Dziś trochę z innej beczki, luźniejszy temat, który może Was zainteresuje. Szukając ostatnio czegoś na iPadzie, natknęłam się na notatkę, napisaną przeze mnie na brudno, jakoś krótko po przylocie. Była to notatka o lataniu samolotem w Stanach. W tej chwili straciła ona dużo na ważności, bo mam za sobą chyba z dziesięć lotów tutaj i lotniska nie wywołują u mnie już takiego stresu. Jednak postanowiłam mimo o tym napisać, by dodać otuchy komuś, kto jeszcze nie jest doświadczony w tym temacie. Jeśli jesteście ciekawi dlaczego amerykańskie lotniska mogą okazać się stresujące to zapraszam do czytania!
ZASKOCZENIE NA DZIEŃ DOBRY
Zanim poleciałam za wielką wodę to wydawało mi się, że skoro gdzieś tam już w życiu byłam, coś tam widziałam to “wielki świat” nie jest mi straszny ;-). Istotnie straszny nie jest, ale z pewnością syndrom prowincji się odezwał się u mnie wiele razy. Te nasze, polskie i niektóre zagraniczne lotniska to pikuś w porównaniu z ogromnymi lotniskami z jakimi zetknęłam się lecąc za ocean.
Na samo dzień dobry zaskoczyła spora ilość terminali, między którymi podróżuje się lotniskowym metrem, bo są dość daleko od siebie. I różne tablice i oznaczenia często całkiem inne niż u nas. W zasadzie na początku ciągle pytałam się o drogę i upewniałam się czy idę w dobrym kierunku. W momencie kiedy człowiek zorientuje się w ostatniej chwili, że poszedł w złym kierunku lub pomylił terminale to może być za późno na dotarcie w inny punkt. Albo to, że można się zgubić w drodze od samolotu do odbioru bagażu, bo jest to dość daleko 😉
NOWE DOŚWIADCZENIA LOTNISKOWE
Pamiętam dobrze pierwszy samodzielny lot z Nowego Jorku do Atlanty. Wysadzono mnie wtedy “przy lotnisku” a ja znając tylko przybliżoną godzinę wylotu i miejsce docelowe musiałam znaleźć terminal właściwych linii lotniczych i odprawić się. Niby nic trudnego, ale sprawę zdecydowanie utrudniały 4 bagaże, które miałam ze sobą i całkowity brak rozeznania na lotnisku. Ponadto kierowca się pomylił i podwiózł mnie w zupełnie odwrotne miejsce. Nabiegałam się po tamtym lotnisku za wszystkie czasy, zanim znalazłam właściwy terminal! Finalnie oczywiście udało mi się dolecieć do Atlanty, ale co stresu się wtedy najadłam to moje.
Potem były kolejne loty i kolejne doświadczenia. Pamiętam wylądowanie na międzynarodowym terminalu po locie krajowym i 25 minutowy nocny marsz po lotnisku do terminalu krajowego. Później mega spóźnienie na lot i ominięcie kolejki przechodząc pod tymi taśmami i przepraszając gigantyczną kolejkę i dotarcie do bramki 5 min przed odlotem. Była jeszcze zmiana godziny wylotu w dzień wylotu i innym razem próba załapania się na wcześniejszy lot. I choć do doświadczonego podróżnika mi bardzo daleko to można powiedzieć, że jest już ze mną lepiej! Trochę się z tymi lotniskami oswoiłam i nie panikuję już przed lotem, nawet jak lecę sama 😉
*
Jeśli samodzielny lot w nieznane jest jeszcze przed Tobą to być może obawiasz się przesiadek na obcych lotniskach i dezorientacji “w terenie”. Zapamiętaj proszę, żeby zawsze PYTAĆ O DROGĘ (nawet jeśli jesteś facetem:-)). Lotniska są przygotowane na to i obsługa z pewnością pomoże Ci we wszystkim. Jeśli zobaczą totalną dezorientację w Twoich oczach to wręcz za rękę zaprowadzą we właściwe miejsce i poinstruują co i jak. Nie stresujcie się za bardzo, pierwsze koty za płoty, potem będzie tylko lepiej 🙂
A jakie jest wasze doświadczenie z lotami? Od początku poszło gładko czy były jakieś przygody?
12 komentarzy
Anonimowy
6 czerwca 2014 at 13:4521 lat i jeszcze nie leciałam samolotem:-(
Kama
kashienka
15 czerwca 2014 at 20:07Wszystko jeszcze przed Tobą!
Anonimowy
6 czerwca 2014 at 16:34Witaj, poniżej kilka moich ciekawych przypadków:
– kilkakrotnie zgubiony bagaż, od tego czasu latam tylko z podręcznym,
– oczekiwanie na przesiadkę powyżej 12 godzin,
– odwołany lot, do celu doleciałem 2 dni później,
– rozlane pod samolotem paliwo, wokoło pełno straży pożarnej na kogutach,
– oczekiwanie w samolocie na start 5 godzin,
– krótki czas na przesiadkę i sprinty na lotnisku, sam nie wiem ile razy,
ogólnie rzecz biorąc przyzwyczaiłem się 🙂 w sumie za mną ponad 200 lotów 🙂
W USA nie byłem, lotniska europejskie również mają wiele terminali do których dojeżdża się kolejką, w zeszłym roku miałem na przesiadkę 1,5 godziny i bym nie zdążył na kolejny lot, też musiałem ominąć kolejkę 🙂
A z rzeczy przyjemnych, krótka historyjka, lot TAP Portugal, z kolegą R&R siedzimy na końcu samolotu, do picia oczywiście zamówione białe i czerwone wino, na start, potem było już tak dobrze, że obsługa zostawiła nam drugą butelkę do skończenia, co oczywiście zrobiliśmy – to był jeden z przyjemniejszych lotów trwał 3.15h a nam się wydawało że 15 min.
To tak w telegraficznym skrócie.
Pozdrawiam Figaro
kashienka
15 czerwca 2014 at 20:14Oj oczekiwanie na start w samolocie, ja raz czekałam ponad godzinę i nie było to miłe, a co dopiero pięć! Zagubionego bagażu zawsze się obawiam, na szczęście nigdy tego nie doświadczyłam na własnej skórze… Ja na koncie mam może 1/5 tego co Ty, ale wszystko jeszcze przede mną 🙂
Ja unikam napoi % podczas lotu, zwykle obawiam się turbulencji ;))))
Anonimowy
6 czerwca 2014 at 16:42zapomniałem dodać wiele jeszcze przed Tobą 🙂
kashienka
15 czerwca 2014 at 20:14nie wiem, czy powinnam się bać…? 🙂
Anonimowy
6 czerwca 2014 at 21:20To to był Twój pierwszy lot samolotem, czy nie? Mam na mysli lot do Stanow?
kashienka
15 czerwca 2014 at 20:08Nie, latałam już wcześniej wiele razy, pierwszy raz chyba na Kretę, jak miałam jakieś 11 lat. Ale lot do Stanów był moim pierwszym lotem za ocean.. 😉
english-at-tea
7 czerwca 2014 at 21:26Jeden bagaż potrafi uprzykrzyć podróż, a co dopiero 4.. ;]
ja żadnych przygód nie miałam (oprócz dojazdu na lotnisko w środku nocy, kiedy to taksówkarz 2 razy nie zjechał z autostrady na właściwym zjeździe i nadrabialiśmy przez to godzinę drogi, na szczęście dzięki zapasowi czasu zdążyliśmy), dla mnie stresujący jest już sam fakt lotu 😉
kashienka
15 czerwca 2014 at 20:11Ja też stresowałam się samym lotem, od kiedy w wieku 19-20lat po pewnym locie z turbulencjami nabawiłam się lekkiej fobii samolotowej. Na szczęście później mi to minęło 🙂
english-at-tea
16 czerwca 2014 at 10:02to dobrze, że minęło 🙂 dla mnie drobne turbulencje to już wzrost ciśnienia, więc lęk raczej irracjonalny..
kashienka
19 czerwca 2014 at 02:32Każdy gwałtowny skok ciśnienia może być początkiem migreny w moim przypadku. Na szczęście, częściej reaguje "globusem" na brzydką pogodę niż na samolot 😉