ŚLUB I WESELE W 90 DNI - Odkrywając Amerykę
ŚLUB I WESELE

ŚLUB I WESELE W 90 DNI

W przeciwieństwie do większości panien młodych, nie chwaliłam się zbytnio przygotowaniami do ślubu 😉 Nie było tickerka odmierzającego czas, nie było zdjęć przygotowań do Wielkiego Dnia, a na żadnych mediach społecznościowych nie zająknęłam się ani słowem na temat zbliżającego się ślubu. Dlatego gdy wrzuciłam na Instagrama zdjęcie ślubne z podpisem “Najszczęśliwszy dzień naszym życiu <3” wywołał on nie tylko lawinę komentarzy z gratulacjami (ponad 600 komentarzy pod jednym zdjęciem!), ale i niemałe poruszenie, sporo zaskoczenia i zdziwienia, że… tak szybko 😉

 image5

ILE CZASU TRWAŁO NASZE NARZECZEŃSTWO?

Przede wszystkim to nie wydaje mi się, że było to aż tak bardzo szybko, ponieważ od momentu zaręczyn minęło pół roku – jak pewnie pamiętacie, Brian oświadczył mi się w Wigilię. Kiedyś był to całkowicie normalny czas pomiędzy wręczeniem pierścionka a ślubem (moi rodzice np. zaręczyli się w maju, a ślub wzięli w sierpniu). Dopiero w dzisiejszych czasach długie narzeczeństwo stało się popularne – pary od momentu zaręczyn czekają ze ślubem półtora roku czy dwa lata albo i nawet dłużej. Nie neguję tego, bo każdy ma przecież prawo do zaplanowania tego dnia po swojemu – ale osobiście nie wyobrażam sobie planować mojej własnej ceremonii przed dwa lata – prędzej osiwiałabym ze stresu 😉

SZYBKI ZWROT AKCJI

Los sprawił jednak, że na zaplanowanie własnego ślubu nie miałam nawet pół roku. W właśnie sześć miesięcy wydaje mi się idealnym czasem na dopięcie wszystkich szczegółów Wielkiego Dnia na ostatni guzik. Jak zapewne pamiętacie w momencie oświadczyn byliśmy w Polsce. Ja cały czas (po odmowie wizy), a Brian pół na pół (cały czas pracował dla swojej amerykańskiej firmy). Nie mieliśmy wtedy bladego pojęcia, gdzie będziemy rezydować za kilka miesięcy. Wszystkie koncepcje ślubne które rodziły się w naszych głowach – były więc czysto hipotetyczne.Nie mogliśmy przedsięwziąć bowiem praktycznie żadnych kroków w kierunku organizacji dnia ślubu. Choć miejsce i czas naszej ceremonii były wtedy jeszcze tajemnicą nawet dla nas samych – postanowiłam (z dużym wsparciem mojej mamy) zaopatrzyć się wtedy w sukienkę ślubną. Wobec tak niepewnych ślubnych wizji, chciałam by chociaż jedno było pewnikiem – w co się ubiorę gdy nadejdzie TEN DZIEŃ 😉

image8

Wszystko zmieniło, a wydarzenia nabrały szybszego tempa, gdy na początku marca otrzymałam wizę. Nieco zdziwieni  jak szybko udało mi się dostać na rozmowę do ambasady, oboje mocno zestresowani, ale też odpowiednio przygotowani (o teczce papierów, który wzięliśmy ze sobą do ambasady opowiem Wam innym razem) stawiliśmy się karnie 2 marca o 8 rano w ambasadzie amerykańskiej w Warszawie. Po trzech godzinach maksymalnego stresu pani konsul.. pogratulowała nam zaręczyn i życzyła pięknego ślubu.

Szok, euforia, niedowierzanie i łzy szczęścia – to towarzyszyło nam przez kilka godzin po otrzymaniu wizy. Rozentuzjazmowani dzwoniliśmy do rodziny i przyjaciół, piliśmy szampana i cieszyliśmy się jak dzieci, że już koniec z tęsknotą, z życiem na dwa mieszkania i pożegnaniami na lotnisku. Na myślenie o ślubie nie było zbyt wiele czasu. Szybko zabukowaliśmy też mój bilet do USA na 22 marca – tak bym miała te dwa tygodnie na ogarnięcie polskich spraw i jak najszybciej poleciała za ocean.

ZOSTAŁO CI… 90 DNI!

Dopiero po dwóch czy trzech dniach dotarła do mnie powaga sytuacji – że skoro wyjeżdżam do Stanów na wizie narzeczeńskiej to zawarcie związku małżeńskiego mam dokładnie 90 dni od daty przekroczenia granicy USA. Skoro bilet był już kupiony na 22 marca, to stało się jasne, że magiczne TAK musimy powiedzieć sobie przed 19 czerwca – inaczej stanę się nielegalną imigrantką, a tego od początku nie brałam pod uwagę 😉 Wiadomo, że troszeczkę mnie stresował ten sztywny limit czasowy – ale doszłam do wniosku, że skoro Fogg z opowieści Verne’a w osiemdziesiąt dni odbył podróż dookoła świata, to mnie 90 dni nie starczy na zaplanowanie jednej imprezy? 😉 Nasze plany zresztą już nie raz wzięły w łeb, więc i dzień ślubu musiał odbyć się z odrobiną spontaniczności!

image6

JAK UDAŁO NAM SIĘ OGARNĄĆ ORGANIZACJĘ ŚLUBU?

Od początku mieliśmy świadomość, że musimy skorzystać z pomocy innych przy planowaniu tego przedsięwzięcia. Fizycznie nie bylibyśmy w stanie ogarnąć tego wszystkiego sami. Zwłaszcza z uwagi na fakt, że ślub i wesele miały odbyć się nie na miejscu, w Atlancie – a w dużo piękniejszej scenerii 🙂 Wiedzieliśmy, że musimy zaufać opinii innych i szybko podejmować decyzje. I tak miejsce naszego ślubu i wesela zostało zaklepane, gdy oboje byliśmy jeszcze w Polsce. Miejsce i hotel polecone zostały nam polecone przez niezastąpioną macochę Briana (ja w Destin nie byłam nigdy wcześniej, Brian ostatni raz w czasach studenckich) i błyskawicznie zaakceptowane przez nas na podstawie zdjęć w internecie 😉

Mieliśmy wielkie szczęście, bo udało nam się zaklepać ostatnią wolną sobotę w czerwcu! A hotel i jego malownicze położenie okazały się dla nas najpiękniejszym miejscem na świecie, by powiedzieć sobie magiczne TAK. Zdecydowaliśmy się także na pomoc menedżerki ślubnej, dzięki której sam proces przygotowań okazał się bezproblemowy i naprawdę przyjemny. Menedżerka służyła radą i była dostępna dla nas praktycznie cały czas, jednak wszystkie ważne decyzje dotyczące dekoracji, przebiegu ceremonii, menu i muzyki podjęliśmy sami. Ponieważ mieszkamy około 5h drogi od miejsca naszej imprezy większość rzeczy załatwialiśmy telefonicznie i mailowo. Najważniejsze zaś elementy omówiliśmy podczas JEDNEGO pobytu w Destin półtora miesiąca przed ślubem.

image4

ODROBINA STRESU CZY ZE WSZYSTKIM ZDĄŻYMY…

Oczywiście, mimo wielkiej pomocy ze strony wszystkich, gdzieś tam po drodze pojawiły się wątpliwości czy ze wszystkim zdążymy. Czy wesele, poprzez brak dogrania szczegółów nie okaże się wielką klapą? Było trochę stresu chociażby przy zamawianiu personalizowanych drobiazgów, niepewność czy wszystko dotrze na czas. Były też moje genialne pomysły całkowicie na ostatnią chwilę czyli tydzień przed ślubem 😉

Jednak pomimo krótkiego czasu poświęconego na przygotowania mieliśmy najpiękniejszy ślub na świecie (przynajmniej w naszym skromnym mniemaniu:D)! Było nawet lepiej niż moglibyśmy sobie wymarzyć i zarówno my jak i nasi goście bawiliśmy się świetnie. Nie zmieniłabym ani jednego szczegółu z naszego ślubu i wesela (mogło by być więcej kochanych gości z Polski<3 ale to nadrobimy za rok!). Absolutnie nie żałuję, że nie mieliśmy nieograniczonego czasu na przygotowania. Udało nam się dograć wszystko w dość krótkim czasie i przeżyć najlepszy dzień w życiu w gronie najbliższych. Czego chcieć więcej? 🙂

image7

A co “dopięcia spraw na ostatni guzik” najlepszym komentarzem będzie chyba tekst narzeczonej jednego z przyjaciół: “Wiesz co, wszystko jest tak dograne w najmniejszych detalach, że gdybym nie wiedziała o Waszym limicie czasowym, to pomyślałabym, że planowaliście to wszystko co najmniej rok!” :))))))))))))))))

*

A Wam ile zajęło zaplanowane i zorganizowanie ślubu i wesela? Było perfekcyjne w każdym calu czy troszkę spontaniczne jak nasze? 🙂 Gdybyście mieli możliwość ponownego zaplanowania tego dnia, to zmienilibyście dużo czy raczej przeżylibyście ten dzień dokładnie tak samo? Czekam na Wasze komentarze 🙂

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

You Might Also Like

36 komentarzy

  • Reply
    Dorota
    13 sierpnia 2016 at 20:33

    My na zaplanowanie swojego ślubu mieliśmy miesiąc 🙂 ale cała uroczystość była skromna dlatego dalismy sobie rade ale osobiście wydaje mi się ze czas planowania tego ważnego dnia w dużym stopniu uzależniony jest poprostu od wolnych terminów czy to w kościele czy jakiejś fajnej restauracji. Ale jak dla mnie takie ‘spontaniczne’ śluby mają więcej magii w sobie 🙂 a Wasz ślub wygląda jak z bajki ?

    • Reply
      kashienka
      18 sierpnia 2016 at 00:10

      Dziękuję za miłe słowa! <3 Ja też wolę skromne i kameralne śluby niż wyprawianie ogromnych imprez na 150 osób 🙂

  • Reply
    Marta
    13 sierpnia 2016 at 21:13

    slub byl piekny i widac, ze jak sie chce to mozna a u nas w Belgii pokazywali program 90 days to wed – wlasnie o emigrantach takich jak Ty wyjezdzajacych do Stanow wlasnie na takiej wizie. Moze nie byli dokladnie tacy jak Ty bo oni czy one najczesciej stawialy po raz pierwszy noge na amerykanskiej ziemi i w te 90 dni musieli podjec decyzje albo slub albo powrot.

    • Reply
      kashienka
      18 sierpnia 2016 at 00:12

      Ha! Tego sobie nie wyobrażam zupełnie – żeby w 90 dni od przylotu podjąć taką decyzję 😀 Ale pewnie u nich ślub to często tylko podpisanie papierów w urzędzie, a nie organizowanie przyjęcia.. 🙂

  • Reply
    Elżbieta
    13 sierpnia 2016 at 22:01

    Spędziliśmy w tym roku urlop po sąsiedzku w Panama City Beach był to jeden z przyjemniejszych urlopów, Cudna pogoda, mieszkanie nad zatoką, błogie lenistwo, A i z Norcross w 5 godzin dotarliśmy 🙂

    • Reply
      kashienka
      18 sierpnia 2016 at 00:13

      W Panama City Beach nie byłam, ale chyba cała Zatoka Meksykańska ma w sobie wiele uroku <3

  • Reply
    Paulina
    14 sierpnia 2016 at 01:07

    Te 90 dni na zaplanowanie wesele to pewnie bylo “blessing in disguise”. Taka jak sama powiedzialas, po co Wam wiecej czasu na stres. Po tych kilku zdjeciach widze, ze bylo przepieknie! Z niecierpliwoscia czekam na wiecej!

    Pozdrawiam kochana!

    Paulina
    http://www.shenska.com

    • Reply
      kashienka
      18 sierpnia 2016 at 00:16

      Dokładnie tak! W tej chwili mega cieszę się, że tak właśnie musieliśmy się streścić z przygotowaniami 🙂 Było super w naszym odczuciu i z perspektywy czasu nic byśmy nie zmienili 🙂 Dziękuję za miłe słowa – na pewno pojawi się jeszcze duuużo więcej fotek :*

  • Reply
    Ada
    14 sierpnia 2016 at 11:47

    Jak się chce to wszystko można 😉 Chociaż pewnie Wy byliście w nieco innej sytuacji finansowej niż wiele osób czekających te 2 lata – wśród moich znajomych (roczniki 90-92) to głównie kwestia, żeby nazbierać. Większość studenckich prac wystarcza na bieżące utrzymanie i ewentualnie wakacje, więc kiedy ktoś planuje wydać 20-30 tys. zł (albo i więcej) to potrzebuje czasu na organizację takich kwot.

    • Reply
      Ada
      14 sierpnia 2016 at 11:51

      My akurat zorganizowaliśmy się w 7 miesięcy – zaczęliśmy w marcu, a że nie chcieliśmy ślubu czerwiec-sierpień to musiała być jesień. Moglibyśmy spokojnie wszystko zrobić w 2-3 miesiące, bo wesele było w formie obiadu z kolacją + impreza w klubie, ale tak przynajmniej zupełnie na luzie wszystko dopięliśmy. Też bym nie wytrzymała długiego czekania 😀

    • Reply
      kashienka
      18 sierpnia 2016 at 00:19

      Tak, to prawda mieliśmy większe możliwości w tej kwestii, nie musieliśmy mocno ciąć kosztów. Aczkolwiek sądzę, że gdybyśmy mieli zbierać pieniądze na ten cel przez dwa lata to raczej byśmy zdecydowali się na bardzo skromny ślub np. z obiadem dla najbliższej rodziny i wcale nie organizowalibyśmy przyjęcia.

    • Reply
      kashienka
      18 sierpnia 2016 at 00:21

      Dokładnie tak jak piszesz o swoim dniu – skromne przyjęcie dla najbliższych plus jakaś impreza w klubie. Zdecydowanie wolę takie uroczystości niż wielkie wesela 🙂 Nasze przyjęcie też było bardzo kameralne i krótkie, ale o tym opowiem już niebawem 🙂

  • Reply
    Joanna
    14 sierpnia 2016 at 17:47

    Podziwiam….. wszystko bylo w takim tempie. Piekne zdjecia i uroczystosc. Zazdroszcze Ci bo na Twoim weselu byli rodzice. U mnie nie mogli przyleciec. Ja mialam slub bardzo kameralny na plazy ze znajomymi ….byl tylko szampan i tort. Wiekszosc rzeczy przygotowywlismy sami. Nie chcielismy robiz zadnego przyjecia dla gosci. Wolelilismy zabrac sie na rejs statkiem w nasz tydzien miodowy….<3<3<3.

    • Reply
      kashienka
      18 sierpnia 2016 at 00:23

      Tak, to było dla bardzo mega ważne, żeby i moi i męża rodzice mogli uczestniczyć w uroczystości 🙂 Przyjęcie mieliśmy, ale też dla kameralnego grona. A rejs statkiem to mega pomysł na podróż poślubną! <3

  • Reply
    mika
    14 sierpnia 2016 at 18:18

    Kasiu, pokażesz całą sukienkę i zdradzisz skąd jest? 🙂 Jest piękna!

    • Reply
      kashienka
      18 sierpnia 2016 at 00:24

      Jasne, że pokażę więcej zdjęć 🙂 A sukienka jest z salonu Gracja w Poznaniu 🙂

  • Reply
    Kasia w Kalifornii
    15 sierpnia 2016 at 07:14

    Mieliscie piekny slub, a ty wygladalas jak gwiazda. Ja swoj caly zaplanowalam przez telefon i e-mail z USA w Nowej Zelandii:)

    • Reply
      kashienka
      18 sierpnia 2016 at 00:25

      Dziękuję ślicznie za miłe słowa <3
      I co, da się? Pewnie, że się da 🙂 Nowa Zelandia, super!

  • Reply
    kama
    17 sierpnia 2016 at 23:12

    Kasiu a napiszesz coś o dekoracjach? W sensie skąd pomysł na te a nie inne kolory, bukiet itp.

    • Reply
      kashienka
      18 sierpnia 2016 at 00:25

      Jasne, że napiszę, może nawet pojawi się osobny post na temat dekoracji 🙂

  • Reply
    Monika
    18 sierpnia 2016 at 17:12

    Piekny slub, uwielbiam amerykanskie sluby w plazowej scenerii:) My juz 8 lat jestesmy narzeczenstwem i jak na razie slubu nie planujemy. Niespotykana opcja, prawda? Tak nam dobrze w tym stanie i w takim jestesmy juz wieku (no troche starsi od Was), ze w sumie papierek nie za wiele dla nas znaczy, a ze zyjemy w Kanadzie wiec mamy wszystkie takie same przywileje, ktorej maja legalne malzenstwa.

    • Reply
      kashienka
      19 sierpnia 2016 at 02:58

      Dlaczego niespotykana? 🙂 Ja jeszcze do niedawna zupełnie nie myślałam o ślubie, nawet w przyszłości! Zmieniłam zdanie dopiero gdy poznałam Briana, no i miałam świadomość, że tutaj bez “papierka” nie będę mogła być zbyt długo… 😉

  • Reply
    Monika
    18 sierpnia 2016 at 17:14

    Nie zarzekamy sie jednak, ze nigdy sie nie pobierzemy. Zapewne bedzie to bardzo spontaniczna decyzja;) I byc moze bedziemy mieli duzo mniej czasu niz 90 dni, kto to wie? PS Czy piszac komentarz u Ciebe jest jakis limit znakow? Nie moglam dokonczyc mojego poprzedniego komentarza;(

    • Reply
      kashienka
      19 sierpnia 2016 at 03:00

      Nigdy nie mów nigdy, to moje motto – kto wie czym życie nas zaskoczy? 🙂
      Nie wiem właśnie o co chodzi z tym limitem i jak to zmienić 🙁 Ale ewidentnie jest jakieś ograniczenie liczby znaków w komentarzach!

  • Reply
    http://fashionable.com.pl/
    18 sierpnia 2016 at 18:47

    Nam nieco ponad miesiąc i też nie żałuję:) to był dzięki temu bardzo romantyczny ślub, a my skupiliśmy się na tym co njaważniejsze, czyli na nas:)

    jeszcze raz gratulacje!

    • Reply
      kashienka
      19 sierpnia 2016 at 03:01

      Miesiąc? 😀 Nawet nie wiedziałam, że Wasze przygotowania były takie szybkie! Ale dokładnie jest tak jak mówisz, gdy masz mało czasu na przygotowania to skupiasz się tylko na tym co najważniejsze i właśnie to jest super!
      Dziękujemy kochana <3

  • Reply
    Monika
    19 sierpnia 2016 at 14:27

    No niespotykana, bo jakby nie bylo jestesmy zareczeni. Dostalam pierscionek, powiedzialam ‘tak’ a slubu ani widu ani slychu:)) Mojego narzeczonego nazywam jednak zawsze mezem a on mnie zona;) A nazwisko moge zmienic i bez slubu ale po co?

    • Reply
      kashienka
      21 sierpnia 2016 at 18:03

      Najważniejsze, że Wam obojgu taka sytuacja odpowiada i jesteście razem szczęśliwi 🙂

  • Reply
    LIFESTYLERKA - blog o dietetyce i zdrowym stylu życia
    19 sierpnia 2016 at 17:08

    Kasiu, to ja byłam lepsza, bo na ślub się zdecydowałam na początku listopada, a termin wybrałam sobie 25.12. To były na prawdę ekspresowe przygotowania, ale wszystko się udało:)

    • Reply
      kashienka
      21 sierpnia 2016 at 18:05

      Takie śluby z ekspresowymi przygotowaniami są super! Nie ma takiej spiny o niepotrzebne detale i niepotrzebnego wielomiesięcznego stresu 🙂 A na końcu wszystko udaje się perfekcyjnie <3

  • Reply
    AgaInAmerica.com
    19 sierpnia 2016 at 23:46

    Haha aż mi się przypomniało moje planowanie ślubu w tydzień 😀

    • Reply
      kashienka
      21 sierpnia 2016 at 18:07

      W TYDZIEŃ?! No to dziewczyno pobiłaś wszystkich! :))))))) Moje 90 dni wydaje się przy tym ogromem czasu 🙂 Swoją drogą muszę o tym przeczytać u Ciebie na blogu, bo brzmi ciekawie 🙂

  • Reply
    Marta
    30 maja 2018 at 11:02

    U nas – zaręczyny 11 marca, ślub 1 września tego samego roku. 5,5 miesiąca. W zupełności wystarczyło czasu na wszystko. I jedyna rzecz, która nie została zaklepana za pierwszym razem, to był makijaż, bo dopiero trzecia makijażystka miała termin wolny. Poza tym wszystko za pierwszym razem – sala, ksiądz, dj-ka, fryzjer. Ale 90 dni to jednak już dla mnie wyczyn 😀
    Ja za to jestem z tych, którzy kompletnie nie rozumieją tak modnego ostatnio czekania ze ślubem po zaręczynach przez lata. To tak jakby ktoś sobie “zaklepywał”. Oczywiście nie chodzi mi o pary, które koniecznie chcą wziąć ślub w konkretnym miejscu, w związku z czym muszą czekać na termin wolny w wymarzonej sali – to jeszcze rozumiem. Ale takie “no zaręczyliśmy się”, “aha, to szukacie już miejsca, szykujecie się jakoś” “nieee”. Nie rozumiem. Mnie “włożono” w głowę i na szczęście mojemu już-małżonkowi też, że jak się zaręczasz, to jednak już “lecisz z koksem”, a nie “zaklepujesz” sobie drugą osobę na jakieś nieokreślone potem. Ale podkreślam, że to subiektywna opinia i nie ma co z dyskutować i przekonywać się nawzajem. Dobre dla nas jest to, co każdy z nas uważa za dobre dla nas 😀
    Ale mam taką historyjkę z suknią ślubną. W drodze z konkretnego ateliere, gdzie byłam pewna, że kupię suknię (czas realizacji wszystkiego – półtora miesiąca), Mama namówiła mnie na wejście do typowego, polskiego salonu sukien ślubnych. Pani nie dość, że absolutnie nie zainteresowała się oglądaniem mojej figury (otulona byłam w sweter i kurtkę, bo było bardzo zimno, a i tak miałam za lekki ubiór na tę pogodę), a wydaje mi się to rzeczą dość niezbędną w dobieraniu sukni, to usłyszawszy, że do ślubu 4,5 m-ca, że “PÓŁ ROKU PRZED TRZEBA PRZYJŚĆ”. Odpowiedziałam uprzejmie, że pół roku przed ślubem jeszcze nie byliśmy zaręczeni. Do tego suknie były dramatyczne, a i ceny z kosmosu. Moja piękna suknia, niedroga, pochodziła rzecz jasna z ww. ateliere 😀

    • Reply
      kashienka
      30 czerwca 2018 at 16:33

      Pół roku to moim zdaniem idealny czas na załatwienie wszystkiego 🙂 Widzę, że mamy podobne podejście w kwestii czekania ze ślubem latami po zaręczynach – ale oczywiście też akceptuję to, że inni mogą mieć na to zupełnie inny pogląd. Rozbawiłaś mnie historią z tą babą w salonie sukien ślubnych – że też jeszcze, przy dzisiejszej konkurencji i możliwościach, takie miejsca mają rację bytu i jakoś utrzymują się na rynku!

  • Reply
    Marta
    30 maja 2018 at 11:07

    Aaa, i jeszcze muszę nadmienić, że ślub był absolutnie niesamowity. Pewnie zorganizowalibyśmy go ciutkę inaczej, jakbyśmy mieli więcej środków finansowych, ale to byłyby inwestycje w jakieś dodatkowe szaleństwa. Nie zamieniłabym tego dnia i póki co, był to najszczęśliwszy dzień mojego życia, który lubię sobie przypominać, oglądając zdjęcia albo wspominając. Z przyjemnością bym to powtórzyła 😀

    • Reply
      kashienka
      30 czerwca 2018 at 16:35

      I to jest moim zdaniem najważniejsze! Gdy małżeństwo po latach od ślubu mówi, że nie zmieniło by nic w tamtym dniu <3

    Leave a Reply