Myślę, że każdy bloger ma w sobie coś z ekshibicjonisty, ponieważ pokazuje kawałek swojego życia ludziom praktycznie obcym. Subiektywne opinie na blogu, prywatne zdjęcia a ostatnio nawet filmiki. Oczywiście czasem potrzebujemy i staramy się zachować trochę prywatności. Dlatego też nie mówimy o wszystkim czy nie zdradzamy szczegółów. Jednak każdy blogger, nawet taki malutki jak ja, dostaje wiele pytań o różne aspekty swojego życia. Nieraz ciężko mu oddzielić swoje prywatne sprawy, od tych którymi można się podzielić na blogu.
Napisanie tej notki nie jest dla mnie proste, bo mam wrażenie, że wykraczam nieco poza to, co normalnie publikuję na blogu. Jednak wiem, że znakomita część z Was, moich kochanych czytelników i obserwatorów jest życzliwie nastawiona w stosunku do mojej osoby. Uznałam więc, że należy się na blogu szczere i otwarte wyjaśnienie mojej obecnej sytuacji.
*
Kilka osób powiedziało mi, że moja historia jest jak z bajki. Bo mało tego, że spełniłam wielkie marzenie, pojechałam za ocean, to jeszcze znalazłam tam miłość swojego życia. Jednak w każdej porządnej bajce, nim padnie magiczne “..i żyli długo i szczęśliwie” musi pojawić się również nieco perypetii. Nie inaczej było i w moim przypadku. W tej bajce rola złej wróżki przypadła w udziale pani konsul z ambasady, która zadecydowała, że kolejnej wizy do USA nie dostanę. W jednej chwili wszystkie marzenia i plany runęły w gruzach, a ja dostałam cenną lekcję od życia, jak dobrze wychodzi się na byciu uczciwym. Nie przyszło mi do głowy by w Stanach zostać nielegalnie, a amerykańska pani adwokat utwierdziła mnie w przekonaniu, że szansa bym otrzymała kolejną wizę jest niemal pewnikiem..
Były łzy i czarna rozpacz. Jednak życie jest pełne niespodzianek i potrafi zaskoczyć nas w momencie, gdy się tego najmniej spodziewamy, zwłaszcza gdy żyje się w bajce 😉 Wobec decyzji ambasady mój partner zdecydował się obrócić swoje uporządkowane życie o 180 stopni i .. przeprowadzić na trochę do Polski. Na szok i niedowierzanie z takiego obrotu sprawy nie było miejsca. Na szybko trzeba było organizować nam życie na miejscu, kupować samochód i wynajmować mieszkanie. Ostatnie tygodnie były naprawdę szalone i bardzo stresujące, ale udało mi się dopiąć wszystko na ostatni guzik. A dzisiaj, właśnie dzisiaj odebrałam Briana z lotniska. Czas na nowy, warszawski rozdział naszej bajki <3
*
Zapewne zapytacie, co będzie dalej? Czy to decyzja na stałe czy tymczasowa? Tutaj zdradzić zbyt wiele nie mogę, powiem tylko, że pomału pracujemy nad właściwym i długodystansowym rozwiązaniem. A co z blogiem? Blog nadal będzie istniał, nadal będę dzielić się z Wami swoimi spostrzeżeniami z życia w Stanach, nadal będę Wam pokazywać nasze podróże, nadal będę pokazywać kawałek naszego życia – tym razem po tej stronie oceanu. A Ameryce nie powiedziałam żegnaj, tylko do zobaczenia, więc dalsze jej odkrywanie nadal jest w planach :)))))
38 komentarzy
Agnieszka
22 listopada 2015 at 17:24Wow! Nawet trochę się cieszę, bo może będzie nam dane się poznać :). Ogólnie to wszystko pewnie jest po coś i nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło… 🙂
kashienka
28 listopada 2015 at 21:05Mam taką nadzieję 🙂
Aleksandra Węglarek
22 listopada 2015 at 18:50Brian jest mega odważnym facetem ? A czy odmowa przyznania wizy została przez konsulat w jakiś sposób uzasadniona? Pozdrowionka ?
kashienka
28 listopada 2015 at 21:05“Niewystarczające więzy z krajem” 🙁
Madzia Rębowiecka
22 listopada 2015 at 19:53Mam nadzieję, że wszystkie kolejne plany powiodą się zgodnie z planem! Wszystkiego dobrego 😉
kashienka
28 listopada 2015 at 21:06Też mamy taką nadzieję!
Anonimowy
22 listopada 2015 at 22:47Ja przed wielu laty także nie dostałam wizy do USA, gdzie czekał na mnie mój ukochany. Niestety wtedy nasze drogi się rozeszły,a życie napisało dla nas różne scenariusze. Ale po wielu latach spotkaliśmy się i okazało się. … To wspaniałe, że mężczyzna Twojego życia podjął taką decyzję. To jest właśnie prawdziwa miłość. Zycze spełnienia marzeń (moje się spełniły ).
kashienka
28 listopada 2015 at 21:07Życie pisze różne scenariusze to prawda. Nieraz potrafi zupełnie zaskoczyć!
niemilcząca
23 listopada 2015 at 08:56Kasiu, powiem tyle: no to nieźle! Smutna sprawa z tą wizą, ale przynajmniej okazało się, jak bardzo jesteś ważna dla swojego mężczyzny 🙂 Gratuluję i powodzenia Wam życzę!
kashienka
28 listopada 2015 at 21:08Dokładnie – tego sytuacje pomimo tego, że są bardzo trudne to jednak “cementują” relację między dwojgiem ludzi… 🙂
Anonimowy
23 listopada 2015 at 11:47Piekna i bardzo romantyczna historia! Po takim doswiadczeniu oboje juz wiecie, ze mozecie na siebie liczyc w kazdej sytuacji.
kashienka
28 listopada 2017 at 21:09Myślę, że tak <3
Monika
23 listopada 2015 at 13:00Wow, takiego obrotu sprawy, powiem szczerze, nie spodziewalam sie. Myslalam, ze konieczny bedzie szybki slub i wtedy bez problemu znajdziesz sie za oceanem. No ale zapewne tak sie stanie, predzej czy pozniej? Nie mysle, ze B dlugo wytrzyma w Polsce;))) Wprawdzie bedziecie razem i to sie liczy ale badzmy realistami, zycie w Polsce nie jest latwe, zlawszcza dla Amerykanina. Zycze aby stalo sie tak, jak sobie wymarzyliscie. Zadne przeszkody nie sa niemozliwe do przeskoczenia:))) Powodzenia.
Miszela Blog
23 listopada 2015 at 15:54Absolutnie się z Tobą nie zgodzę. Życie nie jest łatwe, czy mieszkasz w Polsce, czy innym kraju na świecie. Mój mąż, wtedy chłopak przeprowadził się ze Stanów Zjednoczonych do Polski. Decyzja na tamtą chwilę była taka, że przyjeżdża na stałe. Pokochał ten kraj. Pokochał ludzi, tradycje, jedzenie, otoczenie, architekturę. I wbrew pozorom bycie Amerykaninem w Polsce nie jest takie trudne, wręcz powiedziałabym, że łatwiejsze. Ludzie traktują obcokrajowców inaczej niż tubylców, są mili i im nadskakują. Okazują więcej zainteresowania i dobrej woli.
Ostatecznie zadecydowaliśmy o wyjeździe do USA, ale było to podyktowane tylko i wyłącznie kwestią bariery językowej i tym, że nie mógł realizować swoich planów zawodowych tak, jak to sobie zaplanował.
Monika
24 listopada 2015 at 17:26No wlasnie, nie mogl realizowac planow zawodowych. To malo? Przeciez to bardzo wazne. Raczej malo realne aby ktos mogl sie spelniac zawodowo w Polsce, bo nawet jesli praca fajna, to zarobki odbiegaja zwykle od tych amerykanskich. Tak sie sklada, ze tez mam meza obcokrajowca i w Polsce nie byloby dla nas zycia, wlasnie ze wzgledu na niego. Lubi nasz kraj ale tylko na urlopie:) Zycze K i B jak najlepiej aby przystanek – Polska okazal sie super doswiadczeniem:)
kashienka
28 listopada 2015 at 21:11Monika – na ten moment nie chcę zdradzać za wiele z naszych planów na przyszłość. Na razie cieszymy się sobą w Warszawie 🙂
Miszela Blog – z tym się zgodzę, Polacy są bardzo mili dla Amerykanów 🙂
Zielona Karuzela
23 listopada 2015 at 17:38Trzymam kciuki kochana by wszystko rozwiązało się po Waszej myśli!
kashienka
28 listopada 2015 at 21:11Dziękujemy <3
Kasia w San Francisco
23 listopada 2015 at 19:07Oj no to dobrze, ze tak to rozwiazaliscie. Mieszkanie w Polsce dla obcokrajowca jest o tyle trudne, ze istnieje bariera jezykowa w urzedach, u lekarzy, w supermarkecie…i trzeba taka osobe nienczyc i tlumaczyc, brak jest swobody. Moj maz jest z Nowej Zelandii i chyba poki co bym nie zaryzykowala z Polska.
kashienka
28 listopada 2015 at 21:12Będę musiała wziąć na siebie rolę tłumacza, to na pewno 🙂
justyn25
23 listopada 2015 at 21:11Kasiu gratuluje odwaznych decyzji! Zyzcze szczescia i szybkiego, stalego rozwiazania waszej sytuacji. Milosci wiecej nie trzeba Wam zyczyc, bo widze ze jest jej miedzy Wami ogrom 🙂
kashienka
28 listopada 2015 at 21:12Dziękujemy <3
Anonimowy
24 listopada 2015 at 09:31Hey, skoro dzielisz się z nami swoim życiem prywatnym, zaryzykuję i zapytam – skoro i tak chcecie być razem, nie łatwiej byłoby się zaręczyć (wizy narzeczeńskiej nikt by Ci nie odmówił) i wziąć ślub w USA? A na trzydziestkę sprezentować sobie obywatelstwo 🙂
kashienka
28 listopada 2015 at 21:13Rozważymy tę opcję 😉
aromadisiac
24 listopada 2015 at 10:50Ojej… tak się cieszę, że wszystko dobrze się skończyło. Trafiłaś na prawdziwy skarb, który potrafił nagle rzucić swoje życie, by być przy Tobie. Źyczę ogromnej dawki szczęścia i odnalezienia się w Warszawie!
kashienka
28 listopada 2015 at 21:14Dokładnie tak <3 Bardzo to doceniam!
Joanna Z.
24 listopada 2015 at 13:14Trudno się nie uśmiechnąć czytając o tym szczęściu w nieszczęściu 🙂 Powodzenia i pozdrawiam! 🙂
kashienka
28 listopada 2015 at 21:14W każdej sytuacji trzeba znaleźć pozytywy! Dziękuję :*
Mygorgeouslife _com
24 listopada 2015 at 13:59Historia mimo, że nie w pełni szczęśliwa, to jednak piękna! Cudownie, że masz tak wspaniałego i kochającego narzeczonego 🙂 I obyście żyli w tej bajce długo i szczęśliwie:)
kashienka
28 listopada 2015 at 21:15Dziękuję <3 Brian to na razie mój chłopak, narzeczony.. może kiedyś? 🙂
Marta Zmaczyńska
25 listopada 2015 at 11:32Masz świetnego faceta:) Trzymam kciuki abyście nie mieli więcej takich nieprzyjemnych niespodzianek i żeby wszystkie wasze obecne plany się spełniły 🙂 Powodzenia!
kashienka
28 listopada 2015 at 21:16Dziękujemy <3
Anonimowy
27 listopada 2015 at 14:21super, że B. się tutaj dla Ciebie przeprowadził! wszystkiego dobrego dla Was 🙂 i czekam na opowieści o Was z kraju 🙂
kashienka
28 listopada 2015 at 21:16Na pewno takie się pojawią :)))) Dziękujemy <3
Ela
27 listopada 2015 at 16:06Dzisiaj po raz pierwszy weszłam na Twojego bloga, przejrzałam go od pierwszego do ostatniego posta. Bardzo miło się Ciebie czyta, wydajesz się bardzo ciepłą i sympatyczną osobą 🙂 pozdrawiam Ela z Kraju Basków 🙂
kashienka
28 listopada 2015 at 21:17Dziękuję za tyle miłych słów Elu <3
Olomanolo blog
1 grudnia 2015 at 12:39Powodzenia, ja tez miałam kiedys taka sytuacje i tak w 2008 wrocilam do PL i nadal tu jestem. Ja jednak nie miałam tam faceta wiec było mi łatwiej. Masz fantastycznego partnera!!! Myślcie o ślubie, bo to chyba bedIe pewniak na powrót do USA. A kto wie moze tak fajnie bedZie sie wam mieszkało w Warszawie ze zostaniecie. Sciskam!
kashienka
10 grudnia 2015 at 21:18Rozważymy obie opcje 😉 Dziękuję :*