Pamiętacie, jak kiedyś pisałam o obawach dotyczących wyjazdu? (tutaj) Jedną z obaw były jednostki amerykańskie. W Stanach zamiast normalnego systemu metrycznego stosuję się bowiem jednostki imperialne, o których wcześniej tylko słyszałam, ale ich nie używałam. Bo o ile system metryczny jest chyba dla każdego logiczny i łatwy to ciężko mówić o jakiekolwiek logice w jednostkach stosowanych w USA.
DLACZEGO AMERYKAŃSKIE JEDNOSTKI SĄ CIĘŻKIE DO ZAPAMIĘTANIA?
W porównaniu z tym system jednostek “reszty świata” to bułka z masłem. Tutaj w jednej stopie jest 12 cali, w jardzie mieszczą się 3 stopy, mila ma 1760 jardów, a w jednym funcie jest 16 uncji. Super, nie? Ale spróbuj tylko zasugerować jakiemuś Amerykaninowi, że ten system jest totalnie nielogiczny i powinni przyjąć jednostki reszty świata – zaraz powie, że ten system jest najlepszy i to reszta świata powinna się go nauczyć. A w życiu! ;)))))
Sami zobaczcie jak to wygląda na poniższym wykresie.
JAKIE JEDNOSTKI PRZYSWOIŁAM NAJSZYBCIEJ?
Przed wyjazdem bałam się, że zanim się nauczę stosować te ichniejsze cuda, miną wieki. Najszybciej poszło mi chyba z milami i do nich “przyzwyczaiłam się” najszybciej. Nadal mnie wprawdzie śmieszy, że jedna mila to 5280 stóp, ale dystanse podane są w milach, ograniczenia prędkości w milach, w samochodzie licznik w milach, nawet GPS w telefonie mi gada w milach to głupotą byłoby to wszystko przeliczać na kilometry. Zresztą nie wiem, czy wiecie, ale Amerykanie mówiąc o dystansach, częściej niż mil używają jednostek czasu. Np. “Pracuję pół godziny drogi od centrum” / “Mieszkamy 20 minut od siebie” / “Nasz domek letniskowy jest godzinę drogi na południe”. Dopiero zapytani, zaczynają się zastanawiać, ile to może być mil.
Stosunkowo szybko nauczyłam się też “rozpoznawać” temperaturę w Fahrenheitach. Dokładnie, oczywiście, nie oszacowuję ile to jest stopni Celsiusza, ale patrząc na termometr umiem powiedzieć (bez konieczności wychodzenia na dwór;)) czy jest gorąco, ciepło, chłodno czy zimno. Podobnie intuicyjnie idzie mi z piekarnikiem i wiem, że np. to i to danie piekę na 370 stopniach Fahrenheita.
Ale zaraz jak przyjechałam miałam zresztą śmieszną sytuację ze stopniami. Nie wiem czy pisałam wcześniej, ale w pierwszym tygodniu pobytu mocno się rozchorowałam. Jet lag, zmiana klimatu i ogólne osłabienie sprawiło, że wylądowałam w łóżku z dreszczami i zawrotami głowy. Wtedy też zmierzono mi temperaturę. Byłam taka śnięta i półprzytomna od gorączki, że jak usłyszałam, że mam 102 stopnie, to autentycznie zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie kopnęłam w kalendarz i czy nie jestem w niebie. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, że to tylko skala Fahrenheita 😉.
WIEM DOKŁADNIE TYLE, ILE POTRZEBUJĘ 😉
Ze stóp to wiem, tylko jakiego jestem wzrostu (do dokumentów i żeby wiedzieć, gdzie nie wchodzić do basenu, bo głęboko;)), z funtów tylko tyle, ile ważę (nie można było do końca życia w błogiej nieświadomości, w końcu przeliczyłam sobie wynik z łazienkowej wagi) i że to mniej więcej dwa razy tyle ile kilogram. Galony to nadal czarna magia i nawet się nie silę by ich używać 😉
Wesoło jest, gdy przygotowuję coś z polskiego przepisu. Bo jak w Polsce najczęściej składniki odmierza się w gramach to tutaj jednostką jest najczęściej 1 szklanka (1 cup). I trzeba szukać przelicznika w Internecie, bo cukier czy mąkę przelicza się na te szklanki inaczej. Co ciekawe, dużo rzadziej niż w Polsce używa się tu wagi kuchennej – za to szklaną miarkę widoczną na zdjęciu powyżej znajdziecie chyba w każdym amerykańskim domu 🙂 Ja osobiście nie znoszę tego przeliczania i ważenia wszystkiego! Dlatego też znacznie częściej używam przepisów amerykańskich – tak jest mi dużo łatwiej. Jednak na szczęście na większości produktów spożywczych jest przelicznik na jednostki metryczne.
*
Znacie jednostki imperialne? Orientujecie się dobrze w calach, galonach i funtach? Dajcie znać jak szybko ogarneliście ten temat 😉
12 komentarzy
Anonimowy
13 sierpnia 2014 at 09:38Witam 🙂 intetesujące. Zabieram się za czytanie bloga 🙂 Powodzenia w USA!!! Monika
kashienka
13 sierpnia 2014 at 17:23Dziękuję 🙂 miłego czytania!
Anonimowy
14 sierpnia 2014 at 11:47Kasia dobrze wszystko wychwyciłaś 😉 Aga B.
kashienka
22 sierpnia 2014 at 17:36Hehe, dzięki 😉
english-at-tea
14 sierpnia 2014 at 14:12nie dziwie się Twoim obawom 😉 dobrze, że jednak da się w miarę funkcjonować na normalnych jednostkach ;))
kashienka
22 sierpnia 2014 at 17:36Jakoś daję radę :)))
Anonimowy
15 sierpnia 2014 at 16:16Widziałam w sieci obrazek komentujący to porównanie 😛 Ale nie jest specjalnie poprawny politycznie!
kashienka
22 sierpnia 2014 at 17:37Też go widziałam, ale właśnie ze względu na poprawność polityczną nie wstawiłam go na bloga 😉
Anty Marka
15 sierpnia 2014 at 18:02No dziękuję bardzo za takie jednostki…. w życiu bym nie wiedziała jak się w tym odnaleźć 🙂
http://www.antymarka.blogspot.com
kashienka
22 sierpnia 2014 at 17:38No nie ma łatwo! 😀
Nadia
26 listopada 2017 at 01:07Mam to samo ogarniam tylko temperature wiem ile waze i ile mam wzrostu. Pamietam jak kilka lat temu pewna amerykanka zapytala ile mam wzrostu? wiec mowie ze szczerze to nie wiem jeszcze sie nie nauczylam przeliczac. Na co ona aaaaa ok to powiedz po europejsku, Ile masz kilometrow wzrostu???
kashienka
27 listopada 2017 at 21:10Ja uważam, że wiem dokładnie tyle, ile jest mi niezbędne 😀 Całą resztę mogę przeliczyć za pomocą apki w telefonie 🙂 A co do kilometrów wzrostu, to rozbawiłaś mnie 😀 Ah ci Amerykanie!