Tegoroczny lipiec był pełen atrakcji. Dużo świętowania – najpierw czwarty lipca, czyli amerykańskie Święto Niepodległości, następnie urodziny B. a zaraz potem moje. Uroczyste kolacje, spotkania w gronie znajomych, imprezy pożegnalne – działo się naprawdę sporo. I jeszcze niezapomniany wypad do Nowego Orleanu na początku miesiąca. Podekscytowanie, oczekiwanie oraz, niestety, solidna dawka stresu stworzyły wybuchową mieszankę. Miesiąc upłynął także pod znakiem pysznego, acz często niezdrowego jedzenia – w przeciwieństwie do dietetycznego czerwca było zdecydowanie za dużo smakołyków i jedzenia w restauracjach – chyba będę do końca życia gruba, ale szczęśliwa 😉
Przygotowanie do czwartego lipca – domowe babeczki 🙂
Cudowny czas w Nowym Orleanie – nie mogę doczekać się, aż pokażę Wam obszerniejszą relację z tego pięknego miasta <3
Huragan (najpopularniejszy drink w Nowym Orleanie) nad Bourbon Street.
.. która jest prawdziwym szaleństwem. W sam raz na moja demofobię! Byłam w stanie obserwować ten tłum wyłącznie perspektywy barowego balkonu;) Swoją drogą, skoro takie tłumy były tam w zwykły czwartek około 1 w nocy to wyobrażacie sobie co tam się dzieje na Mardi Gras? 😀
Przed wyjazdem dostaliśmy od przyjaciół listę restauracji/barów, które koniecznie musimy odwiedzić. Pod jedną z nich kolejka była jak po papier toaletowy w PRL. Głodny B. po minucie oczekiwania był gotowy do pójścia w inne miejsce. Ale ja nie odpuściłam i dzielnie czekaliśmy 45min w maksymalnej spiekocie (ok. 38 stopni Celcjusza) by zjeść lunch w najpopularniejszej jadłodajni w Nowym Orleanie.
Było warto czekać – może nie wygląda, ale smak boooski – Crawfish ettoufee <3
Zwiedzanie zwiedzaniem, jedzenie jedzeniem, ale czas na odrobinę hazardu musiał się znaleźć:)
Wiecie, że w kasynach jest absolutnie zabronione robienie zdjęć stołom z grami? 😛
4 lipca!
I cudowny pokaz fajerwerków widziany z tarasu widokowego naszego hotelu. Było pięknie!
tacy my
A tu już urodziny pana B i nieco słodkości przygotowane przeze mnie 🙂
A dwa dni później to ja zdmuchiwałam urodzinowe świeczki 🙂
Jedna ze starych i kultowych restauracji w Atlancie – w urodziny byłam tam po raz pierwszy 🙂
Homar nadziewany owocami morza. Uwielbiam!
Prezencik <3
Popołudnie nad rzeką – upały od dwóch miesięcy nie odpuszczają, dlatego rzadziej niż wiosną wychodzimy z klimatyzowanych domów, ale czasem trzeba człowiekowi kontaktu z naturą!
Kawa, hummus i ploteczki – to co tygryski lubią najbardziej 🙂
Randki w przepysznych włoskich knajpkach są także cudowne.
Zobaczcie jak fajnie zapakowane danie dostałam:)
(dobra, przyznawać się, kto przerwał czytanie, żeby zrobić sobie kanapkę? Ja pisząc notkę mocno zgłodniałam:D)
Zawsze w drodze:)
Dzicz w centrum miasta.
Moja ulubiona restauracja sushi – zawsze pięknie podane i przepyszne <3
Jeden z najciekawszych zachodów słońca jaki widziałam.
Najpierw słońce oświetliło chmurę do takich kolorów, a potem wewnątrz tej chmury rozpoczęła się burza – przepiękne widoki przy kolacji 🙂
My przed imprezką
Jedno z ulubionych miejsc w Midtown – mają świetną wentylację i można posiedzieć na dworze przy przyjemnej bryzie, co jest rzadkością w Atlancie 😉
Pożegnalne przyjęcie nad basenem mojej kochanej koleżanki, Kiki.
Atlanta z klocków lego – niesamowity widok w Legolandzie.
Próby powrotu do zdrowej diety 😉
Zachód słońca gdzieś po drodze…
I nowa złota zabaweczka:)
18 komentarzy
Patrycja Miziołek
4 sierpnia 2015 at 08:22Mega 🙂
kashienka
29 sierpnia 2015 at 20:06:)))
Zielona Karuzela
4 sierpnia 2015 at 17:47Jak zwykle mega mix i piękne zdjęcia 🙂
Buziaki ode mnie i Kasi!
Karolina z zielonakaruzela.pl
kashienka
29 sierpnia 2015 at 20:07Dziękuję ślicznie dziewczyny! 🙂 Również ślę całusy!
Anonimowy
5 sierpnia 2015 at 00:22Tort OMG!
Czy będzie przepis?
kashienka
29 sierpnia 2015 at 20:09Na blogu raczej nie, bo to nie przepis amerykański 😉
Tak naprawdę to w środku może być cokolwiek – biszkopt, sernik na zimno, ciasto czekoladowe. Efekt powstaje, gdy to ciasto udekoruje się później m&msami oraz kit-katami 🙂
Paula
5 sierpnia 2015 at 18:24Piękny Nowy Orlean! 🙂 super zdjęcia! 🙂
kashienka
29 sierpnia 2015 at 20:09Dziękuję ślicznie a Nowy Orlean faktycznie był piękny <3
Karolina Klara Goławska
6 sierpnia 2015 at 12:54zazdroszczę odwiedzin tak pięknych miejsc 😀
zapraszam! 🙂
kashienka
29 sierpnia 2015 at 20:10Dziękuję – sama mam świadomość, że udało mi się odwiedzić już w Stanach wieeele pięknych miejsc <3
Aga Wloch
6 sierpnia 2015 at 21:04Jak kazdy Twoj post, swietny z cudownymi zdjeciami.
Ale jestes zdolniacha, taki tort zrobic, wow 🙂
Buziaczki
kashienka
29 sierpnia 2015 at 20:11Dziękuję Kochana za tak miłe słowa :* Uwielbiam robić i dekorować torty – ten akurat był jeden z prostszych, ale efektownych 😉 Całuski
Joanna Marek
22 sierpnia 2015 at 18:07Piekne zdjecia …..ja tez mysle o zakupie torebki Michael Kors, ale sie zastanawiam jaka. 🙂
kashienka
29 sierpnia 2015 at 20:12U mnie problem jest taki, że podoba mi się co drugi model i chciałabym prawie wszystkie ;)) Dziękuję!
LIFE STYLERKA
26 sierpnia 2015 at 21:04Kasia, Ty gruba do końca życia? Chyba sobie żartujesz kobieto. jak dla mnie wyglądasz rewelacyjnie, szczęściarz z tego Twojego B.:). To fakt, coś bym przekąsiła, zwłaszcza ten torcik z M&Msami na wierzchu, pychotka!
kashienka
29 sierpnia 2015 at 20:14Dziękuję Kochana za tak miłe słowa :))))) Ale uwierz mi, że jest co gubić, zwłaszcza po dwóch tygodniach w Polsce 😛 Torcik z M&M był pyszny, ale tak słodki, że miałam mdłości po trzech kęsach!
mygorgeouslife
27 sierpnia 2015 at 13:33Amerykańskie babeczki wyglądają uroczo, a smakują pewnie jeszcze lepiej! Chciałabym choć miesiąc spędzić tak jak Ty – marzy mi się posmakowanie takiego amerykańskiego życia!:)
kashienka
29 sierpnia 2015 at 20:16Amerykańskie babeczki robiłam z dziećmi tuż przed wyjazdem i w tym pośpiechu nie miałam okazji ich spróbować! Ale podobno wyszły niezłe 😉
Mnie też się marzyło takie chwilowe zasmakowanie amerykańskiego życia – a potem okazało, że po miesiącu absolutnie nie miałam ochoty wracać do Polski 😉