca 2018 at 08:08Masz fajny styl pisania, na luzie. Dużo ciekawych informacji. Pisz dla nas dalej 🙂
kashienka
16 marca 2018 at 00:03Dziękuję <3 Bardzo miło mi to czytać!