7 RZECZY AMERYKAŃSKICH, ZA KTÓRYMI TĘSKNIĘ W POLSCE - Odkrywając Amerykę
O WSZYSTKIM INNYM

7 RZECZY AMERYKAŃSKICH, ZA KTÓRYMI TĘSKNIĘ W POLSCE

Niepostrzeżenie minął miesiąc, odkąd jestem w Polsce. Nacieszyłam się polskimi rzeczami, za którymi tęskniłam będąc w Stanach (zapraszam na notkę tutaj), ale coraz częściej odczuwam nostalgię za pewnymi elementami życia w USA. Nie chciałabym byście odczytali ten post jako szybkie zachłyśnięcie się amerykańskim życiem i nieprzystosowanie do życia w ojczyźnie. Absolutnie nie taki jest zamysł tej notki! Nastawionych na krytykę poproszę o potraktowanie tej notki z przymrużeniem oka, albo naciśnięcie przycisku “x” w jednym z górnych rogów. Opowiem Wam o siedmiu rzeczach, do których przyzwyczaiłam się mieszkając w Stanach, a których trochę brakuje mi w kraju. Jeśli jesteście ciekawi co to takiego – zapraszam do czytania!

Instytucje typu banki, poczty i urzędy

Najbardziej za Ameryką tęsknię, gdy tylko przekraczam próg jakiekolwiek instytucji w Polsce. Jakże się one różnią od tych amerykańskich! Na poczcie zamiast automatu, w którym sama w dwie minuty opłacam należność i drukuję adres na paczkę (więcej o amerykańskiej poczcie tutaj), czeka mnie co najmniej kilkuosobowa kolejka do okienka (już dwa razy zdarzyło mi się, że kolejka zaczęła się wykłócać, kto idzie pierwszy:D). Do tego koniecznie z jakimś osobnikiem tuż za mną, który uznaje pewnie, że szybciej dostanie się do okienka jak mi będzie dyszał w kark stojąc jakieś 5 cm ode mnie (delikatne odsuwanie nie pomaga, osobnik twardo podąża krok w krok, bo przecież na pewno tak będzie szybciej). A po odstaniu w kolejce czeka mnie wyrzut pani Halinki, że koperta nie taka, że to się zaraz odklei i w ogóle to ja to powinnam paczką wysłać, a nie listem.

W banku, zamiast miłego pana, który po niecałej minucie oczekiwania, przeprasza mnie i proponuje wodę, mam znów kolejkę za PRL jak po papier toaletowy, bo otwarte są dwa okienka na sześć. Póżniej problem z wykonaniem jakiekolwiek operacji bardziej skomplikowanej niż wypłacenie pieniędzy z konta (Haliiiiiinko, no powiedz tu pani, że tak się nie da!) i zawieszone komputery. Nie chcę generalizować, bo wiadomo, że i w kraju można spotkać miłe i pomocne osoby w instytucjach, ale według moich spostrzeżeń są to większości ludzie młodzi, których w instytucjach jest niestety jak na lekarstwo.

Nastawienie ludzi

Brakuje mi amerykańskiego pozytywnego nastawienia. W Stanach generalnie ludzie dla siebie są dużo milsi, uśmiechają się do siebie, mówią sobie cześć i są optymistycznie nastawieni do świata. W Polsce miłym jest się tylko dla osób, które się zna. Wtedy można pogawędzić o tym i owym, zapytać o zdrowie czy pozdrowić rodzinę. Ale do obcego się uśmiechać? Pytać o samopoczucie? W życiu! W sklepie pani na moje “Miłego dnia życzę” patrzy nade mnie podejrzliwie a jak uśmiecham się do obcych na ulicy to patrzą jak wariatkę. Zastanawiam się, dlaczego tak mało jest w nas, Polakach, takich pozytywnych gestów, które przecież nic nie kosztują, a mogą umilić dzień.

Amerykanin często w krótkiej rozmowie powie o czymś pozytywnym, pochwali piękną pogodę, albo opowie zabawną historyjkę. Polak natomiast woli ponarzekać. Że tak gorąco / zimno / pada / susza, że rząd kiepski, że pieniędzy mało, że kolejka do lekarza długa. Czy naprawdę w życiu tylu osób nie wydarza się nic pozytywnego, o czym można wspomnieć, czy po prostu skupiają się na negatywnych aspektach życia? Jeden z wybitniejszych polskich psychologów, u którego miałam przyjemność bronić pracę mgr, prof. Bogdan Wojciszke, mówił o kulturze narzekania. Powiem szczerze, że wtedy myślałam sobie, że przecież nie jest z nami, Polakami, tak źle w tej kwestii. Po półtora roku w USA doświadczyłam, że życie może być dużo przyjemniejsze, gdy spotykani codziennie ludzie są przyjaźnie i optymistycznie nastawieni.

Niektóre sprzęty domowe

Prawda jest taka, że człowiek błyskawicznie przyzwyczaja się do wygody. Jak korzysta się z czegoś przez jakiś czas i potem nagle to znika, to tego brakuje. Nawet jeśli jest to zwykłe domowe udogodnienie życia, a nie jakiś cud techniki! Pierwsze czego mi zabrakło – to klimatyzacja. W Stanach nie ma domu bez klimy (przynajmniej na Południu) i ma to sensowne uzasadnienie. Lato trwa tam długo i jest tak gorąco, że nikt nie byłby w stanie wytrzymać w domu wyposażonym jedynie w wiatrak.

Zrządzenie losu sprawiło, że do Polski przyjechałam w momencie, gdy temperatury były dokładnie takie, jak w upalnej Atlancie – ponad 30 stopni w cieniu i zero wiatru. Na dworze skwar, który ciężko wytrzymać, więc schronienia trzeba szukać w domu.. No właśnie, a w nieklimatyzowanych domach i mieszkaniach jest wtedy jeszcze goręcej niż na dworze! Otwarte okno i wiatrak niewiele pomagają, zimny prysznic chłodzi na chwilę, po 10 minutach czuje się strużkę potu spływającą po plecach.. Zaśniecie w takiej temperaturze umożliwił mi chyba tylko jet lag. Chyba nigdy z taką ulgą nie witałam ochłodzenia, jak wtedy, po tygodniu upałów w budynku bez klimatyzacji 😉

Druga rzecz – suszarka. W Stanach to obowiązkowy element każdej domowej pralni, w Polsce zaś, gdzie większość osób ma pralnię w łazience – zwykle brak jest miejsca na “dodatkowy klamot” 😉 Dodatkowy, ale jakże oszczędzający czas! Nie trzeba maszerować na dwór by rozwiesić pranie, koniecznie na klamerki, potem o czasie ściągnąć, żeby nie za mocno przeschło… I jeszcze trzeba uważać na podstępny wiatr, który w ułamkach sekundy może wrzucić całe pranie do oczka wodnego. Nie łatwiej byłoby ustawić sobie ten dodatkowy klamot? 😉

Tolerancja dla wyglądu

Nie wiem, czy tolerancja jest tutaj właściwym słowem. Chodzi mi o to, że Amerykanie nie mają takiego ciśnienia, jeśli chodzi o wygląd, jak ludzie w Polsce. Rano, w markecie, aż roi się od ludzi w piżamie i bluzie od dresu. Potargani, bez makijażu, zaspani, ale nikogo to nie dziwi, bo przecież jest rano, więc 90% osób tak właśnie wygląda. Tutaj, zwłaszcza w małym miasteczku, nawet rano do sklepu po bułki idzie się w pełnym makijażu i porządnym stroju.

Nie zrozumcie mnie źle – sama lubię czasem się odstawić, zrobić makijaż i ubrać ładną sukienkę, na przykład jak umawiam się z przyjaciółmi na spotkanie, idę na randkę czy do kina. Ale jeśli lecę do apteki czy na pocztę, to naprawdę ten makijaż i strój jest ostatnim punktem na liście moich priorytetów. I dlatego często wychodzę z domu, tak jak stoję, czyli w domowym stroju, japonkach, niekoniecznie perfekcyjnie uczesana czy umalowana. I zawsze w progu moja Mama mnie pyta “TAK idziesz ubrana?” a ludzie na ulicy rzucają krzywe spojrzenia na niewyprasowaną bluzkę. I kurczę, zawsze wtedy mam taką chętkę zrobić to co robią niektórzy w USA – wyjść z domu w piżamie. I dumnie przejść tak przez główną ulicę mojego miasteczka :)))

Ceny w sklepach

Autentycznie brakuje tutaj mi amerykańskich sklepów z ciuchami! I to nie tylko ze względu na ogromny wybór i różnorodność, bo to akurat w Polsce jest na równie wysokim poziomie. Najbardziej brakuje mi ichniejszych cen! W Stanach ubrania są dużo tańsze, zwłaszcza, gdy na zakupy wybieram się do outletów (tutaj) czy sklepów typu TJmaxx (tutaj).

W Polsce zwyczajnie nie stać mnie na marki, które kupowałam bez najmniejszego problemu w USA. Jako, że cena za polówkę Ralpha Laurena, albo torebkę Korsa jest dla mnie tutaj niebotyczna, z pokorą udaję się do H&M czy innego Mohito, by tam znaleźć coś dla siebie. I powiem Wam, że i tam łapię się za głowę, gdy widzę zwykłą bluzeczkę za 100zł, kapelusz za 90zł a kwiatową opaskę.. za 40zł! Kiedyś byłaby to dla mnie normalna cena, teraz po spróbowaniu zakupów z wyższych półek, za duże mniejsze pieniądze, zazwyczaj nie decyduję się na zakup i wychodzę ze sklepu z pustymi rękoma. Pobyt za oceanem zamienił mnie z dziewczyny, która na ciuchy potrafiła wydać pokaźną część wypłaty,  w pierwszego skąpca RP!

Produkty w sklepie spożywczym

Jak już o sklepach mowa, to czasem trochę zatęskni mi się również za produktami spożywczymi, które jadłam w Stanach przez czas mojego pobytu. Gdy szukam ulubionego warzywa – zielonych szparagów, okazuje się, że sezon na szparagi się dawno się skończył i nie mam szans nigdzie kupić ulubionego przysmaku. Dostępność truskawek i borówek, które jadłam dzień w dzień, też zależy od szczęścia i dobrej dostawy w sklepie.

Jednak by oddać sprawiedliwość sklepom polskim, miłe zdziwienie przeżyłam znajdując w markecie znajdując pełną gamę mlek roślinnych oraz żółty ser bez laktozy. Ze względu na nietolerancję tego składnika, dla mnie takie opcje są idealne. Widziałam też duży wybór produktów bezglutenowych oraz dla diabetyków. Widzę, że w tej kwestii zmienia się sporo i sklepy zaopatrują się w produkty dla osób na dietach, wykluczających jakiś składnik. Jednak ceny niektórych produktów są mocno przesadzone, zwłaszcza biorąc pod uwagę polskie warunki. Awokado, mango, woda kokosowa czy mleko migdałowe, które lądują w moim koszyku co tydzień w USA, tutaj są naprawdę sporo droższe.

Toalety

Ostatnie, trochę głupie, ale to już siódmy punkt i powoli pomysły mi się kończą 😉 W Polsce brakuje mi ogólnodostępnych i darmowych toalet. W USA kibelki są wszędzie! Oprócz oczywistych na stacji benzynowej, restauracji czy w galerii handlowej, to jeszcze w każdym większym sklepie z ciuchami, markecie czy sklepie z elektroniką. W końcu nigdy nie wiesz, kiedy Ci się zachce załatwić potrzebę fizjologiczną podczas buszowania między półkami 😉

Jeśli ktoś ma, podobnie jak ja, pęcherz wielkości piłeczki ping-pongowej, to doceni, że nie trzeba wychodzić ze sklepu podczas zakupów! Tylko spokojnie załatwić pierwszą w hierarchii potrzeb Maslowa w dostępnej w owym sklepie toalecie. Do tego nigdy podczas półtorarocznego pobytu w USA nie zapłaciłam nigdzie choćby pięćdziesięciu centów za skorzystanie z toalety – ubikacje wszędzie są darmowe. W Polsce już niekoniecznie – ostatnio zabuliłam 3 zeta w galerii handlowej (!) za dostęp do toalety. Trochę sporo, zwłaszcza z moim pęcherzem!

*

Mam nadzieję, że nie zasnęliście czytając tę nieco przydługą notkę 🙂 A czy Wam brakuje czegoś w Polsce po powrocie z zagranicy? Czekam na Wasze komentarze 🙂

You Might Also Like

27 komentarzy

  • Reply
    Anonimowy
    18 września 2015 at 14:33

    Mieszkałam w PL, mieszkałam w US, a teraz mieszkam w Niemczech i zawsze gdzieś czegoś mi brakuje :). W US brakowało mi dobrego jedzenia, ale na szczęście miałam w okolicy Trader's Joe i polski sklep. Przez dwa lata pobytu chleb w sklepie kupiłam dwa razy – pierwszy i ostatni :). W DE brakuje mi polskiego systemu bankowego – tak, tak, ten w DE jest 20 lat za nami :(, a wielu miejscach nie można płacić kartą kredytową! nawet w IKEA! Co do uprzejmości, chit-chats o tak, tego brakuje mi wszędzie. A zakupów nawet po 10 latach nie potrafię spokojnie robić w Europie :). BTW, TJ Maxx w PL nazywa się TK Maxx i jest w kilku większych miastach. Za toalety w DE też często się płaci, nawet na stacjach, ale zazwyczaj są super nowoczesne i czyściejsze niż gdziekolwiek, więc nie mam z tym problemu :). A tak reasumując, wszyscy znajomi Amerykanie mieszkający z nami w DE zachłystują się Niemcami i są zachwyceni (prócz cen 🙂 ) i za wszelką cenę przedłużają swoje kontrakty ;). Pozdrawiam, Kinga

    • Reply
      Anonimowy
      18 września 2015 at 17:29

      W USA system bankowy tez jest z ery dinozaurow np czeki, dopiero zaczeli wprowadzac karty chipowe, a o zblizeniowych to wogole nie slyszeli, zeby zalatwic jedna rzecz, ktora bank zawalil czekam od marca i nic szkoda gadac

    • Reply
      kashienka
      9 października 2015 at 12:33

      Anonim 1 – Nie chcę mi się wierzyć, że w Niemczech nie można płacić kartą kredytową w niektórych miejscach! Ale prawda jest taka, że faktycznie zawsze czegoś brakuje, czasem prozaicznych rzeczy 🙂 Ale co do Amerykanów zachłystujących się Niemcami, to słyszałam jednych, którzy w DE spędzili 4 czy 5 lat – z jakim zachwytem opowiadali o wszystkim, szczególnie systemie segregacji śmieci 😀

    • Reply
      kashienka
      9 października 2015 at 12:35

      Anonim 2 – ja tam te czeki bardzo lubię 🙂 Lubię też możliwość wysłania przelewu, gdy zna się tylko maila i nazwisko odbiorcy – ma ten system swoje plusy. A co do banku, to moje doświadczenie jest wyłącznie pozytywne, ale nigdy nie załatwiałam nic bardzo skomplikowanego.

  • Reply
    tunka
    18 września 2015 at 15:51

    Co do Instytucji i nastawienia Polakow to roznica miedzy Belgia a Polska jest taka sama jak Ty opisujesz miedzy Ameryka a Polska. Chociaz ludzie juz nie sa tu w Belgii tacy mili i tez juz rzadziej pozdrawiaja obcych ale jeszcze 11 lat temu jak tutaj przyjechalam to kazdy sie do siebie usmiechal i pozdrawial. ja w sumie w Belgii za Polska nie tesknie, jak chce polskie produkty to jade do polskiego sklepu. W Polsce w sumie tez za Belgia nie tesknie – tesknie raczej za wlasnym domem w Belgii i zyciem. ja bym nie mogla tak jak Ty teraz na tyle czasu do Polski pojechac, moj dom juz jest tutaj za granica a w Polsce mecza mnie wszystkie spotkania rodzinne, wydawanie duzej kasy w sumie takiej jakbym na jakies zagraniczne wypasione wakacje jechala a to tylko Polska, znajomi tez sie porozjezdzali po calym swiecie wiec ja czesto do Polski nie jezdze chociaz dzieli mnie o wiele mniej km niz Ciebie…

    • Reply
      kashienka
      9 października 2015 at 12:27

      Pewnie dłużej mieszkasz już w Belgii niż ja w USA, wtedy bardziej chce się przyjeżdżać w rodzinne strony 🙂

  • Reply
    Anonimowy
    18 września 2015 at 17:21

    Tak bez klimatyzacji nie da sie zyc w GA, nie tylko ze wzgledu na upaly, ale i wilgotnosc grzyb by wtedy "goscil" w kazdym domu, to samo z suszarkami, po prostu pranie nie wyschnie ze wzgledu na wysoka wilgotnosc 🙂

    • Reply
      kashienka
      9 października 2015 at 12:18

      Dokładnie tak – czasem śmieję się, że mieszkałam w szklarni, tak duszo i parno 🙂

  • Reply
    Anonimowy
    18 września 2015 at 17:24

    Tolerancja dla wygladu, zalezy gdzie pracujesz i w jakim towarzystwie przebywasz moze nikt ci nic nie powie, ale za plecami napewno cie obsmaruje, wiec ta tolerancja to taka sobie jest.

    • Reply
      kashienka
      9 października 2015 at 12:29

      Nie przesadzałabym – ja nie spotkałam się, żeby przy mnie ktoś chamsko obsmarowywał kogoś za plecami, to dlaczego mieliby to robić na mój temat?

  • Reply
    LIFE STYLERKA
    18 września 2015 at 19:47

    Często jest tak, że nie zdajemy sobie na co dzień sprawy z tego co jest dla nas tak na prawdę ważne. Kiedy byłam w stanach, to najbardziej tęskniłam za naszym chlebem i czarną herbatą. Teraz kiedy dość często jeżdżę po Europie, jak wracam do Polski, to brakuje mi właśnie tych wyluzowanych, uśmiechniętych i zadowolonych z życia ludzi.

    • Reply
      kashienka
      9 października 2015 at 12:21

      To nastawienie ludzi dużo zmienia, od razu humor staje się lepszy gdy wokoło ma się uśmiechniętych ludzi:)

  • Reply
    kazetka
    19 września 2015 at 16:23

    punkt nr 8, w Pl za wodę w restauracji się płaci, ale za to smakuje lepiej!:)

    • Reply
      kashienka
      9 października 2015 at 12:19

      Ja na nawet w USA płacę bo nie piję tej ich kranówki za darmo, fuuuj 😉

  • Reply
    Paulina
    22 września 2015 at 22:14

    Ach, większości z wymienionych przez Ciebie rzeczy brakowało mi, jak byłam latem w Polsce 🙂 Szczególnie suszarki do prania, która naprawdę mega ułatwia życie! Ale za to… jedzenie w Polsce takie pyszne!!!

    • Reply
      kashienka
      9 października 2015 at 12:20

      Jedzenie zdecydowanie wynagradza drobne niedogodności <3

  • Reply
    Paula
    3 października 2015 at 19:33

    Zawsze zaglądam tutaj z zaciekawieniem co nowego napisałaś. Kolejna fajna notka , czekam na następną! 🙂 Powodzenia! 🙂

    • Reply
      kashienka
      9 października 2015 at 12:19

      Mega mi miło :* Dziękuję, staram się częściej pisać, ale ostatnio mam mały kryzys blogowy!

  • Reply
    Pola Mitmańska
    27 listopada 2015 at 03:38

    Hummus znajdziesz w sklepach bardziej "eko". W Warszawie na pewno mają takie 🙂 W Poznaniu kupowałam! Ale faktycznie wybór jest o niebo większy w Stanach. Życie wegetariańskie, albo nawet i wegańskie w Stanach a w Polsce, to jest coś czego po prostu nie da się porównać!
    Zdecydowanie zgadzam się ze…wszystkim! 🙂 I jak to tam na Ciebie patrzą z tym Twoim iPhonem, że przyjechała ze świata gwiazd i się panoszy i chwali. Eh!

    • Reply
      kashienka
      24 lutego 2016 at 22:42

      Tak, w Warszawie mam hummus nawet w sklepie pod blokiem – jest taki bardziej eko 🙂 No cóż – chyba mamy podobne odczucia!

  • Reply
    Mags WKD
    27 lutego 2016 at 19:11

    Nie dziwne, że Ci brakuje takich rzeczy 😉 za otwartością ludzi, tolerancją wyglądu i cenami w sklepach będzie mi brakować po powrocie z Anglii 🙂

  • Reply
    Marcin New Jersey
    31 grudnia 2016 at 13:57

    A propo zakupów w stanach, jest taka opcja jak (price match) czyli idę np do BestBuy sklep z elektroniką, zanim kupię np komputer, lub głośniki , sprawdzam na internecie cenę (Amazon ma dużo taniej) np laptop w BestBuy lenowo kosztuje 1000$ a ja taki sam znajduje za 800$, to przy kasie obnizaja cenę i płace 800$ a nie 1000$, ostatnio kupiłem case do iphona 7 plus( Otterbox defender) w sklepie 59$ a ja zapłaciłem 25$
    Moja żona lubi zakupy w Macys, ma tam kartę kredytowa,(dzięki temu kupuje ciuchy czy torebki i może oddać do pół roku) tak normalnie 30dni jak się bluzka nie podoba oczywiście z metką. Ale pare razy miała kupiła coś w Macys zapłaciła 30$ poszła za dwa tygodnie i ta sama bluzka kosztowała 20$ wiec podeszła do kasy dała rachunek i oddali jej 10$

  • Reply
    Daria
    6 czerwca 2017 at 22:11

    Ogólnie czesto sie przeprowadzam pomiedzy polska(mama) ameryka(tata) szkocja (chłopak i szkoła) wiec mam porównanie pomiedzy tymi 3 krajami i czego mi najbardziej brakuje tu ogolnie w europie bankomatów a raczej wpłatomatów w Anglii jedynie wpłacić pieniadze mozna w okienku, nie mozna tego zrobic nie wysiadajac z auta przez drive thru właśnie i tego drive thru mi brakuje czasami jak sie spiesze do starbucks czy do bankomatu, chyba nigdy w zyciu nie bylam w srodku banku w ameryce, a nie RAZ zakładajac konto haha. Ogromnych parkingow i szerokich miejsc parkingowych(albo tych pod skos co łatwiej zaparkować), z racji tego że w Europie żadko spotykane sa duze samochody miesca parkingowe są małe i przeważnie tez cięzko je znależć. Amerykańskich autostrad, chociaż nie brakuje mi korków w których potrafiłam stac w ameryce nawet i 2h. Kurcze mogłabym wymieniać i wymianiać. Z racji tego ze mój tata mieszka w Chicago, brakuje mi tez najlepszego meksykańskiego żarcia i moich meksykańskich przyjaciół. Cen produktów AGD czy produktów apple. Tak sie rozpisałam że chyba nastepnym razem bede mogla napisać post na ten temat za Ciebie haha pozdrawiam Kasiu, mam nadzieje ze nasteonym razem uda nam sie spotkać w Chicago. Convincedd z instagrama.

  • Reply
    cytrynka
    6 czerwca 2017 at 22:25

    Naprawdę nikt Cię nie pozdrawia kiedy biegasz? Jak widać mieszkam w jakiejś dziwnej okolicy, bo wszyscy biegacze witają się ze sobą i uśmiechają podczas mijania 🙂 m.in dlatego polubiłam bieganie…

    Zielone szparagi są w każdej biedronce i lidlu 🙂 ale najlepsze na ryneczku 😉 Mnie właśnie za granicą denerwowały sztuczne warzywa i owoce, nawet na rynku błyszczące wypolerowane jabłka lub organic 2x drożej 🙂

    Mnie akurat denerwuje brak dbałości o wygląd w krajach anglosaskich. Dla mnie makijaż (oczywiście nie wieczorowy) i schludny wygląd nawet podczas porannej wizyty w piekarni to wyraz szacunku dla innych napotkanych osób. Nie sztuką jest wyjść z domu rozczochranym i w piżamie, ale to raczej świadczy o lenistwie. W żadną ze stron nie należy przesadzać 🙂

    A no i klima w mieszkaniach też jest coraz bardziej popularna, ale ja akurat nie przepadam, wysusza skórę i oczy na wiór 🙂

  • Reply
    Nicholas
    7 czerwca 2017 at 21:57

    Swietne spostrzezenia. Pozwol, ze podziele sie moimi. Mieszkam w USA 25 lat i od kilku lat bardziej tesknie za Polska…byc moze za ta Polska, ktora pamietam sprzed lat (oprocz chamstwa oczywiscie)
    Ja rowniez bylem zaskoczony widzac Amerykanki w papilotach robiace zakupy :)…ale podobal mi sie ten luz i pozytywne nastawienie. Tutaj z kazdym pogadzasz o byle czym. Sa jednak rzeczy do ktorych nigdy sie nie przyzwyczaje, a jedna z tych rzeczy jest niezjadliwe amerykanskie pieczywo. Zawsze musze polowac na dobry chleb – europejski. Zazdroszcze moim znajomym z Chicago, gdyz tam sklepy zaopatrzone sa o wiele lepiej niz w Polsce. Ja gdy zobacze w sklepie korzen pietruszki, to prawie tak jak wygrana na loterii.
    Wiem, ze fajnie jest miec wszystkie owoce dostepne caly rok, ja jednak polecam spozywac te sezonowe. Ameryka jest znana z zatruwania jedzenia, w tym kraju wszystkie chwyty dozwolone.
    Mysle, ze chyba nie ma zakatka na tej ziemi, gdzie wszystko byloby perfekcyjne…czesto musimy zrezygnowac z czegos w zamian za cos innego.
    Jeszcze dolacze pare slow na temat obslugi w urzedach…och…tak to prawda mozna w Polsce coraz czesciej spotkac bardzo mila obsluge, lecz kilka lat temu bedac z zona w Polsce kilka razy zostalismy bolesnie sprowadzeni do czasow PRL-U. Pierwsza byla pani na dworcu PKS, ktora powitala nas w stylu “czego?”, nastepna pani w barze mlecznym, moja zona zapytala expedientke czy sa pierogi, odpowiedz byla bezcenna “nie widzi, ze nie ma na tablicy!?…to nie ma”…hahahhaa. Do dzisiaj pamietam ten glos i to spojrzenie.
    Pozdrawiam 😉

  • Reply
    Jarek z Chicago
    29 stycznia 2018 at 05:33

    A jeszce moze do tego zacofanego systemu bankowego ktory jest w ameryce,jezeli w usa zgina ci pieniadze z karty kredytowej to ci oddadza w polsce zapomnij (chyba jednak wole ten “zacofany “system)

    • Reply
      kashienka
      1 lutego 2018 at 03:46

      No ja chyba też, hehehe 😉

    Leave a Reply