Jak zwykle, pisze mój mąż a ja (nieudolnie) tłumaczę, ewentualnie wtrącam co nieco w nawiasach 😉
*
Witajcie! Mam nadzieję, że cieszycie się jesienią w Polsce. W Atlancie wprawdzie temperatura spadła do dwudziestu kilku stopni Celsjusza, ale nadal noszę szorty i japonki (Wasze ulubione, z lotniska!). Dzisiaj jadąc do pracy utknąłem w małym korku za głupim autobusem i przypomniało mi to kolejną rzecz, w której Polska jest zdecydowanie lepsza od Stanów, a przynajmniej od Atlanty – transport publiczny.
“JA TO PROSZĘ PANA, MAM BARDZO DOBRE POŁĄCZENIE..”
Zanim zaczniecie czytać co napisałem, obejrzyjcie proszę tę scenę z polskiego filmu z lat osiemdziesiątych – TUTAJ. Pamiętam, że jak Kasia pokazała mi ten filmik po raz pierwszy, przed moją pierwszą wycieczką do Polski, to nie miałem pojęcia, że to komedia i myślałem, że to dokument! (haha, moja ulubiona scena z Misia w barze mlecznym też wydawała mu się wielce prawdopodobna! A potem w Polsce był zdziwiony, że nie mamy talerzy przykręconych do stołów i sztućcy na łańcuchach :D). Kasia leżała ze śmiechu, gdy oglądaliśmy filmik, a ja siedziałem z otwartymi ustami myśląc sobie, jakie okropne musi być życie w Polsce 😉
KOMUNIKACJA MIEJSKA W WARSZAWIE
Kiedy przyszło mi chwilę pomieszkać w Warszawie zdałem sobie sprawę jak bardzo się myliłem 😉 Stolica okazała się mieć świetny system metra, pociągów, tramwajów i autobusów. Niektórzy ludzie, których poznaliśmy podczas mieszkania w Warszawie nie mieli wcale aut, co na początku wydawało mi się mega dziwne. Dopiero później zrozumiałem, że komunikacją publiczną można tam dojechać praktycznie wszędzie. W dodatku oszczędzając sobie przy tym nerwów przy szukaniu miejsc parkingowych, co, jak już kiedyś pewnie wspomniałem, nie jest zabawne 😉
Przystanków jest mnóstwo (koło naszego warszawskiego mieszkania mieliśmy przystanek metra, pociągu i kilku tramwajów w odległości 5 min drogi). Co ciekawe, wszystkie mają rozkłady jazdy (w Stanach to nie takie oczywiste!). Zaskoczyły mnie też autobusy kursujące w środku nocy! Komunikacją miejską można bez problemu dojechać z przedmieść do centrum miasta do pracy i sporo ludzi tak robi, oszczędzając czas na stanie w korkach. Zresztą co tu mówić o Warszawie, jak nawet małe miasteczka mają swoje autobusy i ludzie, szczególnie starsi, z nich korzystają.
A JAK TO WYGLĄDA W ATLANCIE?
W Atlancie nie da się funkcjonować bez samochodu. Mamy wprawdzie MARTĘ (system komunikacji publicznej), ale ona nie jeździ praktycznie nigdzie poza lotniskiem. Tory są zaprojektowane w kształcie odwróconego T i jeśli nie mieszkasz zaraz przy stacji, to używanie pociągów MARTY jest całkowicie bezsensowne. Dla większości ludzi dojazd do najbliższej stacji i zaparkowanie, przejazd pociągiem i później dojście do pracy (o ile praca jest w pobliżu stacji) zajął by zdecydowanie więcej czasu niż dojazd do pracy samochodem. No i nie można zapomnieć, że zostawiając samochód na parkingu MARTY masz jakieś 10% szansy, że ktoś Ci się włamie do samochodu. (niestety, to racja.. zostawianie samochodu na parkingu koło stacji jest zazwyczaj bardzo ryzykowne.)
Są jeszcze autobusy ale ja raczej wolałby iść 10 mil pieszo niż skorzystać z przejazdu autobusem w Atlancie. Autobusy są tutaj używane głównie przez bezdomnych, którzy potrzebują miejsca do spania i… możliwości skorzystania z toalety (nie, autobusy nie są wyposażone w toalety). Przystanki autobusowe też najczęściej są okupowane przez bezdomnych (poważnie, nie raz widziałam rozłożonych na materacach ludzi, którzy spali na przystanku) i najczęściej nie ma podanego rozkładu jazdy.
Tak, Polska zdecydowanie wygrywa w temacie transportu publicznego!
*
(Niestety muszę się zgodzić z moim mężem – komunikacja miejsca w Stanach leży i kwiczy. Nie licząc miast takich jak Nowy Jork czy Chicago, gdzie jest wręcz wygodniej przemieszczać się metrem niż samochodem, w większości miejsc nie ma mowy o życiu bez samochodu. MARTĄ jechałam trzy razy w życiu, właśnie na lotnisko mieszkając jeszcze w innym miejscu. Natomiast w tej chwili nie mam nawet pojęcia, gdzie położona jest najbliższa stacja pociągu. Ponieważ mieszkamy w centrum, widuję jakieś autobusy. Jednak oceniając po stanie ludzi wsiadających czy raczej wtaczających się do ich wnętrz – raczej nie pokusiłabym się o przejażdżkę, chociażby ze względów bezpieczeństwa. Jeśli mieszka się na obrzeżach miast to komunikacja po prostu nie istnieje i na ulicy można szybciej zobaczyć ducha niż przejeżdżający autobus.
Przez sześć lat mieszkania w Poznaniu jeździłam wyłącznie komunikacją miejską, ponieważ nie miałam samochodu i jeśli ktoś w tej chwili powiedziałby złe słowo na transport publiczny w Polsce to wyśmiałabym. Niezależnie gdzie funkcjonuje to z pewnością sto razy lepiej niż w przeciętnym amerykańskim mieście. I anegdotka na koniec – dwa lata temu, gdy miałam po raz pierwszy pojechać na lotnisko MARTĄ stresowałam się okrutnie, bo obawiałam się, że coś pomylę, pojadę nie w tę stronę co trzeba lub wywinę jakiś inny numer. Brian bardzo chciał mi pomóc jednak nie mógł mnie tego dnia zawieźć na lotnisko. Posprawdzał więc w Internecie rozkład jazdy pociągu, ale gdy zadałam kilka pytań, coś zaczął kręcić przy odpowiedziach. W końcu z niedowierzaniem zapytałam “Czy Ty jechałeś kiedykolwiek tą MARTĄ?“. Na co on, dorosły facet przed czterdziestką – “Tak, tata mnie kiedyś zabrał na wycieczkę…” 😀)
16 komentarzy
Paulina
13 października 2016 at 20:24Uwielbiam wpisy Briana 🙂 i zgadzam się całkowicie! Wprawdzie, z tego co czytam, Chicago ma nieporównywalnie lepiej rozwinięta komunikację miejska niż Atlanta i ogólnie jakoś bardzo nie mogę narzekac, ale i tak za Polska pozostaje daleko w tyle! Szczególnie brakuje mi sprawnej komunikacji nocnej. Do braku rozkładu już się przyzwyczailam, szczególnie że jest kilka bardzo fajnych aplikacji do śledzenia autobusow.
kashienka
18 października 2016 at 03:33W Chicago to sama miałam okazję przejechać się metrem i powiem Ci, że wrażenie całkiem pozytywne! (szczególnie język polski do wyboru przy kupnie biletów:D).
Pantofelwpodrozy
14 października 2016 at 08:27Kiedy przyjechałam do USA na troszkę dłuższe wakacje, moja przyszywana ciocia od razu spytała, którym samochodem wolę się poruszać? Szybko mogłam się przekonać, że życie w USA bez samochodu jest skomplikowane!
kashienka
18 października 2016 at 03:34No dokładnie – w niektórych miejscach bez samochodu to jak bez ręki 😉
Jula
15 października 2016 at 17:42Ja mieszkam w NY i komunikacka miejska tutaj jest super. Owszem, co raz wiecej bezdomnych i to jest zdecydowanie problem. Nie mamy samochodu bo nam jest niepotrzebny a wszedzie mozemy dojechac metrem czy autobusem. Ewentualnie mozna wypozyczyc samochod na weekend.
kashienka
18 października 2016 at 03:36O NYC słyszałam dokładnie to samo – że samochód wcale niepotrzebny. Zresztą ja i tak nie odważyłabym się przejechać autem po Manhattanie 😉 Niestety komunikacja w Atlancie i wieeeelu innych miastach w USA ma bardzo mało wspólnego z NYC..
LIFESTYLERKA - blog o dietetyce i zdrowym stylu życia
16 października 2016 at 14:35To prawda, w Stanach bez auta w zasadzie nie istniejesz:). Mi byłoby bardzo ciężko ponieważ nie posiadam nawet prawa jazdy, jednak w moim mieście nigdy nie odczułam tego braku więc śmigam autobusem lub na piechotę. A jak sie bardzo, bardzo spieszę, to raz na ruski rok biorę taksówkę:).
kashienka
18 października 2016 at 03:37W Polsce spokojnie można funkcjonować bez auta, ale tutaj jest to bardzo ciężkie. Dlatego prawo jazdy mają prawie wszyscy 😉
Kasia w Kalifornii
16 października 2016 at 20:59U mnie w Dolinie Krzemowej tez publicznego transportu brak i byla to pierwsza rzecz, ktora tak mnie uderzyla w USA.
kashienka
18 października 2016 at 03:38Mnie pierwsze uderzyło serwowanie wody z kranu w restauracjach 😀 Ale brak opcji transportu publicznego również.
Julia
27 stycznia 2017 at 06:26Ja podczas mojej wizyty u rodziny w Stanach, raz musiałam sama z mamą dostać się z przedmieść Philadelphi do centrum. Padło na autobus i ogólnie na jego stan nie mogę narzekać, to jednak brak rozkładów to spory minus. Wynagrodziła nam jednak ten minus uprzejmość jakiejś Pani, która również stała na przystanku. Zapytałyśmy jej jak dojechać na nasz przystanek, a ona wytłumaczyła i przy okazji wysiadła z nami i wytłumaczyła jak z niego dojść do celu, także nie było aż tak źle ?
kashienka
30 stycznia 2017 at 18:28Dobrze, że masz pozytywne doświadczenie w tej kwestii 🙂 Niestety nie we wszystkich miejscach jest tak dobrze 😛
Patrycja
20 lutego 2018 at 22:25Uwielbiam twój blog…nie dość,że zaraziłaś mnie miłością do USA to w dodatku stałam się jeszcze większa patriotką i jeszcze bardziej kocham naszą Polskę! Ale jest jeden minus…jakbym miała wyjechać do USA to chyba bym spakowała połowę Polski bo z tęsknoty bym chyba uschła ??
kashienka
21 lutego 2018 at 03:41Awww, cieszę się że mój blog tak na Ciebie zadziałał 🙂 A co do tęsknoty to też chętnie spakowałabym trochę więcej Polski i przywiozła tutaj 😛
Martyna
31 sierpnia 2018 at 10:47KASIA mam sugestię. Co byś powiedziała żeby następnym razem oprócz Twojego tłumaczenia wrzucić w poście też oryginalny tekst męża po angielsku??
kashienka
31 sierpnia 2018 at 15:49To całkiem niezły pomysł, pomyślę o tym 🙂